Oj wy wy, niegrzeczni politycy, poprawcie się, bo brzydko postępujecie – pouczają media, ten nasz narodowy spowiednik. Piszę „media”, bo Tomasz Sekielski, autor filmu „Władcy marionetek”, nie jest jedynym, który politykom wytyka grzechy i udziela pokuty. Dziennikarskich spowiedników jest więcej i nie mają oni łatwego życia, wylewa się na nich kubły pomyj, oskarża o nieuczciwość czy manipulacje. Otóż ja będę ich adwokatem.
Oglądając film Sekielskiego, rzekomo można było odnieść drażnienie, że pani Ewa, pielęgniarka ze Skarżyska Kamiennej, na rozmowę z którą powoływał się Tusk w debacie telewizyjnej z Kaczyńskim, w ogóle nie istnieje. Rzekomo unicestwiona pani Ewa jednak się odrodziła jak feniks z popiołów i oznajmiła, że owszem, chodzi po świecie. I że dała przyzwolenie wysłannikowi Tuska na podanie informacji o jej zarobkach. Co oznacza, że Tusk jej nie wymyślił, tylko że z nią osobiście nie rozmawiał. Broniąc się przed zarzutem o rzekomą manipulację Sekielski stwierdził, że przecież on podczas spotkania z pielęgniarkami ze Skarżyska Kamiennej nie pytał je o istnienie pani Ewy, tylko czy znają panią Ewę, która rozmawiała z premierem.
Niestety, ludzie są złośliwi i przytaczają pewien fragment rozmowy Sekielskiego z pielęgniarkami, który rzekomo ma świadczyć, że jednak dokonał manipulacji. A oto ten fragment:
Sekielski: Szukam pani Ewy, z którą rozmawiał Donald Tusk.
Pielęgniarka z sali: Ja przypuszczam, że pan nie znajdzie.
Sekielski: Czyli nie było żadnej pani Ewy?
Pielęgniarka: Oczywiście, że nie.
Skoro Sekielski swym pytaniem podważa istnienie pani Ewy, to sugerował, że Tusk ją wymyślił w przerwie na cygaro – insynuują złośliwcy. Uznaję to za zwykłe czepialstwo. Przecież każdemu przydarzyło się coś przypadkowo palnąć! Ja do Sekielskiego mam tylko jedną pretensję - u kiego licha robił pokazówkę z pielęgniarkami, skoro mógł pojechać do pani Ewy (o której istnieniu wiedział), aby ją zapytać, czy rzeczywiście rozmawiała z premierem? Byłoby prościej i łatwiej. Wytłumaczenie może być tylko jedno - Sekielski lubi utrudniać sobie zadania, bo to dziennikarz niezwykle ambitny!
Jak dziennikarzom trudno czasem bronić się przed zarzutami o brak uczciwości, świadczy przypadek Piotra Kubiaka z „Rzeczpospolitej”. Opisywał on na łamach wojnę dwóch panów z Sopotu. Jeden pan to Sławomir Julke, biznesmen. Drugi pan to Jacek Karnowski, prezydent tego pięknego miasta. Pan Julke oskarżył pana Karnowskiego, że ten złożył mu korupcyjną propozycję. No i redaktor Kubiak opisywał często gęsto, jakie to problemy ma pan Karnowski przez pana Julke. Poza opisywaniem, występował też jako świadek na rozprawach sądowych które się toczyły między biznesmenem a prezydentem. I w czasie jednej z rozpraw Kubiak przyznał, że na jego konto wpłynęło 5 tys. zł od pana Julke. Wyjaśnił, że biznesmen przesłał mu pieniądze, aby kupił mu za nie używane głośniki. Ponieważ używanych głośników nie znalazł, więc pieniądze zwrócił. I oto te normalne finansowe relacje potępiła Rada Etyki Mediów uznając, że Kubiak złamał zasady uczciwości dziennikarskiej!
Redaktor Kubiak zapowiedział wytoczenie procesu radzie. Słusznie, bo ja święcie wierzę Kubiakowi. Pewnie szukał używanych głośników po całym mieście, może też po portalach ogłoszeniowych – a tu figa z makiem, nie ma używanych głośników. A może po prostu Julke nagle stracił chęć na używane głośniki? Może zachciało mu się nowych? Nieważne. Ważne, że kasę uczciwie zwrócił. I teraz pytanie zasadnicze: czy z tego powodu, że Kubiak jest człowiekiem uczynnym, gotowym pomóc biznesmenowi w zakupie używanych głośników, ma zaprzestać opisywania perypetii Karnowskiego? Każdy przyzna, że to czysty nonsens!
I trzeci przypadek. Otóż Cezary Gmyz i Piotr Semka z „Rzeczpospolitej” przeprowadzili wywiad z Januszem Kurtyką, prezesem IPN. W wywiadzie Kurtyka dwa razy pochwalił Andrzeja Czumę, który jako poseł pracował w podkomisji zajmującej się nowelizacją ustawy o IPN. Pierwsza pochwała dotyczyła tego, że dzięki Czumie udało się ocalić zapis pozwalający Instytutowi zajmować się badaniem działalności służb innych państw totalitarnych. „W ten sposób udało się też ocalić ramy działalności międzynarodowej IPN i wyeliminować niebezpieczeństwo, że prezesem IPN mógłby zostać np. były agent KGB” – wyjaśniał Kurtyka. Ponadto udało się przekonać podkomisję (Kurtyka: „tu znów dziękuję panu posłowi Czumie”) do wprowadzenia zapisu, mocą którego w Katalogu osób rozpracowywanych przez bezpiekę będzie można umieszczać osoby zmarłe za zgodą ich najbliższych żyjących krewnych.
Wywiad z obydwoma podziękowaniami pod adresem Czumy ukazał się w internetowym wydaniu dziennika. Ale już w wersji papierowej pierwszej, bardziej doniosłej pochwały nie było. Została usunięta celowo, o czym świadczy fakt, że przy drugim podziękowaniu Kurtyki wypadł wyraz „znów”.
Już słyszę te okrzyki oburzenia, że to cenzura, że to, że owo. Otóż, proszę Państwa, ja mam proste wytłumaczenie - papier nie jest z gumy, pewnie tekst trzeba było skrócić. No i traf chciał, akurat tak się stało, że padło na fragment przychylny posłowi Platformy.
Poza tym warto też zwrócić uwagę, że takie praktyki skracania tekstów przynoszą rozmówcom gazety korzyści. Udzielając wywiadu, za jednym zamachem udzielają dwóch – jednego dłuższego, drugiego krótszego. Czysty zysk! No i sama gazeta ma szerszy krąg odbiorców. Internetowe wydanie może być dla tych, którzy są w stanie znieść chwalby kierowane ku politykom PO, papierowe dla tych, którzy czytając takie pozytywne opinie, doznają spazmatycznego skurczu palców w prawej ręce. Byle nie okazało się że wydanie internetowe jest chętniej czytane niż papierowe, bo szkoda by było, gdyby „Rzeczpospolita”, gazeta ważna i rzetelna, znikła z kiosków.
Wysoki sądzie, mam nadzieję że wykazałem czarno na białym, iż nasze media posiadają pełne prawo do pouczania polityków o zasadach uczciwości i moralności. O czym zresztą wszyscy wiedzą i bez mojej bazgraniny.
Niestety, ludzie są złośliwi i przytaczają pewien fragment rozmowy Sekielskiego z pielęgniarkami, który rzekomo ma świadczyć, że jednak dokonał manipulacji. A oto ten fragment:
Sekielski: Szukam pani Ewy, z którą rozmawiał Donald Tusk.
Pielęgniarka z sali: Ja przypuszczam, że pan nie znajdzie.
Sekielski: Czyli nie było żadnej pani Ewy?
Pielęgniarka: Oczywiście, że nie.
Skoro Sekielski swym pytaniem podważa istnienie pani Ewy, to sugerował, że Tusk ją wymyślił w przerwie na cygaro – insynuują złośliwcy. Uznaję to za zwykłe czepialstwo. Przecież każdemu przydarzyło się coś przypadkowo palnąć! Ja do Sekielskiego mam tylko jedną pretensję - u kiego licha robił pokazówkę z pielęgniarkami, skoro mógł pojechać do pani Ewy (o której istnieniu wiedział), aby ją zapytać, czy rzeczywiście rozmawiała z premierem? Byłoby prościej i łatwiej. Wytłumaczenie może być tylko jedno - Sekielski lubi utrudniać sobie zadania, bo to dziennikarz niezwykle ambitny!
Jak dziennikarzom trudno czasem bronić się przed zarzutami o brak uczciwości, świadczy przypadek Piotra Kubiaka z „Rzeczpospolitej”. Opisywał on na łamach wojnę dwóch panów z Sopotu. Jeden pan to Sławomir Julke, biznesmen. Drugi pan to Jacek Karnowski, prezydent tego pięknego miasta. Pan Julke oskarżył pana Karnowskiego, że ten złożył mu korupcyjną propozycję. No i redaktor Kubiak opisywał często gęsto, jakie to problemy ma pan Karnowski przez pana Julke. Poza opisywaniem, występował też jako świadek na rozprawach sądowych które się toczyły między biznesmenem a prezydentem. I w czasie jednej z rozpraw Kubiak przyznał, że na jego konto wpłynęło 5 tys. zł od pana Julke. Wyjaśnił, że biznesmen przesłał mu pieniądze, aby kupił mu za nie używane głośniki. Ponieważ używanych głośników nie znalazł, więc pieniądze zwrócił. I oto te normalne finansowe relacje potępiła Rada Etyki Mediów uznając, że Kubiak złamał zasady uczciwości dziennikarskiej!
Redaktor Kubiak zapowiedział wytoczenie procesu radzie. Słusznie, bo ja święcie wierzę Kubiakowi. Pewnie szukał używanych głośników po całym mieście, może też po portalach ogłoszeniowych – a tu figa z makiem, nie ma używanych głośników. A może po prostu Julke nagle stracił chęć na używane głośniki? Może zachciało mu się nowych? Nieważne. Ważne, że kasę uczciwie zwrócił. I teraz pytanie zasadnicze: czy z tego powodu, że Kubiak jest człowiekiem uczynnym, gotowym pomóc biznesmenowi w zakupie używanych głośników, ma zaprzestać opisywania perypetii Karnowskiego? Każdy przyzna, że to czysty nonsens!
I trzeci przypadek. Otóż Cezary Gmyz i Piotr Semka z „Rzeczpospolitej” przeprowadzili wywiad z Januszem Kurtyką, prezesem IPN. W wywiadzie Kurtyka dwa razy pochwalił Andrzeja Czumę, który jako poseł pracował w podkomisji zajmującej się nowelizacją ustawy o IPN. Pierwsza pochwała dotyczyła tego, że dzięki Czumie udało się ocalić zapis pozwalający Instytutowi zajmować się badaniem działalności służb innych państw totalitarnych. „W ten sposób udało się też ocalić ramy działalności międzynarodowej IPN i wyeliminować niebezpieczeństwo, że prezesem IPN mógłby zostać np. były agent KGB” – wyjaśniał Kurtyka. Ponadto udało się przekonać podkomisję (Kurtyka: „tu znów dziękuję panu posłowi Czumie”) do wprowadzenia zapisu, mocą którego w Katalogu osób rozpracowywanych przez bezpiekę będzie można umieszczać osoby zmarłe za zgodą ich najbliższych żyjących krewnych.
Wywiad z obydwoma podziękowaniami pod adresem Czumy ukazał się w internetowym wydaniu dziennika. Ale już w wersji papierowej pierwszej, bardziej doniosłej pochwały nie było. Została usunięta celowo, o czym świadczy fakt, że przy drugim podziękowaniu Kurtyki wypadł wyraz „znów”.
Już słyszę te okrzyki oburzenia, że to cenzura, że to, że owo. Otóż, proszę Państwa, ja mam proste wytłumaczenie - papier nie jest z gumy, pewnie tekst trzeba było skrócić. No i traf chciał, akurat tak się stało, że padło na fragment przychylny posłowi Platformy.
Poza tym warto też zwrócić uwagę, że takie praktyki skracania tekstów przynoszą rozmówcom gazety korzyści. Udzielając wywiadu, za jednym zamachem udzielają dwóch – jednego dłuższego, drugiego krótszego. Czysty zysk! No i sama gazeta ma szerszy krąg odbiorców. Internetowe wydanie może być dla tych, którzy są w stanie znieść chwalby kierowane ku politykom PO, papierowe dla tych, którzy czytając takie pozytywne opinie, doznają spazmatycznego skurczu palców w prawej ręce. Byle nie okazało się że wydanie internetowe jest chętniej czytane niż papierowe, bo szkoda by było, gdyby „Rzeczpospolita”, gazeta ważna i rzetelna, znikła z kiosków.
Wysoki sądzie, mam nadzieję że wykazałem czarno na białym, iż nasze media posiadają pełne prawo do pouczania polityków o zasadach uczciwości i moralności. O czym zresztą wszyscy wiedzą i bez mojej bazgraniny.