Donos na Cimoszewicza (aktl.)

Donos na Cimoszewicza (aktl.)

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przesłuchanie Włodzimierza Cimoszewicza przed komisją orlenowską zaczęło się od jego oskarżeń pod adresem komisji, a skończyło jej decyzją o zawiadomieniu prokuratury, że marszałek popełnił przestępstwo, składając fałszywe oświadczenie majątkowe w 2002 r.
Swoje wystąpienie przed komisją marszałek zaczął od ataku na jej członków. Zarzucił im łamanie prawa i dążenie, by z przesłuchania urządzić spektakl polityczny, który ma go zdezawuować jako kandydata na prezydenta. Zagroził też, że wystąpi do sądu z oskarżeniem, jeśli członkowie komisji powtórzą to, co nazwał "gołosłownymi pomówieniami" pod jego adresem.

Przypomniał, że stawił się przed komisją, choć jego wnioski z 9 lipca o wyłączenie z jego przesłuchania 7 z 8 posłów z komisji nie  zostały - jak twierdzi - rozpatrzone "zgodnie z prawem". Oznajmił, że nie wniesie po raz drugi o wyłączenie posłów z jego przesłuchania, bo efekt byłby taki sam jak poprzednio. Podkreślił, że komisja w obecnym swoich składzie, bez posłów SLD i SdPl, jest niereprezentatywna, a jej skład jest sprzeczny z prawem - to będzie miało wpływ na wartości ustaleń komisji" - ocenił. Przesłuchanie marszałka obfitowało zresztą przez cały czas w ostre wymiany zdań między nim a posłami i pouczenia wygłaszane przez niego pod adresem posłów.

Marszałek Sejmu zarzucił komisji, że przemilcza niektóre wątki spraw, np. związanych z firmą J&S, bo wówczas musieliby przed nią zeznawać niektórzy członkowie komisji - wymienił Antoniego Macierewicza, Konstantego Miodowicza, Zbigniewa Wassermanna i eksperta komisji Zbigniewa Nowka. Oświadczył, że on sam niewiele wie, głównie z mediów, o sprawach do wyjaśnienia których została powołana komisja. Jako szef MSZ w rządzie Leszka Millera nie zajmował się sprawą nadzoru nad bezpieczeństwem energetycznym państwa.

Marszałek się pomylił?

Cimoszewicz zwrócił się do członków komisji, by ostrze swej krytyki skierowali przeciw niemu, a nie członkom jego rodziny. Atakiem na swoją rodzinę nazwał dociekanie posłów w sprawie nieprawdziwego oświadczenia majątkowego, jakie złożył w roku 2002, w którym nie uwzględnił akcji PKN Orlen. Ich pakiet, kupiony w lipcu 2000 roku i wyceniony w październiku 2001 r. na 500 tys zł., sprzedał w styczniu 2002 r. Powtórzył, że 2/3 akcji było zakupione na jego rachunek maklerski dla córki i zięcia, on sam zaciągnął kredyt na pozostałą 1/3. Po sprzedaży Cimoszewicz córce miał przekazać uzyskane środki, po potrąceniu opłat bankowych. "Transakcja była prawnie i moralnie perfekcyjna" - stwierdził Cimoszewicz. Przesłuchiwany przez posła Romana Giertycha (LPR) przekonywał nawet, że sprzedając akcje, nie odniósł zysku z tej transakcji, bo wszystko przekazał córce i zięciowi. "W naszej rodzinie nie zarabia się na jej członkach, a zwłaszcza na dzieciach - oznajmił doktor praw. "Świadek osiągnął zysk, ale go darował" - replikował Giertych.

Później pod wpływem faktów przedstawionych przez posła Giertycha przyznał, że w oświadczeniu majątkowym (które obowiązuje m.in. posłów za okres poprzedniego roku budżetowego) z 2002 roku popełnił błąd nie uwzględniając w nim akcji PKN Orlen. "Popełniłem pomyłkę podając stan majątkowy na kwiecień 2002 r. (akcje sprzedał w styczniu 2002 r.). Przepisy prawa rzeczywiście wymagają podania tego stanu majątkowego na koniec roku budżetowego - powiedział. Argumentował także, że w 2002 r. dwie trzecie posłów błędnie wypełniło oswiadczenia majątkowe. Stanowczo zaprzeczył jednak sugestiom wiceprzewodniczącego komisji Romana Giertycha (LPR), że w jego oświadczeniu majątkowym jest kłamstwo. "Z kłamstwem mamy do czynienia wtedy, gdy ktoś chce ukryć prawdę, na początku października 2001 r. w jawnym oświadczeniu majątkowym podałem wszystkie informacje na temat posiadanych przeze mnie akcji" - powiedział marszałek.

W dostępnym na stronach internetowych Sejmu oświadczeniu majątkowym Cimoszewicza z października 2001 r. znajduje się informacja, że posiadał on wtedy akcje spółek Agora i PKN Orlen o  wartości ok. 500 tys. zł. W oświadczeniu majątkowym z kwietnia 2002 roku nie ma już informacji o akcjach PKN Orlen, choć dotyczy ono stanu jego majątku na koniec roku 2001).

- Marszałek Sejmu Cimoszewicz "doskonale wie, jak każdy poseł, że oświadczenie majątkowe składa się na dzień 31 grudnia poprzedniego roku i do niego dołącza się PIT na dzień 31 grudnia roku poprzedniego" - powiedział Giertych, nie dając wiary prawdziwości oświadczenia marszałka. - Dlatego pominięcie posiadania akcji PKN Orlen "budzi zainteresowanie, tym bardziej, że fałszywe oświadczenie jest przestępstwem".

Stwierdzenie Giertycha o "fałszywym wypełnieniu" oświadczenia zakłada świadomość podawania nieprawdy marszałek nazwał instynuacją, na co Giertych odparł, że jego pomyłka "na pewno będzie wyjaśniana przez odpowiednie organy".

"Jak urzędnicy skarbowi, policja, prokuratura, mają egzekwować prawo wobec obywateli, którzy się pomylili i źle wypełnili PIT, skoro były premier domaga się publicznej akceptacji takich zachowań?" - spytał retorycznie Giertych.

Cimoszewicz zaprzeczył też, by w chwili sprzedaży akcji wiedział cokolwiek o planach zatrzymania w 2002 roku ówczesnego prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Część członków komisji uważa bowiem, że jako członek rządu mógł wykorzystać tę wiedzę, by w odpowiednim momencie, tuż przed aresztowaniem Modrzejewskiego, sprzedać akcje Orlenu. Po jego aresztowaniu ich cena spadła.

Za każdym razem, kiedy posłowie pytali świadka o sprawę akcji, Cimoszewicz zwracał się z pytaniem do przewodniczącego, czy są one związane z pracami komisji. Przewodniczący odpowiadał, że skoro świadek poruszył tę kwestię podczas wstępnej wypowiedzi, posłowie mają prawo o to pytać. Marszałek zdezawuował też kompetencje ekspertów komisji, kiedy Aumiller zwrócił się do nich o ocenę tej kwestii. "Niech pan nie pyta tych ekspertów" - powiedział na to Cimoszewicz.

Niekorzystne dostawy z Rosji

Odpowiadając na pytania przewodniczącego komisji Andrzeja Aumillera (UP) powiedział, że czasie gdy był premierem był "przeciwny zawieraniu kontraktów długoterminowych" na dostawy ropy naftowej z Rosji, uważając, że w sytuacji, w jakiej znajdował się wówczas światowy rynek ropy i nasz przemysł naftowy oraz sieci i struktury przesyłowej ropy, wiązanie się długoterminowymi kontraktami zobowiązującymi do odbioru istotnych ilości ropy z Rosji nie leżało w naszym interesie. Taki kontrakt proponował wówczas rząd Federacji Rosyjskiej. Rosjanie nie wymieniali wtedy jednak żadnych nazw koncernów, które miałyby uczestniczyć w tej transakcji - powiedział. Nie sprecyzował, kiedy odbywały się te rozmowy - czy wówczas gdy był premierem, czy ministrem spraw zagranicznych.

Na pytanie, czy  rząd zakładał możliwość sprzedaży Rosji "istotnych fragmentów sektora paliwowego", odparł, że on sam był przeciwny sprzedaży RG konsorcjum Rotch Energy z udziałem rosyjskich firm, bo sprzedaż w obce ręce wiązała się z niebezpieczeństwem "wrogiego przejęcia" i zagrożenia polskiego bezpieczeństwa energetycznego. Nie chciał jednak powiedzieć, dlaczego nie przeciwstawił się tym planom na posiedzeniu Rady Gabinetowej, z udziałem prezydenta, powołując się na  interesy Polski w stosunkach z Rosją.

Indagowany przyznał, że w czasie, gdy wiceminister jednego z resortów jechał do Rosji i miał rozmawiać na temat energetyki, były "nieformalne spotkania" z udziałem premiera, ministrów infrastruktury, gospodarki oraz inne - także z udziałem prezydenta. Po tych spotkaniach, "rafineria Gdańska nie została sprzedana" - powiedział. Posłowie rozważają wezwanie uczestników tych spotkań.

Kilkakrotnie Cimoszewicz pytany o kwestie polityki energetycznej kraju i stosunki z Rosją w  kontekście ewentualnych transakcji paliwowych, mówił, że może się na te tematy wypowiedzieć jedynie po zwolnieniu z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej i w trybie tajnym, dlatego po uzyskaniu zgody premiera na zwolnienie Cimoszewicza z zachowania tajemnicy państwowej, odbyło się przesłuchanie bez udziału dziennikarzy.

Dobrze znał, ale nie rekomendował

Marszałek przyznał, że od kilkudziesięciu lat, jeszcze z czasów studiów, zna przewodniczącego Rady Nadzorczej PKN Orlen Andrzeja Hermana. Powiedział jednak, że nie rekomendował go  "nigdy nikomu". Tymczasem b. minister skarbu Wiesław Kaczmarek zeznawał w prokuraturze, że miał zaufanie do Hermana (powołanego do Rady jeszcze za czasów premiera Jerzego Buzka), bo "był rekomendowany przez Cimoszewicza". "Kaczmarek kłamie?" - pytał Miodowicz. "Nie komentuję tego, być może się myli" - odparł świadek.

Oświadczył też, że nie przypomina sobie, by Herman informował go, że jest szantażowany utratą funkcji w PKN Orlen i w Polkomtelu jeśli nie zgodzi się na usunięcie z koncernu naftowego prezesa Andrzeja Modrzejewskiego. O jego zatrzymaniu Cimoszewicz miał się dowiedzieć z mediów.

Marszałek zaprzeczył, by miał coś wspólnego z nominacją Zbigniewa Wróbla na prezesa PKN Orlen. O tym, że ma on objąć to stanowisko - jak twierdzi - dowiedział się z gazet i podkreślił, że "nigdy nie zajmował się kwestiami obsad personalnych w przedsiębiorstwach zależnych od skarbu państwa".

"Nic nie wiem o J&S"

B. premier powiedział też, że nie wiedział, iż firma J&S zdominowała rynek dostaw ropy do Polski. "Nic nie wiedziałem, natomiast nie uważam, że to miało jakieś kolosalne konsekwencje dla państwa" - zeznał. Dodał, że jeśli ministrowie sygnalizowaliby, że dzieje się coś nieprawidłowego, wtedy sprawą zajmowałby się rząd. "Nie przypominam sobie takich sygnałów, więc rząd się tym nie zajmował" - powiedział. Zeznał też, że nie wiedział o kontrakcie zawartym przez Petrochemię Płocką z J&S w  grudniu 1996. "Nie zajmowałem się transakcjami na poziomie zarządów firm państwowych" - dodał. Antoni Macierewicz (RKN) pytał marszałka, czy wie ile procentowo ropy Polska miała z Rosji, kiedy był on premierem. - Około 50 proc. - odparł marszałek. - Muszę pana wyprowadzić z błędu - ok. 95 proc. - powiedział poseł.

Dziwne kontakty Oleksego

Włodzimierz Cimoszewicz przyznał, że  jako premier (1996-1997) miał tajne informację o kontakcie Józefa Oleksego z obywatelem Irlandii Seanem Garlandem, którego Konstanty Miodowicz (PO) nazwał "ustalonym terrorystą", członkiem ekstermistycznych ugrupowań działających w Ulsterze". Potwierdził w ten sposób sensacyjne doniesienia prasy.

W październiku 2001 r. "Rzeczpospolita" napisała, że przez Polskę przebiega szlak przemytu fałszywych dolarów, które zasilają konta organizacji terrorystycznych na całym świecie. Gazeta napisała, że jej dziennikarze dotarli do legendarnego bojownika IRA Seana Garlanda. Garland w 1997 r. kilkakrotnie odwiedzał Polskę - jak twierdził - "w interesach". Jego pobyt w Warszawie obserwowały amerykańskie, brytyjskie i polskie służby specjalne. W stolicy Polski doszło do serii spotkań z udziałem przedstawicieli IRA, oficerów wywiadu Północnej Korei oraz mieszkającego w naszym kraju Libańczyka, uważanego przez CIA za warszawskiego łącznika bliskowschodnich organizacji terrorystycznych Hamas i Hezbollah. W spotkaniach tych Sean Garland, dowódca najbrutalniejszego zbrojnego odłamu irlandzkich terrorystów, brał udział od połowy lat 70. W styczniu 2001 r. nie istniejący już dziennik "Życie" napisał, że w UOP zaginął tajny raport nt. Irlandczyka podejrzanego o dostarczanie broni terrorystom z IRA. Reporterzy twierdzą, że raport pomógł działaczom SdRP wyeliminować z władz partii Józefa Oleksego - w dokumencie widniało nazwisko b. premiera (Oleksego), który miał się spotkać z Seanem Garlandem. Oleksy temu zaprzeczał.

"O akcyzie też nie wiedziałem"

Cimoszewicz - jak twierdzi nie wiedział, że w 1996 roku, kiedy był premierem, ministerstwo finansów wydało rozporządzenie w sprawie akcyzy na paliwa uchylone potem przez Trybunał Konstytucyjny.

Zbigniew Wassermann (PiS) przytoczył zeznania baronów mafii paliwowej, którzy mówili, że mafia mogła funkcjonować m.in. dzięki temu, że kupowała akty prawne. "Czy jest możliwie, żeby pan nie  widział, że w maju 1996 roku minister finansów wydał niekostytucyjne rozporządzenie, który dotyczyło akcyzy na  wytwarzanie paliwa - czytaj tzw. blendowanie, które było głównym źródłem zysku mafii paliwowej?" - chciał wiedzieć poseł.

Cimoszewicz odparł, że zdarza się, iż minister finansów podejmuje decyzje dotyczące akcyzy całkowicie samodzielnie.

"Oni chcą mnie zniesławić"

W przerwie posiedzenia marszałek oznajmił dziennikarzom, że w  90 proc. pytania komisji nie mają nic wspólnego z tym, co posłowie chcą wyjaśnić. Poza tym - dodał - pytania z okresu kiedy był premierem (1996-1997) dotyczą szczegółowych kwestii. W ten sposób -  zdaniem świadka - posłom chodzi o stworzenie wrażenia, że  lekceważył swoje obowiązki. "Większość zadawanych pytań miała na  celu dotykanie moich spraw osobistych i podważenie mojej wiarygodności" - dodał.

Przygotowywanie wniosków do prokuratury o możliwości popełnienia przez niego przestępstwa, tj. złożenia nieprawdziwego oświadczenia majątkowym z 2002 roku i złamaniu ustawy antykorupcyjnej, marszałek skomentował krótko: "w obu przypadkach tego typu wnioski będą miały charakter propagandowy, a nie oparty na prawie".

Wyjaśnił, że zanim wszedł do rządu Leszka Millera był jednym ze  wspólników firmy Business Managment Consulting SA. "Po tym jak zostałem ministrem - mówił - natychmiast złożyłem wniosek o  wystąpienie z tej firmy i pozbycie się swoich udziałów. Być może zajęło to kilka czy kilkanaście dni, ale przedstawianie tego w  kategoriach poważnego problemu prawnego jest oczywistą przesadą".

Jeśli chodzi o nieprawidłowo wypełnione oświadczenie majątkowe, tłumaczył, że wypełniając je wpisał stan na kwiecień 2002, kiedy już nie miał akcji PKN Orlen. "Teraz okazuje się, że było to  pomyłką, bo należało to zrobić na stan z końca grudnia 2001" -  dodał. W grudniu Cimoszewicz jeszcze akcje posiadał. Zapewnił, że sprzedał akcje, ponieważ jako minister chciał uniknąć dwuznacznych sytuacji w przyszłości. Powtórzył też, że "nie osiągnął dochodu w rozumieniu zysku", bo zysk ze sprzedaży przekazał córce i zięciowi, akcje kupił bowiem za ich pieniądze. Cimoszewicz jest doktorem prawa.

Powiedział, że tydzień temu widział na własne oczy przygotowany przez ekspertów komisji projekt zawiadomienia prokuratury o  możliwości popełnienia przez niego mniej więcej 15 przestępstw. Miały one polegać na tym - jak mówi marszałek - że zgłaszając 9  lipca wnioski o wyłączenie z jego przesłuchania 7 posłów zniesławiał ich oraz ekspertów komisji.

Po przerwie śledcza przesłuchiwała Cimoszewicza w trybie tajnym.

"Cimoszewicz złamał prawo"

Po zakończeniu przesłuchania komisja zdecydowała, że zawiadomi prokuratura generalnego o  możliwości popełnienia przestępstwa przez marszałka Sejmu Włodzimierza Cimoszewicza, które miałoby polegać na złożeniu fałszywego oświadczenia majątkowego z 2002 roku. Autorem wniosku był Andrzej Grzesik (Samoobrona). Zdaniem Grzesika, w oświadczeniu zabrakło też informacji o zysku osiągniętym ze sprzedaży akcji.

Komisja nie dała wiary w wyjaśnienia Cimoszewicza, że pomylił się w swoim oświadczeniu majątkowym z 2002 roku, bo - jak uzasadniał Giertych - istnieje korelacja czasowa między wnioskiem UOP ze  stycznia 2002 do prokuratry o postawienie zarzutów ówczesnemu szefowi PKN Orlen Andrzejowi Modrzejewskiemu a faktem sprzedaży akcji przez Cimoszewicza. Zdaniem posła, Cimoszewicz jako minister spraw zagranicznych mógł w styczniu 2002 wiedzieć, że akcje mogą stracić na wartości. Oznajmił, że komisja wyjaśnia, czy  Cimoszewicz nie wykorzystał tajnych informacji do uzyskania korzyści osobistych.

Za wnioskiem do prokuratury głosowali wszyscy posłowie poza Zbigniewem Witaszkiem, który głosował przeciwko i Andrzejem Aumillerem, który wstrzymał się od  głosu.

Pierwszy raz marszałek stanął przed komisją śledczą 9 lipca. Wtedy jednak do jego zeznań nie doszło. Cimoszewicz ograniczył się bowiem do złożenia oświadczenia, w którym domagał się wykluczenia z przesłuchania siedmiu członków komisji zarzucając im stronniczość. Cimoszewicz uznał, że jego wnioskami o wykluczenie posłów z  przesłuchania może się zająć tylko Prezydium Sejmu i opuścił salę posiedzeń komisji, ignorując nawet wezwanie jej przewodniczącego Andrzeja Aumillera (UP), by wysłuchał jedynie komunikatu komisji. Prezydium Sejmu nie rozpatrzyło jednak jego wniosków, uznając, że nie miał prawa odmówić zeznań, bo wcześniej został zaprzysiężony. Postanowiło też, że musi stawić się przed komisją.

em, pap

Czytaj też: Ryba po polsku - Front Jedności Naszych; Lex Cimoszewicz