Polityka jest jednak nieprzewidywalna. Na początku kampanii do Parlamentu Europejskiego wydawało się, że PiS jest na równi pochyłej. Rezygnacja z ocieplenia wizerunku, odejście Libickiego i Mojzesowicza i mało zgrabne tasowanie jedynkami przez Kaczyńskiego – to wszystko pozwalało sądzić, że 7 czerwca Platforma nie tylko powiększy swoją przewagę nad PiS, ale też wprowadzi w Polsce system totalnie monopartyjny.
Parafrazując pewne słynne słowa, coś jednak pękło. Zaczęło się od chorego pomysłu przeniesienia obchodów 4 czerwca z Gdańska do Krakowa (do dziś nie wiem, po co Tusk to zrobił). Później przyszła kolej na debatę ze związkowcami, która nie była żadną debatą a telewizyjną debatą a żenującym telewizyjnym wywiadem przeprowadzonym przez dwóch prorządowych związkowców. Do tego doszły jeszcze słabiutkie spoty Platformy, w których jedyną ciekawostką była mapa Polski bez Świnoujścia.
Zanim ktokolwiek się zorientował, PiS się pozbierał i wypuścił ciekawe i świeże filmy z aktorką, która grała w reklamówkach PO w 2007 roku. Słusznie, choć trochę karykaturalnie, pociągnął też temat odezwy CDU/CSU. Swoją drogą, mogę się założyć, że gdyby PiS nie zrobił w tej ostatniej sprawie takiego teatru, to Platforma zareagowałaby na tę odezwę o kilka tonów mocniej. Zamiast tego postąpiła według znanego i głupiego schematu (opisanego przez Jana Rokitę?): „Jak PiS mówi A, to my mówimy nie-A. Nawet nie B, ale właśnie nie-A”.
Teraz Tuskowi zwaliła się na głowę jeszcze sprawa tajemniczych milionowych pożyczek Palikota, co PiS oczywiście od razu podchwycił.
Ni z tego, ni z owego atmosfera wokół partii Tuska zgęstniała. Jak widzę Platformę dociskaną z każdej strony przez PiS, to przychodził mi wręcz do głowy brutalna metafora z facetem z jajami w imadle.
Zastanawia mnie tylko jedno. Czy to, że Platforma ma dziś klejnoty uwięzione w imadle obsługiwanym przez PiS, przełoży się na wynik wyborczy. Jeden z liderów PO powiedział mi niedawno, że wobec żenującej kampanii swojej partii spodziewa się wyniku 35:30. Dla Tuska byłaby to klęska.
Tym większa, że polityka rządzi się logiką faktów dokonanych. Fakt, że przewaga PO stopniałaby do takich rozmiarów pod wpływem małej frekwencji, chwilowo gorszej dyspozycji PO i jednorazowego przebłysku PiS, nie miałby żadnego znaczenia. Mówiąc po piłkarsku, po końcowym gwizdku nikogo by już nie obchodziło, że obrona zaspała, że sędzia dał przeciwnikowi karnego z kapelusza albo że pechowo straciło się bramkę w ostatniej minucie. W poliytce liczy się to, co w sieci.
Innymi słowy, wynik 35:30 zresetowałby wszystkie dotychczasowe sondaże dające Platformie 50 proc. poparcia. Kazałby (przynajmniej trochę) zapomnieć, że PiS to obciachowa partia. No bo jak? Obciachowa partia nie dostaje przecież 30 proc. a tym bardziej nie jest pięć oczek za tymi, na których jest moda.
Być może mój rozmówca przepowiadajacy to 35 do 30 tylko się asekurował na wypadek rezultatu słabszego niż wyniki sondaży.
Moim zdaniem, będzie raczej 40:30. Z jednej strony dla Platformy będzie to całkiem niezły wynik, ale z drugiej strony będzie to też małe ostrzeżenie, że PiS ze swoim imadłem jest już coraz bliżej.
A wy jak obstawiacie? Jaki waszym zdaniem będzie wynik 7 czerwca?
Parafrazując pewne słynne słowa, coś jednak pękło. Zaczęło się od chorego pomysłu przeniesienia obchodów 4 czerwca z Gdańska do Krakowa (do dziś nie wiem, po co Tusk to zrobił). Później przyszła kolej na debatę ze związkowcami, która nie była żadną debatą a telewizyjną debatą a żenującym telewizyjnym wywiadem przeprowadzonym przez dwóch prorządowych związkowców. Do tego doszły jeszcze słabiutkie spoty Platformy, w których jedyną ciekawostką była mapa Polski bez Świnoujścia.
Zanim ktokolwiek się zorientował, PiS się pozbierał i wypuścił ciekawe i świeże filmy z aktorką, która grała w reklamówkach PO w 2007 roku. Słusznie, choć trochę karykaturalnie, pociągnął też temat odezwy CDU/CSU. Swoją drogą, mogę się założyć, że gdyby PiS nie zrobił w tej ostatniej sprawie takiego teatru, to Platforma zareagowałaby na tę odezwę o kilka tonów mocniej. Zamiast tego postąpiła według znanego i głupiego schematu (opisanego przez Jana Rokitę?): „Jak PiS mówi A, to my mówimy nie-A. Nawet nie B, ale właśnie nie-A”.
Teraz Tuskowi zwaliła się na głowę jeszcze sprawa tajemniczych milionowych pożyczek Palikota, co PiS oczywiście od razu podchwycił.
Ni z tego, ni z owego atmosfera wokół partii Tuska zgęstniała. Jak widzę Platformę dociskaną z każdej strony przez PiS, to przychodził mi wręcz do głowy brutalna metafora z facetem z jajami w imadle.
Zastanawia mnie tylko jedno. Czy to, że Platforma ma dziś klejnoty uwięzione w imadle obsługiwanym przez PiS, przełoży się na wynik wyborczy. Jeden z liderów PO powiedział mi niedawno, że wobec żenującej kampanii swojej partii spodziewa się wyniku 35:30. Dla Tuska byłaby to klęska.
Tym większa, że polityka rządzi się logiką faktów dokonanych. Fakt, że przewaga PO stopniałaby do takich rozmiarów pod wpływem małej frekwencji, chwilowo gorszej dyspozycji PO i jednorazowego przebłysku PiS, nie miałby żadnego znaczenia. Mówiąc po piłkarsku, po końcowym gwizdku nikogo by już nie obchodziło, że obrona zaspała, że sędzia dał przeciwnikowi karnego z kapelusza albo że pechowo straciło się bramkę w ostatniej minucie. W poliytce liczy się to, co w sieci.
Innymi słowy, wynik 35:30 zresetowałby wszystkie dotychczasowe sondaże dające Platformie 50 proc. poparcia. Kazałby (przynajmniej trochę) zapomnieć, że PiS to obciachowa partia. No bo jak? Obciachowa partia nie dostaje przecież 30 proc. a tym bardziej nie jest pięć oczek za tymi, na których jest moda.
Być może mój rozmówca przepowiadajacy to 35 do 30 tylko się asekurował na wypadek rezultatu słabszego niż wyniki sondaży.
Moim zdaniem, będzie raczej 40:30. Z jednej strony dla Platformy będzie to całkiem niezły wynik, ale z drugiej strony będzie to też małe ostrzeżenie, że PiS ze swoim imadłem jest już coraz bliżej.
A wy jak obstawiacie? Jaki waszym zdaniem będzie wynik 7 czerwca?