Walka starego z nowym jest stara jak świat. Z reguły nowe zwycięża i na tym polega postęp i rozwój. Dotyczy to także sfery biznesu. Od tej zasady, jak od każdej, zdarzają się wyjątki, a ich analiza prowadzi do wielce pouczających i inspirujących wniosków.
Na temat pojedynku Wojciecha Kruka z Rafałem Bauerem napisano już wiele. Postaram się przypomnieć jednak tą historię w największym skrócie, w kilku zdaniach, tak by nie zanudzać czytelnika.
Młody , ambitny, żądny sukcesu i dużych ,szybkich pieniędzy, Rafał Bauer, postanowił udekorować imperium , na którego czele stanął, Vistula-Wólczanka, klejnotem od 160 lat należącym do zacnej rodziny poznańskich jubilerów.
Nawykły do agresywnego inwestowania manager, którego znakiem rozpoznawczym było służbowe, czerwone Ferrari, zdecydował się na wrogie przejęcie cenionej marki. Na zakup Kruka zaciągnął kredyt 300 mln PLN, zgodnie z zasadami tzw. nowoczesnego biznesu. Tradycyjnie myślący Wojciech Kruk wycofał się. Pozbawiony środków, nie był w stanie obronić swojej prawie 30% części aktywów. Na tę wojnę musiałby zaciągnąć 200mln PLN kredytu. Nie podjął tego ryzyka, bo w odróżnieniu od Bauera , ryzykował pieniądze własne i rodziny.
Przyparty do muru , nie widząc chwilowo innego wyjścia, sprzedał część rodzinnych udziałów Vistuli. Rafał Bauer tryumfował. Tymczasem na horyzoncie pojawił się Jerzy Mazgaj, właściciel sieci delikatesów "Alma" działający w tym samym segmencie klientów premium. Agresywna polityka prezesa Vistuli zrodziła między panami konflikt interesów, czego efektem był sojusz Kruka i Mazgaja. Ten ostatni zaczął skupować akcje Vistuli. Koniec tej historii już znamy. Rafał Bauer poległ na wojnie , którą sam wywołał , topiąc przy tym firmę i cenną polską markę.
Doświadczenie, zdolność strategicznego myślenia , przywiązanie do tradycyjnych wartości oraz opanowanie obu sojuszników doprowadziło do niespodziewanego zwrotu akcji. Zamiast przejęcia rodzinnego interesu, przejęto agresora. Zdecydowały o tym: inteligencja, zdolność koalicyjna i koncyliacyjna starego wyjadacza.
W biznesie, tak jak w życiu, liczą się : klasa, kultura, doświadczenie i wytrwałość. Arogancja popłaca wyłącznie na krótką metę. Klasę mężczyzny, mówię to jako kobieta, łatwo ocenić po gadżetach, którymi się otacza. Są tacy, którzy wolą klasycznego Rolls-Royce'a od naszpikowanego elektroniką "made in China" Mercedesa S klasy, mimo , że wciąż jeszcze ich stać na najnowszy model. Z takimi warto nawet stracić. Na chwilę.
Młody , ambitny, żądny sukcesu i dużych ,szybkich pieniędzy, Rafał Bauer, postanowił udekorować imperium , na którego czele stanął, Vistula-Wólczanka, klejnotem od 160 lat należącym do zacnej rodziny poznańskich jubilerów.
Nawykły do agresywnego inwestowania manager, którego znakiem rozpoznawczym było służbowe, czerwone Ferrari, zdecydował się na wrogie przejęcie cenionej marki. Na zakup Kruka zaciągnął kredyt 300 mln PLN, zgodnie z zasadami tzw. nowoczesnego biznesu. Tradycyjnie myślący Wojciech Kruk wycofał się. Pozbawiony środków, nie był w stanie obronić swojej prawie 30% części aktywów. Na tę wojnę musiałby zaciągnąć 200mln PLN kredytu. Nie podjął tego ryzyka, bo w odróżnieniu od Bauera , ryzykował pieniądze własne i rodziny.
Przyparty do muru , nie widząc chwilowo innego wyjścia, sprzedał część rodzinnych udziałów Vistuli. Rafał Bauer tryumfował. Tymczasem na horyzoncie pojawił się Jerzy Mazgaj, właściciel sieci delikatesów "Alma" działający w tym samym segmencie klientów premium. Agresywna polityka prezesa Vistuli zrodziła między panami konflikt interesów, czego efektem był sojusz Kruka i Mazgaja. Ten ostatni zaczął skupować akcje Vistuli. Koniec tej historii już znamy. Rafał Bauer poległ na wojnie , którą sam wywołał , topiąc przy tym firmę i cenną polską markę.
Doświadczenie, zdolność strategicznego myślenia , przywiązanie do tradycyjnych wartości oraz opanowanie obu sojuszników doprowadziło do niespodziewanego zwrotu akcji. Zamiast przejęcia rodzinnego interesu, przejęto agresora. Zdecydowały o tym: inteligencja, zdolność koalicyjna i koncyliacyjna starego wyjadacza.
W biznesie, tak jak w życiu, liczą się : klasa, kultura, doświadczenie i wytrwałość. Arogancja popłaca wyłącznie na krótką metę. Klasę mężczyzny, mówię to jako kobieta, łatwo ocenić po gadżetach, którymi się otacza. Są tacy, którzy wolą klasycznego Rolls-Royce'a od naszpikowanego elektroniką "made in China" Mercedesa S klasy, mimo , że wciąż jeszcze ich stać na najnowszy model. Z takimi warto nawet stracić. Na chwilę.