Wielkie oburzenie w naszym kraju wywołała brukselska produkcja filmowa, w której nie zauważono czegoś takiego jak Solidarność i naszego wkładu w rozwalanie komuny. Można to rozumieć na wiele sposobów np. w ten, że Solidarność wcale tej komuny nie rozwaliła. Akurat zgadzało by się to z poglądami tych, którzy uważają, że komuna u nas trwa, jedynie trochę się zamaskowała. Ale żeby taki pogląd lansowała Bruksela? Jak wiadomo jest to pogląd skrajny i oszołomski.
Tym bardziej to dziwne, że niedawno Pan Prezydent uprzejmy był oświadczyć, że wbrew różnym sugestiom, przy okazji okrągłego stołu żadnej zmowy opozycji z komuną nie było. A Panu Prezydentowi można wierzyć, bo ma informacje z pierwszej ręki - przy okrągłym stole jak najbardziej siedział i w gościnie u gen. Kiszczaka w Magdalence bywał.
Tym samym Pan Prezydent rozstaje się z fundamentem ideologii IV RP mówiącej o Układzie Magdalenkowym, matce (a raczej ojcu) wszystkich układów. I słusznie - trudno, by Pan Prezydent patronował spiskowej teorii wszelkiego zła, jednocześnie będąc jednym z uczestników spisku. Tym bardziej, że ktoś przenikliwy z IPN mógłby tą oczywistą sprzeczność zauważyć i zająć się jej wyjaśnianiem. A mało to mamy zszarganych autorytetów?
Tymczasem całkiem niedawno nieco nerwy puścił gen. Kiszczakowi i tenże warknął, że cały ten okrągły stół to jego dzieło, począwszy od doboru uczestników, i że jak trzeba, to ujawni kilka szczegółów. To kolejne świadectwo, że żadnego spisku nie było gdyż spisek wymaga partnerów. A gen. Kiszczak twierdzi, że były tylko marionetki.
Ale wracając do naszej produkcji filmowej.
Wyjaśnienie braku docenienia naszego wkładu może być też inne - po prostu nas olano. Nie byłoby to niczym nowym w naszej historii, skoro np. tzw. alianci po zakończeniu wojny nie byli uprzejmi zaprosić naszych żołnierzy na defiladę zwycięstwa w Londynie. A jeśli chodzi o produkcje filmowe, to w sławetnym filmie Casablanka bohaterem ruchu oporu jest niejaki Victor Laszlo, Czech (!), choć pierwotnie miał być nim Polak. Nie udało się - producenci z Hollywood doszli do wniosku, że tak nie może być, bo Polacy to żadni bohaterowie tylko antysemici.
No właśnie. Chyba niejako w rocznicę pamiętnych wyborów "Der Spiegel" opublikował artykuł równie głośny jak brukselski film. Tematem też jest historia, choć wcześniejsza. Otóż jak napisali niemieccy znawcy tematu, Polacy (i inni) są współodpowiedzialni za eksterminację Żydów w czasie II wojny światowej. Ba, pojawiły się i takie komentarze (chętnie podchwycone przez niezawodną w takich razach "Gazetę Wyborczą"), że w zasadzie nasz wkład był większy.
Dawniej mawiano przy takiej okazji, że diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni, ale jak wiadomo, diabła nie ma, to i powiedzenie siłą rzeczy jest nieaktualne. Tak więc Niemcy ochoczo wzięli się za wystawianie nam świadectw moralności co do II wojny światowej, co jest niewątpliwie dowodem, że nadchodzą ciekawe czasy.
W każdym razie to jest ten temat, który akurat teraz zajął naszych zachodnich przyjaciół. Nie jakieś tam wybory w 89 r., po których Niemcy mogły się połączyć. Czy inne fakty z tamtego czasu jak dajmy na to, że zjednoczenie wcale nie było oczywiste, np. przeciwna była Małgorzata Thatcher a i Francuzi nie byli zachwyceni. Polska, a jakże, była jednoznacznie ,,za’’, a ponieważ był to (jedyny i krótki) moment gdy z naszym krajem liczono się trochę, więc nasze stanowisko przeważyło. Zresztą Polska, jak zwykle, nie wykorzystała sprzyjającego momentu i rząd Mazowieckiego nie zawarł wówczas traktatu pokojowego z Niemcami, który mógłby gwarantować nasze granice. Drugiej takiej szansy jak wiadomo nie było i nie będzie.
I jeszcze. Jednym ze skutków tamtejszych wyborów były dwa epizody mało znane w Polsce (nie mówiąc o świecie, co jasne).
Gdy system się zachwiał, przez nasz kraj ruszyła masowa emigracja enerdowców. Jechali oni do Polski, tu rząd Mazowieckiego (a i zwykli obywatele) dawał im schronienie a potem podstawionymi przez nas zamkniętymi pociągami wysyłał przez NRD do RFN. Uwaga, piszę wyraźnie: jechali owszem, zamkniętymi pociągami ale dobrowolnie - nie wypędzaliśmy ich w okrutny sposób z ojcowizny.
Mniej więcej w tym samym czasie, przez jedno z polskich lotnisk odbyła się masowa emigracja Żydów z ZSRR do Izraela. Żaden inny kraj nie chciał się tego podjąć, bojąc się zemsty terrorystów islamskich. To też podkreślę, tak na wszelki wypadek: emigrowali do Izraela, nie byli wysyłani przez nas do Treblinki.
I znów wracając do tematyki filmowej. Powinniśmy się cieszyć, że brukselskie dzieło nie pokazuje, że skoro Solidarność powstała w Gdańsku, a w Gdańsku wybuchła II wojna światowa to jest ona odpowiedzialna za jej wybuch. A konkretnie, że było tak, iż do portu przypłynął niemiecki statek a Solidarność ze stoczni, zamiast go wyremontować (co dałoby załodze zatrudnienie a krajowi cenne dewizy), zaatakowała go przy pomocy palonych opon. A potem Polacy zrzeszeni w Solidarności spowodowali ogromne cierpienia Niemców, wypędzając ich z Gdańska, Szczecina czy Wrocławia, czyniąc z tych miast tzw. twierdze Solidarności, czyli ostoje nacjonalizmu i klerykalizmu oraz zorganizowali holokaust, czemu próbował zapobiec częściowo tylko skutecznie gen. Jaruzelski, zasługując na wdzięczność Adama Michnika.
Ale wszystko jeszcze przed nami, bo zbliża się rocznica września 39.
Tym samym Pan Prezydent rozstaje się z fundamentem ideologii IV RP mówiącej o Układzie Magdalenkowym, matce (a raczej ojcu) wszystkich układów. I słusznie - trudno, by Pan Prezydent patronował spiskowej teorii wszelkiego zła, jednocześnie będąc jednym z uczestników spisku. Tym bardziej, że ktoś przenikliwy z IPN mógłby tą oczywistą sprzeczność zauważyć i zająć się jej wyjaśnianiem. A mało to mamy zszarganych autorytetów?
Tymczasem całkiem niedawno nieco nerwy puścił gen. Kiszczakowi i tenże warknął, że cały ten okrągły stół to jego dzieło, począwszy od doboru uczestników, i że jak trzeba, to ujawni kilka szczegółów. To kolejne świadectwo, że żadnego spisku nie było gdyż spisek wymaga partnerów. A gen. Kiszczak twierdzi, że były tylko marionetki.
Ale wracając do naszej produkcji filmowej.
Wyjaśnienie braku docenienia naszego wkładu może być też inne - po prostu nas olano. Nie byłoby to niczym nowym w naszej historii, skoro np. tzw. alianci po zakończeniu wojny nie byli uprzejmi zaprosić naszych żołnierzy na defiladę zwycięstwa w Londynie. A jeśli chodzi o produkcje filmowe, to w sławetnym filmie Casablanka bohaterem ruchu oporu jest niejaki Victor Laszlo, Czech (!), choć pierwotnie miał być nim Polak. Nie udało się - producenci z Hollywood doszli do wniosku, że tak nie może być, bo Polacy to żadni bohaterowie tylko antysemici.
No właśnie. Chyba niejako w rocznicę pamiętnych wyborów "Der Spiegel" opublikował artykuł równie głośny jak brukselski film. Tematem też jest historia, choć wcześniejsza. Otóż jak napisali niemieccy znawcy tematu, Polacy (i inni) są współodpowiedzialni za eksterminację Żydów w czasie II wojny światowej. Ba, pojawiły się i takie komentarze (chętnie podchwycone przez niezawodną w takich razach "Gazetę Wyborczą"), że w zasadzie nasz wkład był większy.
Dawniej mawiano przy takiej okazji, że diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni, ale jak wiadomo, diabła nie ma, to i powiedzenie siłą rzeczy jest nieaktualne. Tak więc Niemcy ochoczo wzięli się za wystawianie nam świadectw moralności co do II wojny światowej, co jest niewątpliwie dowodem, że nadchodzą ciekawe czasy.
W każdym razie to jest ten temat, który akurat teraz zajął naszych zachodnich przyjaciół. Nie jakieś tam wybory w 89 r., po których Niemcy mogły się połączyć. Czy inne fakty z tamtego czasu jak dajmy na to, że zjednoczenie wcale nie było oczywiste, np. przeciwna była Małgorzata Thatcher a i Francuzi nie byli zachwyceni. Polska, a jakże, była jednoznacznie ,,za’’, a ponieważ był to (jedyny i krótki) moment gdy z naszym krajem liczono się trochę, więc nasze stanowisko przeważyło. Zresztą Polska, jak zwykle, nie wykorzystała sprzyjającego momentu i rząd Mazowieckiego nie zawarł wówczas traktatu pokojowego z Niemcami, który mógłby gwarantować nasze granice. Drugiej takiej szansy jak wiadomo nie było i nie będzie.
I jeszcze. Jednym ze skutków tamtejszych wyborów były dwa epizody mało znane w Polsce (nie mówiąc o świecie, co jasne).
Gdy system się zachwiał, przez nasz kraj ruszyła masowa emigracja enerdowców. Jechali oni do Polski, tu rząd Mazowieckiego (a i zwykli obywatele) dawał im schronienie a potem podstawionymi przez nas zamkniętymi pociągami wysyłał przez NRD do RFN. Uwaga, piszę wyraźnie: jechali owszem, zamkniętymi pociągami ale dobrowolnie - nie wypędzaliśmy ich w okrutny sposób z ojcowizny.
Mniej więcej w tym samym czasie, przez jedno z polskich lotnisk odbyła się masowa emigracja Żydów z ZSRR do Izraela. Żaden inny kraj nie chciał się tego podjąć, bojąc się zemsty terrorystów islamskich. To też podkreślę, tak na wszelki wypadek: emigrowali do Izraela, nie byli wysyłani przez nas do Treblinki.
I znów wracając do tematyki filmowej. Powinniśmy się cieszyć, że brukselskie dzieło nie pokazuje, że skoro Solidarność powstała w Gdańsku, a w Gdańsku wybuchła II wojna światowa to jest ona odpowiedzialna za jej wybuch. A konkretnie, że było tak, iż do portu przypłynął niemiecki statek a Solidarność ze stoczni, zamiast go wyremontować (co dałoby załodze zatrudnienie a krajowi cenne dewizy), zaatakowała go przy pomocy palonych opon. A potem Polacy zrzeszeni w Solidarności spowodowali ogromne cierpienia Niemców, wypędzając ich z Gdańska, Szczecina czy Wrocławia, czyniąc z tych miast tzw. twierdze Solidarności, czyli ostoje nacjonalizmu i klerykalizmu oraz zorganizowali holokaust, czemu próbował zapobiec częściowo tylko skutecznie gen. Jaruzelski, zasługując na wdzięczność Adama Michnika.
Ale wszystko jeszcze przed nami, bo zbliża się rocznica września 39.