Decyzja o skróceniu kadencji zwierzchnikowi luteranów, który przez lata współpracował z bezpieką - to dobra decyzja. Docenić trzeba też wymuszone i pełne krętactw, ale jednak, przeprosiny biskupa Janusza Jaguckiego. A ocena ta jest tym wyższa, że - jak dotąd - luteranie są pierwszym polskim wyznaniem, który tak otwarcie zdecydowało się zmierzyć z problemem zdrady i donosicielstwa we własnych szeregach.
Inaczej niż biskupi katoliccy, którzy po wymuszonym przez media i świeckich, ustąpieniu abp Stanisława Wielgusa zwarli szeregi i uznali, że wszyscy zarejestrowani są niewinni jak polne lilie, a kto sądzi inaczej, ten szkaluje i oczernia. I zupełnie inaczej niż prawosławni, którzy uznali, że informacje medialne o współpracy metropolity Sawy i niemałej części pozostałych biskupów, to część "światowego spisku przeciw Cerkwi". Za to należą im się słowa pochwały, bowiem są pierwszym wyznaniem w Polsce, które wyciągnęło wnioski z nauczania Ewangelii o prawdzie, która wyzwala. Nie zdecydowali się na zamiatanie pod dywan, udawanie, że nic się nie stało.
I choć biskup nie został od razu pozbawiony funkcji (jak domagała się tego część synodałów), a jedynie skrócono jego kadencje, to i tak trzeba to docenić. Ważne są także słowa o konieczności przyjęcia przeprosin i miłosierdziu. Sprawiedliwość, której w przypadku Kościoła ewangelicko-augsburskiego stało się zadość, nie powinna bowiem przesłaniać miłosierdzia. I nie przysłoniła.
I choć biskup nie został od razu pozbawiony funkcji (jak domagała się tego część synodałów), a jedynie skrócono jego kadencje, to i tak trzeba to docenić. Ważne są także słowa o konieczności przyjęcia przeprosin i miłosierdziu. Sprawiedliwość, której w przypadku Kościoła ewangelicko-augsburskiego stało się zadość, nie powinna bowiem przesłaniać miłosierdzia. I nie przysłoniła.