Marszałek oświadczył we wtorek podczas konferencji prasowej, że dokument przekazany komisji śledczej ds. PKN Orlen przez jego byłą asystentkę jest "ewidentnie sfałszowany". Jak podkreślił, widnieje pod nim nie jego podpis a faksymile podpisu. Chodzi o dokument, w którym - według Jaruckiej - Cimoszewicz upoważniał ją do zamiany jego oświadczenia majątkowego składanego w MSZ.
Według Cimoszewicza, rzekome upoważnienie było podbite pieczęcią jego podpisu, którą posługiwał się przed objęciem funkcji szefa dyplomacji - jako szef Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej (PKPS). Zdaniem Cimoszewicza, odebrane z Komitetu faksymile zamiast do resortu trafiło do Jaruckiej, wówczas wiceszefowej Departamentu Systemu Informacji MSZ, za pośrednictwem Szczepaniak; to Szczepaniak miała oddać go do rąk własnych Jaruckiej.
Jak powiedział Cimoszewicz, w lutym 2003 roku w MSZ rozpoczęto poszukiwania faksymile. Przedstawił on relację Szczepaniak z 10 lutego 2003 roku w tej sprawie. Wynika z niej, że Jarucka miała schować oddaną jej przez podwładną pieczęć do swojego plecaka i powiedzieć, że zabierze ją ze sobą do domu, "bo pana ministra nie ma w gmachu, a boi się zostawiać ją w pokoju".
Jarucka potwierdza, że pieczęć odebrała z PKPS jej ówczesna podwładna Agnieszka Szczepaniak, ale - jak utrzymuje - nie wzięła jej od niej. Według Jaruckiej, Szczepaniak powiedziała, że odda pieczęć do sekretariatu ministra. "Powiedziała mi, że to załatwiła. Nie miałam podstaw, aby w to wątpić" - podkreśliła b. aystentka.
Zaznaczyła, że Szczepaniak to ta sama osoba, która kilka miesięcy później oskarżyła ją o kradzież pieniędzy z torebki, zostawionej w pokoju. W 2002 r. Jarucka była oskarżona o to, że swojej podwładnej ukradła 15 tys. zł. Nie przyznała się do winy. W marcu 2004 r. sąd pierwszej instancji uniewinnił Jarucką od tego zarzutu. Prokuratura odwoływała się od wyroku, ale podtrzymał go warszawski sąd okręgowy.
Według Jaruckiej, Szczepaniak "chyba w sierpniu 2002 roku w trybie nagłym poszła na urlop, nie przekazała nikomu spraw prowadzonych przez siebie". W związku z tym - jak powiedziała - dwoje pracowników Departamentu Systemu Informacji "wzięło z biurka Szczepaniak dokumenty, by przekazać je dalej". Jak podkreśliła, w biurku znaleźli oni "czyste kartki bez nagłówków, podbite tym wzorem faksymile".
Jarucka, wtedy wiceszefowa Departamentu, zawiadomiona o tym przez tych pracowników poprosiła o przygotowanie notatki w tej sprawie. Jak relacjonuje, sprawdziła w sekretariacie, czy faksymile wróciło. Dowiedziawszy się, że nie, zawiadomiła pisemnie ministra Cimoszewicza i dyrektora generalnego MSZ, "że taka sytuacja ma miejsce".
"Na tej podstawie wszczęto w MSZ kontrolę wewnętrzną - podkreśliła Jarucka. - Pan minister tego pisma na wtorkowej konferencji już nie pokazywał." Dodała, że nie zna ostatecznego wyniku kontroli w tej sprawie.
Pytana przez PAP o podpis pod upoważnieniem, które miała otrzymać od Cimoszewicza, podkreśliła, że "nie wie, czy upoważnienie to podbito faksymile". Jak powiedziała, "nie jest w stanie tego stwierdzić, bo odebrała je z sekretariatu ministra".
Odniosła się też do wysuwanego we wtorek przez Cimoszewicza zarzutu, że w oświadczeniu przekazanym przez nią w ubiegły czwartek komisji śledczej i jej wtorkowych zeznaniach przed komisją są rozbieżności. Marszałek zauważył, że w oświadczeniu Jarucka pisze, iż zamieniła dwa oświadczenia majątkowe - sejmowe i składane w MSZ - i obie ich pierwotne wersje zabrała do domu. Natomiast w zeznaniach przed komisją - jak dodał - mowa jest tylko o jednym oświadczeniu, składanym w MSZ.
"To nieporozumienie" - powiedziała Jarucka. "Mówiąc o zamianie obu oświadczeń, zarówno z MSZ, jak i sejmowego, miałam na myśli jedynie wypełnienie ich jeszcze raz, a nie zamianę" - mówiła. Jak dodała, była przekonana, że podczas przesłuchania przez komisję wszystko wyjaśni. "Moje oświadczenie powstało, jak powiedział mi Konstanty Miodowicz, po to, by zwołać posiedzenie komisji" - powiedziała.
Przypomniała, że przed komisją zeznała, iż zamieniła jedynie oświadczenie składane w MSZ, natomiast nie wie, co stało się z wypełnionym przez nią na nowo oświadczeniem sejmowym.
Podkreśliła też, że nic jej nie wiadomo na temat oświadczenia majątkowego złożonego przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych w Kancelarii Premiera. "Nie było mowy, że tam będzie robiona jakaś korekta" - powiedziała. Ministrowie zobowiązani są składać oświadczenie majątkowe w dwu egzemplarzach - jeden trafia do resortu, drugi do Kancelarii Premiera.
Jarucka powtórzyła, że do Miodowicza, który poprosił ją o przygotowanie oświadczenia dla komisji, trafiła przypadkiem. Zaznaczyła, że wbrew sugestiom sztabu marszłaka o tym, iż ma "suflerów", "nie stoi za nią żadna siła polityczna i nie miała nigdy związków z żadną partią i politykami".
ss, pap