Polityka Platformy coraz bardziej przypomina reality show. Czy Mirosław Drzewiecki straci stanowisko? To zależy od nas. Wszystkich.
Mirosław Drzewiecki zrzuca winę za swój wkład w „aferę hazardową” na podległych mu urzędników. Minister sportu nie czuje się odpowiedzialny za pismo skierowane do ministerstwa finansów, które postulowało wycofanie kilku przepisów (o co walczyli lobbyści). Polityk Platformy stwierdził, że pismo „było niezgodne z jego intencjami”. Problem polega na tym, że Drzewiecki się pod tym pismem podpisał.
W analogicznej sytuacji Zbigniew Ćwiąkalski musiał odejść z rządu, bo nie czuł się odpowiedzialny za samobójstwo w więzieniu. Za byłym ministrem sprawiedliwości nie stało jednak żadne środowisko polityczne w Platformie. Również Chlebowski nie był zbyt blisko ani „dworzan Tuska”, ani ludzi Schetyny”. Dlatego można go było łatwo poświęcić.
Inaczej jest z Drzewieckim, który jest człowiekiem Schetyny. Po reakcji premiera będzie można ocenić stopień jego determinacji w wyjaśnieniu „afery hazardowej.” Dlatego zaniepokoiły mnie przecieki z narady Donalda Tuska z najbliższymi współpracownikami, o których pisze „Gazeta Wyborcza”. Według nich odwołanie Drzewieckiego zależy od reakcji opinii publicznej. Kierowanie się sondażami nie jest rzecz jasna niczym nowym. Ale wszystko ma swoje granice. W tak kluczowej sprawie odpowiedzialność za „być albo nie być” ministra powinien wziąć premier, a nie elektorat.
Wiele wskazuje na to, że będzie inaczej. Na sam koniec dzisiejszej konferencji prasowej Mirosława Drzewieckiego dziennikarz przytoczył słowa Grzegorza Schetyny, który los ministra uzależnił od odbioru jego linii obrony przez opinię publiczną. Drzewiecki reagując na tę uwagę zwrócił się z kilkoma słowami wprost do telewidzów. Podobnymi apele stosują uczestnicy programów typu „Jak oni śpiewają”, czy „Taniec z Gwiazdami.” Dlatego na konferencji Drzewieckiego brakowało mi, by zza jego pleców wyszła Katarzyna Cichopek i z promiennym uśmiechem rzuciła: Chcecie, by Miro został w „Jak oni załatwiają”? Wysyłajcie SMS-y na numer...
Kiedyś mówiło się, że politycy są jak muchy, bo można ich zabić gazetą. To już nieaktualne. Niewiele brakuje, by politycy byli jak Jola Rutowicz. Z domu wielkiego brata będzie można ich wyrzucić SMS-em.
Grzegorz Łakomski
W analogicznej sytuacji Zbigniew Ćwiąkalski musiał odejść z rządu, bo nie czuł się odpowiedzialny za samobójstwo w więzieniu. Za byłym ministrem sprawiedliwości nie stało jednak żadne środowisko polityczne w Platformie. Również Chlebowski nie był zbyt blisko ani „dworzan Tuska”, ani ludzi Schetyny”. Dlatego można go było łatwo poświęcić.
Inaczej jest z Drzewieckim, który jest człowiekiem Schetyny. Po reakcji premiera będzie można ocenić stopień jego determinacji w wyjaśnieniu „afery hazardowej.” Dlatego zaniepokoiły mnie przecieki z narady Donalda Tuska z najbliższymi współpracownikami, o których pisze „Gazeta Wyborcza”. Według nich odwołanie Drzewieckiego zależy od reakcji opinii publicznej. Kierowanie się sondażami nie jest rzecz jasna niczym nowym. Ale wszystko ma swoje granice. W tak kluczowej sprawie odpowiedzialność za „być albo nie być” ministra powinien wziąć premier, a nie elektorat.
Wiele wskazuje na to, że będzie inaczej. Na sam koniec dzisiejszej konferencji prasowej Mirosława Drzewieckiego dziennikarz przytoczył słowa Grzegorza Schetyny, który los ministra uzależnił od odbioru jego linii obrony przez opinię publiczną. Drzewiecki reagując na tę uwagę zwrócił się z kilkoma słowami wprost do telewidzów. Podobnymi apele stosują uczestnicy programów typu „Jak oni śpiewają”, czy „Taniec z Gwiazdami.” Dlatego na konferencji Drzewieckiego brakowało mi, by zza jego pleców wyszła Katarzyna Cichopek i z promiennym uśmiechem rzuciła: Chcecie, by Miro został w „Jak oni załatwiają”? Wysyłajcie SMS-y na numer...
Kiedyś mówiło się, że politycy są jak muchy, bo można ich zabić gazetą. To już nieaktualne. Niewiele brakuje, by politycy byli jak Jola Rutowicz. Z domu wielkiego brata będzie można ich wyrzucić SMS-em.
Grzegorz Łakomski