Polska – Rosja: katalog rozbieżności
Czy zapowiedziany przyjazd do Polski szefa rosyjskiej dyplomacji Igora Iwanowa przyniesie wreszcie przełamanie lodów w stosunkach między Warszawą a Moskwą? Czy obie strony dojrzały już do przełomu? Czy wyzbyły się wzajemnych urazów i uprzedzeń. Polska - kompleksu upokarzanego przez 45 lat wasala, Rosja - poczucia porzuconego kochanka?
Ambasador Stanisław Ciosek jest dobrej myśli. Oficjalne wizyty polityków są już bowiem tylko finałem wielostronnych konsultacji urzędników i ekspertów, przygotowujących konkretne rozwiązania. Ambasador ocenia, że gospodarz gmachu przy placu Smoleńskim w Moskwie odwiedzi stolicę RP "we właściwym czasie" (prawdopodobnie w drugiej połowie listopada). Oczekuje, że nastąpi zamknięcie epoki lodowcowej - "obojętna normalizacja". Polska nie miała dobrych notowań w Rosji, odkąd w 1989 r. spowodowała dezintegrację i rozpad Układu Warszawskiego.
Zdaniem Jerzego Pomianowskiego, redaktora naczelnego miesięcznika "Nowaja Polsza", w swojej polityce wschodniej Polska ma dużą swobodę manewru w ramach NATO i Unii Europejskiej. Nasze przystąpienie do Paktu Północnoatlantyckiego zbudowało płaszczyznę do dyskusji między Kremlem a Warszawą na zasadzie równego z równym. W poprzedniej epoce PRL znaczyła dla Związku Radzieckiego tyle co nic.
Pomianowski przypomniał, że wydawanie periodyku "polecił" mu śp. Jerzy Giedroyc, gorący zwolennik dialogu polsko-rosyjskiego. Giedroyc zawsze powtarzał, że powodem konfliktu między Warszawą a Moskwą była i jest ich chęć dominowania na Litwie, Ukrainie i Białorusi. Przedmiot sporu zniknie, jeśli obie strony jednoznacznie opowiedzą się za prawem Wilna, Kijowa i Mińska do suwerenności. Polska od momentu powstania niezależnego państwa ukraińskiego (w 1991 r.) rozwija z nim strategiczne partnerstwo. Popiera dążenia Ukraińców do uczestnictwa w europejskich strukturach gospodarczych i militarnych - UE i NATO. Rosjanie nadal łudzą się, że zostanie przywrócony status quo ante. Na drugim brzegu Bugu straszy zaś ZBiR - Związek Białorusi i Rosji, sztuczny twór powołany po to, by Rosjanie mogli być bliżej granic NATO. Za jego dalszym istnieniem nie przemawiają żadne inne racje - Kremla nie stać bowiem na utrzymywanie bankrutujących braci Słowian, na co liczył białoruski autokrata Aleksander Łukaszenka.
Pokaźny pozostaje katalog spraw do załatwienia. Do tej pory nie zostały ratyfikowane - podpisane już w pierwszej połowie lat 90. - dwustronne umowy o wspieraniu inwestycji i o pomocy prawnej. Polska ma olbrzymi deficyt w handlu z Federacją Rosyjską, a 25-procentowy wzrost naszego eksportu do FR w pierwszym półroczu tylko nieznacznie zniwelował ujemne saldo. Na dodatek Rosjanie nie chcą się zgodzić na przeznaczenie części swych ogromnych wpływów z eksportu ropy i gazu na zakup polskich towarów. Bardziej opłaca im się kupować dotowane produkty unijne. Polskie apele do UE o zaniechanie dumpingu nie odniosły skutku. Lobby rolne jest we wspólnocie zbyt silne. Warszawa i Moskwa mają szanse wyjaśnić problemy i pokazać, że potrafią współpracować. Wzorem pojednania nieprzyjaznych sobie kiedyś narodów są Francuzi i Niemcy. Polacy coraz lepiej dogadują się z Ukraińcami. Teraz kolej na Rosję. Pozycja Polski jest dziś wystarczająco silna, inne jest jej położenie geostrategiczne. Staliśmy się dziś podmiotem gry, a nie - wyłącznie jej przedmiotem.
Do porozumienia trzeba jednak dwojga. Czy Rosjanie gotowi są zmodyfikować status okręgu kaliningradzkiego i zrezygnować z ulokowanej tam broni atomowej? Po naszym wejściu do NATO jest to zmartwienie nie tylko Warszawy. Zainteresowanie Polski tą częścią rosyjskiego terytorium nie musi się już koncentrować na kwestiach militarnych. W tej sytuacji więcej uwagi możemy poświęcić na przykład zagrożeniom ekologicznym. Nie uregulowana pozostaje ponadto kwestia swobodnego przepływu naszych jednostek przez Cieśninę Pilawską. Zatarg na tym tle trwa od 1989 r.
Warszawa nie zgadza się z nieoficjalnymi zarzutami Brukseli o podsycaniu zadrażnień w stosunkach z Moskwą. Przesadne zdają się również niektóre europej-skie komentarze o rzekomo powszechnej antyrosyjskości Polaków. Incydenty antyrosyjskie są u nas bowiem tak samo rzadkie jak wystąpienia antypolskie u wschodnich sąsiadów. Mimo to Polacy nie patrzą tak optymistycznie na rozwój wydarzeń w Rosji jak urzędnicy UE.
Jest nadzieja, że przyjazd Igora Iwanowa może to zmienić - "ociepli klimat" oraz wypełni kalendarz politycznych spotkań. Gdyby tak się stało, w Warszawie można by się spodziewać zarówno premiera Michaiła Kasjanowa, jak i prezydenta Władimira Putina. Oczywiście pod warunkiem, że w najbardziej niespodziewanym momencie i miejscu znowu nie dojdzie do pozornie drobnej "chuligańskiej" prowokacji, która szybko urośnie do rangi międzynarodowego konfliktu.
Ambasador Stanisław Ciosek jest dobrej myśli. Oficjalne wizyty polityków są już bowiem tylko finałem wielostronnych konsultacji urzędników i ekspertów, przygotowujących konkretne rozwiązania. Ambasador ocenia, że gospodarz gmachu przy placu Smoleńskim w Moskwie odwiedzi stolicę RP "we właściwym czasie" (prawdopodobnie w drugiej połowie listopada). Oczekuje, że nastąpi zamknięcie epoki lodowcowej - "obojętna normalizacja". Polska nie miała dobrych notowań w Rosji, odkąd w 1989 r. spowodowała dezintegrację i rozpad Układu Warszawskiego.
Zdaniem Jerzego Pomianowskiego, redaktora naczelnego miesięcznika "Nowaja Polsza", w swojej polityce wschodniej Polska ma dużą swobodę manewru w ramach NATO i Unii Europejskiej. Nasze przystąpienie do Paktu Północnoatlantyckiego zbudowało płaszczyznę do dyskusji między Kremlem a Warszawą na zasadzie równego z równym. W poprzedniej epoce PRL znaczyła dla Związku Radzieckiego tyle co nic.
Pomianowski przypomniał, że wydawanie periodyku "polecił" mu śp. Jerzy Giedroyc, gorący zwolennik dialogu polsko-rosyjskiego. Giedroyc zawsze powtarzał, że powodem konfliktu między Warszawą a Moskwą była i jest ich chęć dominowania na Litwie, Ukrainie i Białorusi. Przedmiot sporu zniknie, jeśli obie strony jednoznacznie opowiedzą się za prawem Wilna, Kijowa i Mińska do suwerenności. Polska od momentu powstania niezależnego państwa ukraińskiego (w 1991 r.) rozwija z nim strategiczne partnerstwo. Popiera dążenia Ukraińców do uczestnictwa w europejskich strukturach gospodarczych i militarnych - UE i NATO. Rosjanie nadal łudzą się, że zostanie przywrócony status quo ante. Na drugim brzegu Bugu straszy zaś ZBiR - Związek Białorusi i Rosji, sztuczny twór powołany po to, by Rosjanie mogli być bliżej granic NATO. Za jego dalszym istnieniem nie przemawiają żadne inne racje - Kremla nie stać bowiem na utrzymywanie bankrutujących braci Słowian, na co liczył białoruski autokrata Aleksander Łukaszenka.
Pokaźny pozostaje katalog spraw do załatwienia. Do tej pory nie zostały ratyfikowane - podpisane już w pierwszej połowie lat 90. - dwustronne umowy o wspieraniu inwestycji i o pomocy prawnej. Polska ma olbrzymi deficyt w handlu z Federacją Rosyjską, a 25-procentowy wzrost naszego eksportu do FR w pierwszym półroczu tylko nieznacznie zniwelował ujemne saldo. Na dodatek Rosjanie nie chcą się zgodzić na przeznaczenie części swych ogromnych wpływów z eksportu ropy i gazu na zakup polskich towarów. Bardziej opłaca im się kupować dotowane produkty unijne. Polskie apele do UE o zaniechanie dumpingu nie odniosły skutku. Lobby rolne jest we wspólnocie zbyt silne. Warszawa i Moskwa mają szanse wyjaśnić problemy i pokazać, że potrafią współpracować. Wzorem pojednania nieprzyjaznych sobie kiedyś narodów są Francuzi i Niemcy. Polacy coraz lepiej dogadują się z Ukraińcami. Teraz kolej na Rosję. Pozycja Polski jest dziś wystarczająco silna, inne jest jej położenie geostrategiczne. Staliśmy się dziś podmiotem gry, a nie - wyłącznie jej przedmiotem.
Do porozumienia trzeba jednak dwojga. Czy Rosjanie gotowi są zmodyfikować status okręgu kaliningradzkiego i zrezygnować z ulokowanej tam broni atomowej? Po naszym wejściu do NATO jest to zmartwienie nie tylko Warszawy. Zainteresowanie Polski tą częścią rosyjskiego terytorium nie musi się już koncentrować na kwestiach militarnych. W tej sytuacji więcej uwagi możemy poświęcić na przykład zagrożeniom ekologicznym. Nie uregulowana pozostaje ponadto kwestia swobodnego przepływu naszych jednostek przez Cieśninę Pilawską. Zatarg na tym tle trwa od 1989 r.
Warszawa nie zgadza się z nieoficjalnymi zarzutami Brukseli o podsycaniu zadrażnień w stosunkach z Moskwą. Przesadne zdają się również niektóre europej-skie komentarze o rzekomo powszechnej antyrosyjskości Polaków. Incydenty antyrosyjskie są u nas bowiem tak samo rzadkie jak wystąpienia antypolskie u wschodnich sąsiadów. Mimo to Polacy nie patrzą tak optymistycznie na rozwój wydarzeń w Rosji jak urzędnicy UE.
Jest nadzieja, że przyjazd Igora Iwanowa może to zmienić - "ociepli klimat" oraz wypełni kalendarz politycznych spotkań. Gdyby tak się stało, w Warszawie można by się spodziewać zarówno premiera Michaiła Kasjanowa, jak i prezydenta Władimira Putina. Oczywiście pod warunkiem, że w najbardziej niespodziewanym momencie i miejscu znowu nie dojdzie do pozornie drobnej "chuligańskiej" prowokacji, która szybko urośnie do rangi międzynarodowego konfliktu.
Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.