Bruksela celebruje Międzynarodowy Dzień Kobiet już trzeci dzień. Przemoc wobec kobiet jest faktem, podobnie jak zdarzające się rozmaite formy dyskryminacji. Ale problemów nie rozwiążą idiotyczne rozwiązania typu pula miejsc w parlamencie dla pań.
Brukselskie świętowanie zaczęło się już w czwartek od spotkania kobiet-polityków w Komisji Europejskiej. Wśród pań były głowy państw, rządów, szefowe dyplomacji, parlamentarzystki, m.in. Condoleezza Rice, Benita Ferrero-Waldner czy nasz komisarz Danuta Hubner. Fety odbyły się też w Parlamencie Europejskim. A dzień później prof. Hubner zaprosiła na śniadanie dziennikarki.
Dobrze, że instytucje unijne chcą się włączyć w polepszenie warunków życia kobiet. Ale szczytną ideę może zabić nadgorliwość, która jest ponoć gorsza od faszyzmu. Największą głupotą jest pomysł wprowadzania parytetów. Część krajów skandynawskich przyjęła ustawy, w myśl których określona pula miejsc w radach nadzorczych dużych firm ma przypadać kobietom. Inne kraje chcą podobne regulacje wprowadzić w przypadku miejsc w parlamencie. To przykład wypaczenia demokracji. Kobietom trzeba pomagać w aktywności politycznej, ale przez zapewnianie im lepszej edukacji, kontaktowanie je ze sobą a nie przez ustawowe pule miejsc. Mając do wyboru mądrego mężczyznę i głupią kobietę głosowałabym oczywiście na mężczyznę, bo solidarność płciowa nie powinna być ponad rozsądkiem.
Irytuje mnie uzurpowanie sobie hasła o upominanie się o prawa kobiet przez feministki z nurtu macicznego, którym głównym hasłem jest "macica jest moja" i całą dyskusję sprowadzają głównie do tematu aborcji. Panie te ośmieszają ideę feminizmu, która w umiarkowanej formie jest do przyjęcia. Gdyby nie sufrażystki sprzed ponad wieku dziś nie mogłabym głosować i w pracy zawodowej miałabym jeszcze bardziej pod górkę niż teraz.
Dzisiaj w niektórych dziedzinach życia kobiety dalej są dyskryminowane. Tak zwana kobieta pracująca, która chce mieć dziecko musi ciągle liczyć się z ryzykiem utraty pracy a nawet jeśli uda się jej mieć i dziecko i pracę, ma dwa razy gorzej niż mężczyzna. Albo inna karygodna sprawa - niechęć do zatrudniania pań w wieku średnim. Co prawda coraz mniej się widzi ogłoszeń typu "zatrudnię panią do 35 roku życia", nie znaczy to jednak, że 50-latka może łatwo znaleźć pracę, odpowiadającą jej kwalifikacjom. A jest to idiotyzm potencjalnych pracodawców, bo pani w tym wieku jest najlepszym pracownikiem. I to właśnie powinny walczyć instytucje unijne.
A na marginesie postulowałabym wprowadzenie Międzynarodowego Dnia Mężczyzn. Jako, że prawdziwy mężczyzna (czyli odważny i odpowiedzialny) jest gatunkiem na wymarciu, należy zapewnić mu należytą ochronę a może nawet i sklonować :)
Ps. W brukselskim Dniu Kobiet jednakowoż brakuje mi goździka w celofanie...
Dobrze, że instytucje unijne chcą się włączyć w polepszenie warunków życia kobiet. Ale szczytną ideę może zabić nadgorliwość, która jest ponoć gorsza od faszyzmu. Największą głupotą jest pomysł wprowadzania parytetów. Część krajów skandynawskich przyjęła ustawy, w myśl których określona pula miejsc w radach nadzorczych dużych firm ma przypadać kobietom. Inne kraje chcą podobne regulacje wprowadzić w przypadku miejsc w parlamencie. To przykład wypaczenia demokracji. Kobietom trzeba pomagać w aktywności politycznej, ale przez zapewnianie im lepszej edukacji, kontaktowanie je ze sobą a nie przez ustawowe pule miejsc. Mając do wyboru mądrego mężczyznę i głupią kobietę głosowałabym oczywiście na mężczyznę, bo solidarność płciowa nie powinna być ponad rozsądkiem.
Irytuje mnie uzurpowanie sobie hasła o upominanie się o prawa kobiet przez feministki z nurtu macicznego, którym głównym hasłem jest "macica jest moja" i całą dyskusję sprowadzają głównie do tematu aborcji. Panie te ośmieszają ideę feminizmu, która w umiarkowanej formie jest do przyjęcia. Gdyby nie sufrażystki sprzed ponad wieku dziś nie mogłabym głosować i w pracy zawodowej miałabym jeszcze bardziej pod górkę niż teraz.
Dzisiaj w niektórych dziedzinach życia kobiety dalej są dyskryminowane. Tak zwana kobieta pracująca, która chce mieć dziecko musi ciągle liczyć się z ryzykiem utraty pracy a nawet jeśli uda się jej mieć i dziecko i pracę, ma dwa razy gorzej niż mężczyzna. Albo inna karygodna sprawa - niechęć do zatrudniania pań w wieku średnim. Co prawda coraz mniej się widzi ogłoszeń typu "zatrudnię panią do 35 roku życia", nie znaczy to jednak, że 50-latka może łatwo znaleźć pracę, odpowiadającą jej kwalifikacjom. A jest to idiotyzm potencjalnych pracodawców, bo pani w tym wieku jest najlepszym pracownikiem. I to właśnie powinny walczyć instytucje unijne.
A na marginesie postulowałabym wprowadzenie Międzynarodowego Dnia Mężczyzn. Jako, że prawdziwy mężczyzna (czyli odważny i odpowiedzialny) jest gatunkiem na wymarciu, należy zapewnić mu należytą ochronę a może nawet i sklonować :)
Ps. W brukselskim Dniu Kobiet jednakowoż brakuje mi goździka w celofanie...