Tyle jest polityki wokół, że mam ochotę na małą ewakuację i dla odmiany proponuję porozmawiać o świętach. I nowej świeckiej tradycji.
Świętowanie w Brukseli zaczęło się już właściwie od listopada. Najpierw Polacy celebrowali 90 rocznicę odzyskania niepodległości, piękna była msza w katedrze brukselskiej.
Ale najciekawsze było dla mnie spotkanie zorganizowane przez jednego z kolegów, który zaprosił znajomych do siebie na wieczór pieśni patriotycznych. Jako, że Bruksela i młodzi pracownicy instytucji unijnych nie kojarzyli mi się dotąd z deklarowanym publicznie patriotyzmem, myślałam, że czeka nas wieczór raczej w stylu Kuby Wojewódzkiego niż Barbary Wachowicz. Myliłam się jednak, bo naprawdę śpiewaliśmy (przy akompaniamencie pana grającego na akordeonie, mieszkającego w Brukseli Polaka) piosenki żołnierskie. Bez sztucznego, śmiesznego patosu, ale i absolutnie bez kpiny i ironii z drugiej strony. Takiego niezwykłego 11 listopada nie spodziewałam się przeżyć w Brukseli.
Ale też i 1 listopada, który niestety musiałam w tym roku spędzić w Belgii, był inny. Po raz pierwszy poszłam na belgijski cmentarz, w Evere. Kompletnie inna atmosfera od polskiej. Pusto, pusto i jeszcze raz pusto. Najliczniejszą grupę stanowili Polacy, którzy przeszli z procesją na groby polskich żołnierzy. Najwięcej było wśród nich ludzi, na codzień ciężko pracujących fizycznie, przysłowiowych Siemiatycz, którzy potrafili jednak uhonorować ten dzień.
Wystawy sklepowe oczywiście już od listopada mają świąteczny wystrój. Najbardziej kuriozalne było połączenie elementów halloweenowych i bożonarodzeniowych. W zasadzie dziwię się, że nikt nie wpadł jeszcze na genialny pomysł, by na choince powiesić pisanki, kurczaki i zajączki wielkanocne - w ten sposób można by było wykorzystywać oba święta marketingowo.
Grudzień to rzecz jasna także pasmo "christmas party". Wyróżniał się w nim wieczór, zorganizowany przez przedstawicielstwo Łodzi w pięknej sali Concert Noble. W Brukseli wszyscy wszystkim organizują przyjęcia świąteczne, które ze świętami Bożego Narodzenia mają co najwyżej wspólną nazwę. Cóż, taka nowa świecka tradycja. Każda okazja do imprezowania jest dobra. Nawet święta.
Poza tym, to z czystym sumieniem mogę napisać wreszcie coś ciepłego i dobrego o francuskim prezydencie, Nicolasie Sarkozym. Pomimo wcześniejszych pogróżek nie zorganizuje bowiem dodatkowego (byłby to trzeci, nadprogramowy szczyt w tej prezydencji!) szczytu 29 grudnia. Jest to zaiste humanitarny gest wobec dziennikarzy i pracowników instytucji. Taki prezent świąteczny. Jaki kraj, takie święta i takie prezenty.
Ale najciekawsze było dla mnie spotkanie zorganizowane przez jednego z kolegów, który zaprosił znajomych do siebie na wieczór pieśni patriotycznych. Jako, że Bruksela i młodzi pracownicy instytucji unijnych nie kojarzyli mi się dotąd z deklarowanym publicznie patriotyzmem, myślałam, że czeka nas wieczór raczej w stylu Kuby Wojewódzkiego niż Barbary Wachowicz. Myliłam się jednak, bo naprawdę śpiewaliśmy (przy akompaniamencie pana grającego na akordeonie, mieszkającego w Brukseli Polaka) piosenki żołnierskie. Bez sztucznego, śmiesznego patosu, ale i absolutnie bez kpiny i ironii z drugiej strony. Takiego niezwykłego 11 listopada nie spodziewałam się przeżyć w Brukseli.
Ale też i 1 listopada, który niestety musiałam w tym roku spędzić w Belgii, był inny. Po raz pierwszy poszłam na belgijski cmentarz, w Evere. Kompletnie inna atmosfera od polskiej. Pusto, pusto i jeszcze raz pusto. Najliczniejszą grupę stanowili Polacy, którzy przeszli z procesją na groby polskich żołnierzy. Najwięcej było wśród nich ludzi, na codzień ciężko pracujących fizycznie, przysłowiowych Siemiatycz, którzy potrafili jednak uhonorować ten dzień.
Wystawy sklepowe oczywiście już od listopada mają świąteczny wystrój. Najbardziej kuriozalne było połączenie elementów halloweenowych i bożonarodzeniowych. W zasadzie dziwię się, że nikt nie wpadł jeszcze na genialny pomysł, by na choince powiesić pisanki, kurczaki i zajączki wielkanocne - w ten sposób można by było wykorzystywać oba święta marketingowo.
Grudzień to rzecz jasna także pasmo "christmas party". Wyróżniał się w nim wieczór, zorganizowany przez przedstawicielstwo Łodzi w pięknej sali Concert Noble. W Brukseli wszyscy wszystkim organizują przyjęcia świąteczne, które ze świętami Bożego Narodzenia mają co najwyżej wspólną nazwę. Cóż, taka nowa świecka tradycja. Każda okazja do imprezowania jest dobra. Nawet święta.
Poza tym, to z czystym sumieniem mogę napisać wreszcie coś ciepłego i dobrego o francuskim prezydencie, Nicolasie Sarkozym. Pomimo wcześniejszych pogróżek nie zorganizuje bowiem dodatkowego (byłby to trzeci, nadprogramowy szczyt w tej prezydencji!) szczytu 29 grudnia. Jest to zaiste humanitarny gest wobec dziennikarzy i pracowników instytucji. Taki prezent świąteczny. Jaki kraj, takie święta i takie prezenty.