Choć Michnik nie jest bohaterem mojej bajki, życzę mu, aby na własnym pogrzebie nie musiał wysłuchiwać politycznych kazań.
Każdy sposób na napisanie książki jest dobry. Leniwi załatwiają sobie stypendium, z którego będzie trzeba się rozliczyć. Zdyscyplinowani piszą stroniczkę codziennie po pracy. Adam Michnik wybrał mniej konwencjonalną metodę: pracuje w rytmie pogrzebów. Przemawiając nad trumnami wielkich Polaków, zawsze odczytuje tekst przeciwko lustracji albo rodzimej kołtunerii. Podczas gdy reszta żałobników z zadumą pochyla głowy nad tajemnicą życia i śmierci, on uprawia polityczną publicystykę. Kiedy umarł Czesław Miłosz, atakował „miłośników ubeckich raportów”. Dziś nad grobem Bronisława Geremka gromi „fałszerzy pamięci” z IPN. Niechybnie powstanie z tego książka, bo kolejka do łodzi Charona jest długa, więc okazji do pisania nie zabraknie.
Wydawałoby się, że pogrzeb to uroczystość wyjątkowa, czas wystudzenia politycznych namiętności i spojrzenia na zmarłego po ludzku. Jak się okazuje, nie dla wszystkich. A swoją drogą, częstotliwość pojawiania się Michnika na pogrzebach wielkich Polaków jest zastraszająca. Jeśli redaktor „Gazety Wyborczej” jakimś cudem przeżyje Adama Małysza, z pewnością wkręci się także na jego pogrzeb, żeby odczytać ostatni rozdział książki o kołtunerii i lustracji. Choć Michnik nie jest bohaterem mojej bajki, życzę mu, aby na własnym pogrzebie nie musiał wysłuchiwać politycznych kazań. Na szczęście nie widać w Polsce ludzi, którzy byliby w stanie głosić je równie bezceremonialnie, jak on sam.
Wydawałoby się, że pogrzeb to uroczystość wyjątkowa, czas wystudzenia politycznych namiętności i spojrzenia na zmarłego po ludzku. Jak się okazuje, nie dla wszystkich. A swoją drogą, częstotliwość pojawiania się Michnika na pogrzebach wielkich Polaków jest zastraszająca. Jeśli redaktor „Gazety Wyborczej” jakimś cudem przeżyje Adama Małysza, z pewnością wkręci się także na jego pogrzeb, żeby odczytać ostatni rozdział książki o kołtunerii i lustracji. Choć Michnik nie jest bohaterem mojej bajki, życzę mu, aby na własnym pogrzebie nie musiał wysłuchiwać politycznych kazań. Na szczęście nie widać w Polsce ludzi, którzy byliby w stanie głosić je równie bezceremonialnie, jak on sam.