Do oceny, czy Andrzej Przewoźnik był współpracownikiem służb specjalnych, powołany jest sąd lustracyjny. Jednak niezależnie od tego jaka prawda, sam Przewoźnik już wydał na siebie wyrok swoim zachowaniem.
Pewne jest, że po spektaklu jaki odgrywa, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej być nie może. Sugestie jakoby dokument mający świadczyć o jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa pojawił się w wyniku jakiegoś wymierzonego w niego spisku jest absurdem. Dokument był bowiem jawny, tylko nikt wcześniej o niego nie prosił, bo dotychczasowa funkcja nie wymagała od Przewoźnika oświadczenia lustracyjnego.
Jeszcze bardziej dziwi w tej sytuacji zachowanie prezesa IPN, który namawia domniemanego agenta do nie wycofywania się z konkursu. Jasne jest bowiem, że gdyby po ewentualnym zwycięstwie Przewoźnika okazało się, że Przewoźnik jednak donosił, byłaby to kompromitacja całego procesu lustracji.
Przewoźnik ma swoją własną teorię spiskową: a może właśnie o to chodzi.
Cezary Gmyz