Oglądając i słuchając polskich polityków nie mogę wyjść z podziwu nad ich skromnością i uczuciowością. Swoje wypowiedzi opierają na emocjach i wątpliwościach, sugerując w dodatku, że myślą i czują. Czyli tak jak ja :)
Nie chcę się wdawać w szczegółowe rozstrząsanie ostatnich afer, którymi żyje polska polityka. Nie wiem, czy niektórzy dziennikarze faktycznie byli podsłuchiwani, tak jak nie wiem, czy ojcem dziecka pani Krawczyk jest poseł Łyżwiński, Genowefa Pigwa czy Spiderman.
Koncentruję się więc na samej retoryce polityków. I nie mogę wyjść z podziwu dla szerokiej gamy uczuć, którymi raczą słuchaczy. Już Maciej Rybiński zwrócił swego czasu uwagę na wzrost wiary u polityków, którzy swoje wypowiedzi zaczynali od deklaracji wiary : "wierzę". Po czym następowało wyznanie wiary w uczciwość bądź podłość czyjąś, słuszność bądź niesłuszność, szczerość tudzież obłudę. Ale słownictwo nadwiślańskich Makiawellich wzbogaciło się. Teraz już nie tylko "wierzą", ale i "czują", a nawet - za to należą im się hołdy i szacuneczek królu złoty - "myślą". "Myślę, że chyba wiem" - powiedział kilka dni temu jeden z eks koalicjantów, komentując wyznania kandydata na premiera. Skromność to zgoła nieproporcjonalna do wzrostu... Ba, naszym politykom bardzo często "wydaje się". I słusznie, bo mnie się zdaje, że to w miarę szeroka furtka, dająca szansę wycofania się z bajkopisarstwa. To wszystko, podobnie jak zbrodnie Nerona, mogę znieść. Ale tak jak krzywych nóżek cesarza i żałosnych jego przejawów twórczości znieść nie mogę, nie mogę strawić relacji z doznań słuchowych. "Słyszałem"... Ach panie, panowie, takie informacje to raczej do laryngologa proszę kierować lub kumoszek z sąsiedztwa a nie do dziennikarzy i widzów/czytelników. Szkoda wielka, że dziennikarze z taką ochotą wysłuchują gdybania ludzi, którym coś się jedynie wydaje. Ale to może tylko kultura osobista lub miłosierdzie dla bliźniego daje o sobie znać.
Koncentruję się więc na samej retoryce polityków. I nie mogę wyjść z podziwu dla szerokiej gamy uczuć, którymi raczą słuchaczy. Już Maciej Rybiński zwrócił swego czasu uwagę na wzrost wiary u polityków, którzy swoje wypowiedzi zaczynali od deklaracji wiary : "wierzę". Po czym następowało wyznanie wiary w uczciwość bądź podłość czyjąś, słuszność bądź niesłuszność, szczerość tudzież obłudę. Ale słownictwo nadwiślańskich Makiawellich wzbogaciło się. Teraz już nie tylko "wierzą", ale i "czują", a nawet - za to należą im się hołdy i szacuneczek królu złoty - "myślą". "Myślę, że chyba wiem" - powiedział kilka dni temu jeden z eks koalicjantów, komentując wyznania kandydata na premiera. Skromność to zgoła nieproporcjonalna do wzrostu... Ba, naszym politykom bardzo często "wydaje się". I słusznie, bo mnie się zdaje, że to w miarę szeroka furtka, dająca szansę wycofania się z bajkopisarstwa. To wszystko, podobnie jak zbrodnie Nerona, mogę znieść. Ale tak jak krzywych nóżek cesarza i żałosnych jego przejawów twórczości znieść nie mogę, nie mogę strawić relacji z doznań słuchowych. "Słyszałem"... Ach panie, panowie, takie informacje to raczej do laryngologa proszę kierować lub kumoszek z sąsiedztwa a nie do dziennikarzy i widzów/czytelników. Szkoda wielka, że dziennikarze z taką ochotą wysłuchują gdybania ludzi, którym coś się jedynie wydaje. Ale to może tylko kultura osobista lub miłosierdzie dla bliźniego daje o sobie znać.