Moja prywatna antologia – cd.:
Z okna pociągu Kołobrzeg-Poznań: w Rogoźnie Wielkopolskim masywne gmaszysko z ogromnym nadrukiem „Chłodnia Maria”.
Z prasy: „Wyskakuje taki Filip jak królik z kapelusza…”
Na śmiertelnie nudnym posiedzeniu oglądam sztuczne kwiaty w wazoniku na stole konferencyjnym. Odrobione – co do pręcika, co do żyłki, co do listka, co do włókienka. Tak podobne do prawdziwych, że oczy bolą. Ale nie cieszą wcale. Jak holenderskie „martwe natury”. Albo widoczki Canaletta. Odrobione co do gzymsu, co do pęknięcia na murze, do źdźbła na murawie. Można podziwiać wykonanie detalu, można przy tym odpocząć. Ale żeby się zachwycić...
„Porozmawiajmy o kobietach” w reż. Mike’a Nicholsa:
„Skoro tak to ujmujesz, powinnaś zostać prawnikiem”.
Stary Urban (felietony do tygodnika „Kulisy”, połowa lat 70.):
„Bo co? Nie wolno? – spytał hardo. - Posłyszał w odpowiedzi, że wolno, ale nie należy”.
Z okna pociągu Kołobrzeg-Poznań: w Rogoźnie Wielkopolskim masywne gmaszysko z ogromnym nadrukiem „Chłodnia Maria”.
Z prasy: „Wyskakuje taki Filip jak królik z kapelusza…”
Na śmiertelnie nudnym posiedzeniu oglądam sztuczne kwiaty w wazoniku na stole konferencyjnym. Odrobione – co do pręcika, co do żyłki, co do listka, co do włókienka. Tak podobne do prawdziwych, że oczy bolą. Ale nie cieszą wcale. Jak holenderskie „martwe natury”. Albo widoczki Canaletta. Odrobione co do gzymsu, co do pęknięcia na murze, do źdźbła na murawie. Można podziwiać wykonanie detalu, można przy tym odpocząć. Ale żeby się zachwycić...
„Porozmawiajmy o kobietach” w reż. Mike’a Nicholsa:
„Skoro tak to ujmujesz, powinnaś zostać prawnikiem”.
Stary Urban (felietony do tygodnika „Kulisy”, połowa lat 70.):
„Bo co? Nie wolno? – spytał hardo. - Posłyszał w odpowiedzi, że wolno, ale nie należy”.