Otylia Jędrzejczak lubi poleniuchować, a Paweł Korzeniowski to filozof nie zawsze słuchający poleceń trenera Jaka jest najnowsza polska specjalność? Hydraulik? Pielęgniarka? Wreszcie liczymy się w dziedzinie, która nie tylko cieszy się prestiżem, ale wymaga też zdawałoby się niepolskich cech, jak pracowitość, wytrwałość i doskonała technika. Tą specjalnością jest pływanie, co potwierdziły złote medale mistrzostw świata w Kanadzie dla Otylii Jędrzejczak i Pawła Korzeniowskiego.
Szlachetne pływanie
Człowiek musiał nauczyć się pływać, by przetrwać. Naśladował w tym zwierzęta, a pierwszym stylem, używanym przez dziesiątki tysięcy lat, była tzw. żabka. Platon twierdził nawet, że ten, kto czytać i pływać nie potrafi, nie powinien sprawować urzędów. W sensie sportowym pływanie narodziło się w miejscu, gdzie było bardzo dużo wody - w Wenecji w XVI wieku. I już wtedy liczyło się to samo co obecnie - kto szybszy. To, że po żabce wymyślano coraz skuteczniejsze techniki pływania, wynikało właśnie z chęci bycia coraz szybszym.
Polskim stylem w sportowym pływaniu stał się wyjątkowo trudny motylek. To w tym stylu mistrzostwo świata w Montrealu zdobyli Jędrzejczak i Korzeniowski. Co ciekawe, motylek wcale nie jest motylkiem! Nazwę tę dano mu wtedy, kiedy nogi pływaka pracowały tak samo jak w żabce, a widok zawodnika z góry przypominał frunącego motyla. Później jednak styl ten ulepszono: nogi zaczęły pracować złączone, naśladując ruch tylnej płetwy delfina. I stąd się bierze druga nazwa tego stylu, zdecydowanie właściwsza, czyli delfin.
Agent numer 1
Polska ma w sportowym pływaniu tradycje marne. Wyjątkiem od tej reguły były rekordy świata w stylu klasycznym bite przez Marka Petrusewicza. Polak wygrywał jednak wyłącznie sprytem - większość dystansu po skoku ze słupka i po nawrotach pokonywał pod wodą. Medali igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata Petrusewicz jednak nie zdobył. Mówiono, że swój talent po prostu utopił - w butelce. W latach 70. furorę zrobił inny polski pływak, od dawna nieżyjący Jerzy Szajnowicz-Iwanow, jeden z bohaterów II wojny światowej. Działał on w Grecji jako agent brytyjski, a jego specjalnością było zatapianie - za pomocą magnetycznych min - niemieckich okrętów cumujących w portach. Szajnowicz podpływał do okrętów pod wodą. Tak m.in. posłał na dno dwie łodzie podwodne i jeden krążownik. Pojmany, dostał trzykrotny wyrok śmierci. Zginął zastrzelony przez SS-mana podczas próby ucieczki. Przed wojną Szajnowicz-Iwanow był akademickim mistrzem Europy. Ma w Grecji pomnik - w Salonikach.
Mistrzowie wytrwałości
Pływanie jest dyscypliną, która daje efekty tylko wtedy, gdy trening zaczyna się w bardzo wczesnym wieku. Nasi mistrzowie z Montrealu, Otylia Jędrzejczak i Paweł Korzeniowski, są tego dobrymi przykładami. Otylia trafiła na basen jako pierwszoklasistka, Pawła na pływalnię skierował szkolny lekarz, dopatrując się u niego krzywicy. Jako dzieci oboje rozpoczęli katorżniczy trening - od szóstej rano do wieczora. Ich życie to uporczywe doskonalenie techniki, budowanie siły i systematyczne zwiększanie treningowych dawek, co rocznie daje tysiące przepłyniętych kilometrów. Jędrzejczak spędza na zgrupowaniach 260 dni w roku, Korzeniowski - niemal 300 dni. Bo w pływaniu mistrzami zostają tylko najwytrwalsi.
Wybitni pływacy to mistrzowie nietypowi w zawodowym sporcie - przeważnie studenci, bardzo często z wielkich amerykańskich uniwersytetów. Tam właśnie w latach 80. zaczęło się profesjonalne polskie pływanie, gdy polonusi z Kalifornii zaczęli zapraszać na staże w Mission Viejo młodych Polaków. Tam kształtowały się kariery naszych pierwszych medalistów mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich - Rafała Szukały i Artura Wojdata. Tam ćwiczy obecnie Bartosz Kizierowski. Czołówka naszych pływaków trenuje jednak w kraju, w ośmiu szkołach mistrzostwa sportowego i na akademiach wychowania fizycznego. Pływają i uczą się: Otylia Jędrzejczak jest na przykład na czwartym roku studiów.
Otylia i Paweł
Otylia Jędrzejczak, 22-letnia dziewczyna z Rudy Śląskiej, jest na dystansie 200 m delfinem najlepsza na świecie już od czterech lat. Styl, w jakim zwycięża, jest imponujący: na igrzyskach w Atenach złoty medal i rekord świata, na mistrzostwach w Montrealu kolejne złoto i rekord świata. Teraz śladem Otylii podąża Paweł Korzeniowski, skądinąd medalista i mistrz na tym samym dystansie i w tym samym stylu. Czy to oznacza, że mamy jakiś patent na wygrywanie akurat w delfinie? Niekoniecznie, bo naszych mistrzów prowadzą w bardzo różny sposób bardzo różniący się trenerzy: Paweł Słomiński - Otylię, i Piotr Woźnicki - Pawła. Obaj narzekają na swych podopiecznych. Korzeniowski to ponoć filozof, który nie zawsze słucha poleceń, natomiast Otylia najzwyczajniej lubi poleniuchować. Po igrzyskach zaplanowała sobie aż roczny urlop. Omijała basen z daleka, częściej było ją widać na galach i w reklamowych spotach (za promowanie Idei zarobiła 600 tys. zł, a jej łączny dochód za miniony rok szacuje się na 2 mln zł). Zyskała ogromną sympatię, kiedy oddała na licytację dla chorych dzieci swój złoty medal olimpijski, a potem ogłosiła, że mimo sławy i pieniędzy ani myśli wyprowadzać się z akademika.
Paweł Słomiński uważa, ze Otylia ma gigantyczne rezerwy i jeśli solidniej potrenuje, stać ją na mistrzostwo i rekord świata w najbardziej prestiżowej konkurencji - na 100 m stylem dowolnym. Stać ją też na wygrywanie 200 m i 400 m kraulem. Byłby to dla Polski splendor niebywały, bo mistrzowie kraula są w świecie cenieni na równi z gigantami lekkoatletyki i tenisa. Także Piotr Woźnicki, trener Korzeniowskiego, uważa, że jego podopieczny będzie wielką światową gwiazdą.
Perspektywy polskiego pływania są tym lepsze, że mistrzom po piętach depczą Paulina Barzycka, Beata Kamińska, Przemysław Stańczyk czy Łukasz Gąsior. Wszyscy są ogromnie zdeterminowani i czują ducha rywalizacji. Gdy w Montrealu ktoś zwrócił uwagę, że kostiumy polskich pływaczek są prześwitujące, Beata Kamińska stwierdziła, że dla osiągnięcia lepszych czasów gotowa jest pływać nawet w idealnie przezroczystych strojach. Zagrożeniem dla planów polskich pływaków może być doping. W Montrealu trener Jędrzejczak Paweł Słomiński zarzucił największej rywalce jego podopiecznej, Jessice Schipper z Australii, stosowanie anabolików, bo zbyt szybko poprawia swe rekordy. O doping posądzano też Australijkę Petrię Thomas.
Polskie pływanie na sucho
Dotychczas, gdy ktoś mawiał, że Polacy to urodzeni pływacy, nie chodziło o sport, lecz o skłonność do kombinowania. Ale w ostatnich latach słowa "polscy pływacy" znów oznaczają poruszanie się w wodzie. Nie tylko symbolicznie, ale też dosłownie, bo przybywa basenów i akwaparków, a nauka pływania jest obowiązkowa w szkołach podstawowych. Tyle że wiele w naszym pływaniu działa jeszcze na zasadzie pospolitego ruszenia. W warszawskiej szkole mistrzostwa sportowego przy ulicy Konwiktorskiej, gdzie trenują nasze największe sportowe nadzieje, w basenie nie ma wody. Nie ma kto za nią zapłacić. Nie chodzi o to, by z kieszeni podatnika opłacać dostawę wody do basenów, nawet tam gdzie pływają przyszli mistrzowie. Chodzi o to, by pływanie stało się biznesem, czyli by opłacało się w nie inwestować, bo wtedy konkurencja sprawi, że nie będziemy mieli tylko dwoje wielkich mistrzów, ale całą ligę mistrzów - jak w USA czy Australii.
Człowiek musiał nauczyć się pływać, by przetrwać. Naśladował w tym zwierzęta, a pierwszym stylem, używanym przez dziesiątki tysięcy lat, była tzw. żabka. Platon twierdził nawet, że ten, kto czytać i pływać nie potrafi, nie powinien sprawować urzędów. W sensie sportowym pływanie narodziło się w miejscu, gdzie było bardzo dużo wody - w Wenecji w XVI wieku. I już wtedy liczyło się to samo co obecnie - kto szybszy. To, że po żabce wymyślano coraz skuteczniejsze techniki pływania, wynikało właśnie z chęci bycia coraz szybszym.
Polskim stylem w sportowym pływaniu stał się wyjątkowo trudny motylek. To w tym stylu mistrzostwo świata w Montrealu zdobyli Jędrzejczak i Korzeniowski. Co ciekawe, motylek wcale nie jest motylkiem! Nazwę tę dano mu wtedy, kiedy nogi pływaka pracowały tak samo jak w żabce, a widok zawodnika z góry przypominał frunącego motyla. Później jednak styl ten ulepszono: nogi zaczęły pracować złączone, naśladując ruch tylnej płetwy delfina. I stąd się bierze druga nazwa tego stylu, zdecydowanie właściwsza, czyli delfin.
Agent numer 1
Polska ma w sportowym pływaniu tradycje marne. Wyjątkiem od tej reguły były rekordy świata w stylu klasycznym bite przez Marka Petrusewicza. Polak wygrywał jednak wyłącznie sprytem - większość dystansu po skoku ze słupka i po nawrotach pokonywał pod wodą. Medali igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata Petrusewicz jednak nie zdobył. Mówiono, że swój talent po prostu utopił - w butelce. W latach 70. furorę zrobił inny polski pływak, od dawna nieżyjący Jerzy Szajnowicz-Iwanow, jeden z bohaterów II wojny światowej. Działał on w Grecji jako agent brytyjski, a jego specjalnością było zatapianie - za pomocą magnetycznych min - niemieckich okrętów cumujących w portach. Szajnowicz podpływał do okrętów pod wodą. Tak m.in. posłał na dno dwie łodzie podwodne i jeden krążownik. Pojmany, dostał trzykrotny wyrok śmierci. Zginął zastrzelony przez SS-mana podczas próby ucieczki. Przed wojną Szajnowicz-Iwanow był akademickim mistrzem Europy. Ma w Grecji pomnik - w Salonikach.
Mistrzowie wytrwałości
Pływanie jest dyscypliną, która daje efekty tylko wtedy, gdy trening zaczyna się w bardzo wczesnym wieku. Nasi mistrzowie z Montrealu, Otylia Jędrzejczak i Paweł Korzeniowski, są tego dobrymi przykładami. Otylia trafiła na basen jako pierwszoklasistka, Pawła na pływalnię skierował szkolny lekarz, dopatrując się u niego krzywicy. Jako dzieci oboje rozpoczęli katorżniczy trening - od szóstej rano do wieczora. Ich życie to uporczywe doskonalenie techniki, budowanie siły i systematyczne zwiększanie treningowych dawek, co rocznie daje tysiące przepłyniętych kilometrów. Jędrzejczak spędza na zgrupowaniach 260 dni w roku, Korzeniowski - niemal 300 dni. Bo w pływaniu mistrzami zostają tylko najwytrwalsi.
Wybitni pływacy to mistrzowie nietypowi w zawodowym sporcie - przeważnie studenci, bardzo często z wielkich amerykańskich uniwersytetów. Tam właśnie w latach 80. zaczęło się profesjonalne polskie pływanie, gdy polonusi z Kalifornii zaczęli zapraszać na staże w Mission Viejo młodych Polaków. Tam kształtowały się kariery naszych pierwszych medalistów mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich - Rafała Szukały i Artura Wojdata. Tam ćwiczy obecnie Bartosz Kizierowski. Czołówka naszych pływaków trenuje jednak w kraju, w ośmiu szkołach mistrzostwa sportowego i na akademiach wychowania fizycznego. Pływają i uczą się: Otylia Jędrzejczak jest na przykład na czwartym roku studiów.
Otylia i Paweł
Otylia Jędrzejczak, 22-letnia dziewczyna z Rudy Śląskiej, jest na dystansie 200 m delfinem najlepsza na świecie już od czterech lat. Styl, w jakim zwycięża, jest imponujący: na igrzyskach w Atenach złoty medal i rekord świata, na mistrzostwach w Montrealu kolejne złoto i rekord świata. Teraz śladem Otylii podąża Paweł Korzeniowski, skądinąd medalista i mistrz na tym samym dystansie i w tym samym stylu. Czy to oznacza, że mamy jakiś patent na wygrywanie akurat w delfinie? Niekoniecznie, bo naszych mistrzów prowadzą w bardzo różny sposób bardzo różniący się trenerzy: Paweł Słomiński - Otylię, i Piotr Woźnicki - Pawła. Obaj narzekają na swych podopiecznych. Korzeniowski to ponoć filozof, który nie zawsze słucha poleceń, natomiast Otylia najzwyczajniej lubi poleniuchować. Po igrzyskach zaplanowała sobie aż roczny urlop. Omijała basen z daleka, częściej było ją widać na galach i w reklamowych spotach (za promowanie Idei zarobiła 600 tys. zł, a jej łączny dochód za miniony rok szacuje się na 2 mln zł). Zyskała ogromną sympatię, kiedy oddała na licytację dla chorych dzieci swój złoty medal olimpijski, a potem ogłosiła, że mimo sławy i pieniędzy ani myśli wyprowadzać się z akademika.
Paweł Słomiński uważa, ze Otylia ma gigantyczne rezerwy i jeśli solidniej potrenuje, stać ją na mistrzostwo i rekord świata w najbardziej prestiżowej konkurencji - na 100 m stylem dowolnym. Stać ją też na wygrywanie 200 m i 400 m kraulem. Byłby to dla Polski splendor niebywały, bo mistrzowie kraula są w świecie cenieni na równi z gigantami lekkoatletyki i tenisa. Także Piotr Woźnicki, trener Korzeniowskiego, uważa, że jego podopieczny będzie wielką światową gwiazdą.
Perspektywy polskiego pływania są tym lepsze, że mistrzom po piętach depczą Paulina Barzycka, Beata Kamińska, Przemysław Stańczyk czy Łukasz Gąsior. Wszyscy są ogromnie zdeterminowani i czują ducha rywalizacji. Gdy w Montrealu ktoś zwrócił uwagę, że kostiumy polskich pływaczek są prześwitujące, Beata Kamińska stwierdziła, że dla osiągnięcia lepszych czasów gotowa jest pływać nawet w idealnie przezroczystych strojach. Zagrożeniem dla planów polskich pływaków może być doping. W Montrealu trener Jędrzejczak Paweł Słomiński zarzucił największej rywalce jego podopiecznej, Jessice Schipper z Australii, stosowanie anabolików, bo zbyt szybko poprawia swe rekordy. O doping posądzano też Australijkę Petrię Thomas.
Polskie pływanie na sucho
Dotychczas, gdy ktoś mawiał, że Polacy to urodzeni pływacy, nie chodziło o sport, lecz o skłonność do kombinowania. Ale w ostatnich latach słowa "polscy pływacy" znów oznaczają poruszanie się w wodzie. Nie tylko symbolicznie, ale też dosłownie, bo przybywa basenów i akwaparków, a nauka pływania jest obowiązkowa w szkołach podstawowych. Tyle że wiele w naszym pływaniu działa jeszcze na zasadzie pospolitego ruszenia. W warszawskiej szkole mistrzostwa sportowego przy ulicy Konwiktorskiej, gdzie trenują nasze największe sportowe nadzieje, w basenie nie ma wody. Nie ma kto za nią zapłacić. Nie chodzi o to, by z kieszeni podatnika opłacać dostawę wody do basenów, nawet tam gdzie pływają przyszli mistrzowie. Chodzi o to, by pływanie stało się biznesem, czyli by opłacało się w nie inwestować, bo wtedy konkurencja sprawi, że nie będziemy mieli tylko dwoje wielkich mistrzów, ale całą ligę mistrzów - jak w USA czy Australii.
Więcej możesz przeczytać w 31/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.