W poprzek Belfastu stoi wielki mur, który oddzielał społeczność protestancką od katolickiej. Lojalistów od republikanów. Bramy w tym murze były zamykane na noc, bo policja nie była w stanie upilnować porządku, zapobiec zamachom i morderstwom. Dziś te bramy są otwarte ale mur pozostał. Pełni symboliczną rolę przypomina o niedawnej wojnie.
Przypomina dosłownie bo ciągle powstają na nim „murale” naścienne malowidła, coś w rodzaju graffiti z postaciami i twarzach zakrytych kominiarkami i z karabinami w dłoniach. Podziały nie zniknęły. Zawarto porozumienie i wyzbyto się zamachów i broni, ale nienawiść została. Zostały też gangi, które są bojówkami partyjnymi. Ubrane w dresy grupy wyrostków załatwią każdą sprawę. Jak trzeba przyłożą kijem bejsbolowym, wybiją szybę, zdemolują mieszkanie. Jeśli „sprawa jest grubsza”, załatwiają ją starsi koledzy, którzy pilnują, żeby młodzież nie handlowała narkotykami i nie kradła. Jeśli ktoś zacznie handel drugami, może liczyć się ze strzałem w łokieć czy kolano. Tak pilnuje się porządku w Belfaście.
W Dublinie także można spotkać młodych ludzi dresach. Grupy 13-16 letnich wyrostków wałęsają się po mieście w poszukiwaniu mocnych wrażeń. Pytanie o papierosa czy zegarek kończy się czasem pobiciem Policja interweniuje, ale może niewiele zrobić – mówi Mucha, Polka mieszkająca w Dublinie. – Kiedy ich widzę przechodzę na drugą stronę ulicy. Nawet policja nie może im nic zrobić, bo takiego gnoja nie można zatrzymać, nie mówiąc już o użyciu wobec niego siły. Nawet jeśli trafi na komisariat, jest bardzo szybko wypuszczany.
W Dublinie częstym widokiem są bardzo młode dziewczyny z wózkami. – Samotnej matce dwójka dzieci daje pełne utrzymanie. System zasiłków jest tak rozwinięty, że wiele młodych kobiet traktuje to jako sposób na życie. Nie muszą pracować, wystarczy, że „wychowują” dzieci. – mówi Mucha. W cudzysłowie, bo bardzo często te dzieci wychowują się same na ulicy.
Irlandzkie szkolnictwo ma podobne do Polski problemy z agresywną młodzieżą. Nauczyciele zarabiają tu bardzo dużo, ale i tak nie ma chętnych do tego zawodu. Bowiem praca w szkole wiąże się z ryzykiem agresji ze strony uczniów, którym praktycznie nic za to nie grozi. Powiadomienie rodziców niewiele daje, a próba powstrzymania fizycznego ataku uczniów na nauczyciela może skończyć się poważnymi konsekwencjami dla tego ostatniego.
Na wyspach mundurki w szkołach są obowiązkowe od bardzo dawna. Ale same mundurki sprawy przemocy wśród młodzieży nie rozwiązują.
W Dublinie także można spotkać młodych ludzi dresach. Grupy 13-16 letnich wyrostków wałęsają się po mieście w poszukiwaniu mocnych wrażeń. Pytanie o papierosa czy zegarek kończy się czasem pobiciem Policja interweniuje, ale może niewiele zrobić – mówi Mucha, Polka mieszkająca w Dublinie. – Kiedy ich widzę przechodzę na drugą stronę ulicy. Nawet policja nie może im nic zrobić, bo takiego gnoja nie można zatrzymać, nie mówiąc już o użyciu wobec niego siły. Nawet jeśli trafi na komisariat, jest bardzo szybko wypuszczany.
W Dublinie częstym widokiem są bardzo młode dziewczyny z wózkami. – Samotnej matce dwójka dzieci daje pełne utrzymanie. System zasiłków jest tak rozwinięty, że wiele młodych kobiet traktuje to jako sposób na życie. Nie muszą pracować, wystarczy, że „wychowują” dzieci. – mówi Mucha. W cudzysłowie, bo bardzo często te dzieci wychowują się same na ulicy.
Irlandzkie szkolnictwo ma podobne do Polski problemy z agresywną młodzieżą. Nauczyciele zarabiają tu bardzo dużo, ale i tak nie ma chętnych do tego zawodu. Bowiem praca w szkole wiąże się z ryzykiem agresji ze strony uczniów, którym praktycznie nic za to nie grozi. Powiadomienie rodziców niewiele daje, a próba powstrzymania fizycznego ataku uczniów na nauczyciela może skończyć się poważnymi konsekwencjami dla tego ostatniego.
Na wyspach mundurki w szkołach są obowiązkowe od bardzo dawna. Ale same mundurki sprawy przemocy wśród młodzieży nie rozwiązują.