Zgodnie z najnowszym projektem Ministerstwa Kultury strony blogerskie i ich zawartość nie są prasą. Bloger nie będzie się mógł zasłaniać tajemnicą dziennikarską , chroniąc swego informatora, ale za to będzie będzie go można ciągać po sądach jak dziennikarza, który naruszył.
Według definicji ministerstwa portale blogerskie nie są prasą. To wynik interwencji między innymi redakcji Rzeczpospolitej, która zwróciła uwagę, że obowiązek rejestracji blogów pomijając już bałagan i biurokrację, spowoduje ograniczenie wolności słowa. Jednak wyjęcie działalności blogerskiej spod tej definicji powoduje, że bloger jest częściowo traktowany jak dziennikarz. Jak zwykle w takich przypadkach, spoczywają na nim obowiązki, ale już z przywilejami może się pożegnać.
Takim świętym i podstawowym prawem dziennikarza jest tajemnica zawodowa, która chroni informatora. Pamiętamy, że w tej sprawie wypowiedział się nawet sąd , który w swoistej "lex Michnik" orzekł, że tajemnica dziennikarska jest tak samo święta jak bankowa, adwokacka , lekarska czy państwowa.
Blogera ta tajemnica nie obowiązuje i na żądanie stosownych organów musi ujawnić dane informatora.
Przed sądem bloger może stanąć w każdej chwili. Wystarczy, by osoby wymienione w tekście poczuły się dotknięte, wówczas ponosi taką samą odpowiedzialność jak dziennikarz. Wraz z nim odpowiada redaktor naczelny i wydawca, jeśli blog jest zamieszczany na stronie internetowej tytułu prasowego.Sama miałam taką sytuację nie dalej jak wczoraj, gdy redakcja "Dziennika Wschodniego" poprosiła mnie o zastąpienie w opublikowanym tekście nazwisk, inicjałami.
Najpoważniejsze groźby adresowane były wobec blogerki Kataryny, od której Krzysztof( syn) i Andrzej Czuma( minister sprawiedliwości) domagali się ujawnienia jej danych osobowych, by móc autorkę pozwać do sądu za to, że napisała, cytując podaną przez dziennikarzy informację, iż oficjalna wizyta ministra w USA mogła mieć na celu załatwienie sprawy prywatnych długów Andrzeja Czumy.
Blogerzy rzadko korzystają z usług informatorów. Zazwyczaj bazują na jawnych informacjach dostępnych w sieci lub BIP. Wspomniana Kataryna pisuje do urzędów państwowych pisma zawierające listy pytań , na które domaga się odpowiedzi na podstawie prawa dostępu do informacji publicznej. Uważnie analizuje oficjalne dokumenty zawarte na stronach internetowych urzędów. Na tej podstawie potrafi wyłowić istotne rzeczy, które umykają uwadze zawodowych dziennikarzy. Jako przykład podam choćby wychwycone przez nią nieścisłości w harmonogramie opracowanym przez ministra Cichockiego w sprawie afery hazardowej, czy identyfikację banku, z którego przelano wadium przy licytacji majątku polskich stoczni.
Jednak media w chwili obecnej ewoluują dynamicznie, internet odgrywa coraz większą rolę jako źródło informacji, a blogerzy oprócz opinii podają coraz więcej faktów , których próżno szukać na na łamach gazet. Blogosfera będzie się rozwijać i coraz częściej sięgać po metody typowe dla dziennikarstwa. Jeśli Ministerstwo Kultury chce wprowadzić regulacje, to nie mogą one dyskryminować podmiotów debaty publicznej, ani ułomnie definiować obecnej sytuacji. Pomysł urzędników ministra Zdrojewskiego czyni z blogerów banitów, piratów dziennikarstwa. To krótkowzroczne i etatystyczne myślenie.
Takim świętym i podstawowym prawem dziennikarza jest tajemnica zawodowa, która chroni informatora. Pamiętamy, że w tej sprawie wypowiedział się nawet sąd , który w swoistej "lex Michnik" orzekł, że tajemnica dziennikarska jest tak samo święta jak bankowa, adwokacka , lekarska czy państwowa.
Blogera ta tajemnica nie obowiązuje i na żądanie stosownych organów musi ujawnić dane informatora.
Przed sądem bloger może stanąć w każdej chwili. Wystarczy, by osoby wymienione w tekście poczuły się dotknięte, wówczas ponosi taką samą odpowiedzialność jak dziennikarz. Wraz z nim odpowiada redaktor naczelny i wydawca, jeśli blog jest zamieszczany na stronie internetowej tytułu prasowego.Sama miałam taką sytuację nie dalej jak wczoraj, gdy redakcja "Dziennika Wschodniego" poprosiła mnie o zastąpienie w opublikowanym tekście nazwisk, inicjałami.
Najpoważniejsze groźby adresowane były wobec blogerki Kataryny, od której Krzysztof( syn) i Andrzej Czuma( minister sprawiedliwości) domagali się ujawnienia jej danych osobowych, by móc autorkę pozwać do sądu za to, że napisała, cytując podaną przez dziennikarzy informację, iż oficjalna wizyta ministra w USA mogła mieć na celu załatwienie sprawy prywatnych długów Andrzeja Czumy.
Blogerzy rzadko korzystają z usług informatorów. Zazwyczaj bazują na jawnych informacjach dostępnych w sieci lub BIP. Wspomniana Kataryna pisuje do urzędów państwowych pisma zawierające listy pytań , na które domaga się odpowiedzi na podstawie prawa dostępu do informacji publicznej. Uważnie analizuje oficjalne dokumenty zawarte na stronach internetowych urzędów. Na tej podstawie potrafi wyłowić istotne rzeczy, które umykają uwadze zawodowych dziennikarzy. Jako przykład podam choćby wychwycone przez nią nieścisłości w harmonogramie opracowanym przez ministra Cichockiego w sprawie afery hazardowej, czy identyfikację banku, z którego przelano wadium przy licytacji majątku polskich stoczni.
Jednak media w chwili obecnej ewoluują dynamicznie, internet odgrywa coraz większą rolę jako źródło informacji, a blogerzy oprócz opinii podają coraz więcej faktów , których próżno szukać na na łamach gazet. Blogosfera będzie się rozwijać i coraz częściej sięgać po metody typowe dla dziennikarstwa. Jeśli Ministerstwo Kultury chce wprowadzić regulacje, to nie mogą one dyskryminować podmiotów debaty publicznej, ani ułomnie definiować obecnej sytuacji. Pomysł urzędników ministra Zdrojewskiego czyni z blogerów banitów, piratów dziennikarstwa. To krótkowzroczne i etatystyczne myślenie.