Tak los zrządził (i nie widzę w tym żadnego znaku, ale kto wie?), że byłem pod Pałacem w momencie gdy Jan Pospieszalski kręcił film Solidarni 2010. Bywałem pod Pałacem, uroniłem przez te dni niejedną łzę, choć nie byłem zwolennikiem prezydenta Kaczyńskiego. Ale, to że nie byłem jego zwolennikiem, nie oznacza, że mam cokolwiek wspólnego z "salonem’", TVN-em , Gazetą Wyborczą czy PO (ktoś, kto czytał moje wcześniejsze teksty, wie, że to oczywiste). Niechybnie musi to oznaczać, że mnie po prostu nie ma. Bo jak wiadomo Polska dzieli się na "prawych Polaków’" (co oczywiście oznacza elektorat PiS) oraz zdradziecki "salon" z przyległościami.
Wracając pod Pałac. Miałem okazję przyjrzeć się tam znamiennej sytuacji. Do kamery zaczął mówić jeden z obecnych, zresztą Serb z pochodzenia. W pewnym momencie wspomniał ministra Giertycha z czasów przesławnej koalicji. Nie dokończył. Pospieszalski z komsomolską czujnością przerwał. – A kto to jest Giertych, he, he, he?
Ktoś, kogo ma pamięć nieco mniej wybiórczą, musi pamiętać, że Pospieszalski na ówczesnym jedynie słusznym etapie bronił Giertycha. Wówczas był on pożądanym koalicjantem PiS i patriotycznym prawicowcem, który dzielnie przeciwstawia się lewackim zadymiarzom. Ale cóż – dziś Giertych nie jest koalicjantem, ba, brzydko się wyrażał o Jarosławie Kaczyńskim. Toteż Pospieszalski, świetnie znający wytyczne na kolejny etap odciął się od byłego koalicjanta. Dla niego Giertych jest "ewaporowany" (kto czytał Rok 1984 to wie o co chodzi).
Pospieszalski nie jest dziennikarzem o określonych poglądach – niech będzie prawicowych. Pospieszalski jest oficerem propagandowym i bierze udział w brutalnej walce politycznej po stronie PiS, gdzie każde chwyty są dozwolone. Ale niech Pospieszalski uważa. Rośnie mu konkurencja, chyba nawet lepiej wyszkolona.
Kilka dni temu duży szum zrobił tekst Marka Króla. Jak wszyscy wiedzą, był to gwałtowny atak na Wajdę, "salon" i Michnika, w obronie czci prezydenta Kaczyńskiego i w obronie prawdziwych patriotycznych wartości, patriotycznych Polaków. Dziś wiemy, że mówi się "prawych Polaków". "Był z nich dumny i jako pierwszy obywatel kochał, szanował i wierzył w wielkość swoich rodaków. I dlatego, choć poniżany i niedoceniany za życia, po tragicznej śmierci stał się wielkim symbolem dumnej Polski. A symbole w Polsce są bardzo niebezpieczne, bo mogą zniszczyć wieloletni dorobek postępowych polskich Europejczyków, ukrywających brzydką pannę w kątach salonów Brukseli, Paryża czy Berlina". Czy muszę dodawać, że tekst ten wywołał euforię "prawych Polaków"? Tyle, że czytając go, musi się przecierać oczy ze zdumienia.
Nie jestem ja specjalistą od prześwietlania życiorysów, w przeciwieństwie do "prawych Polaków", ale w tym kontekście nie można nie zauważyć, że z punktu widzenia "prawych Polaków" Marek Król to samo zło: wysoki funkcjonariusz partii komunistycznej, człowiek, który uwłaszczył się nomenklaturowo na majątku partyjnego wydawnictwa, czołowy reprezentant postkomunistycznego "salonu", jeden z najbogatszych ludzi w Polsce, przyjaciel oligarchy Kulczyka (wiadomo, WSI) itd. To za Marka Króla "Wprost" jeszcze kilka lat temu miał opinię liberalno-modernizacyjego, zdecydowanie prounijnego, a jego czytelnikami byli w większości zwolennicy PO. Ba, dla "prawych Polaków" był to wręcz tygodnik antypolski. Oto co pisał Jerzy Robert Nowak (Nowy Dziennik, Radio Maryja – to chyba dobra rekomendacja dla "prawych Polaków"?):
"Usilnie walczący z Kościołem redaktorzy "Wprost" z równą pasją atakowali Naród, patriotyzm, polskie tradycje narodowe i polskich bohaterów narodowych. Wyjątkowo wydatna rola odgrywana była w polakożerczych atakach przez Stanisława Janeckiego, obecnego redaktora naczelnego "Wprost". Sztandarowym wręcz tekstem "Wprost" tego typu był ogromny artykuł "Nasza wina - przepraszamy Żydów i prosimy o przebaczenie" pióra Stanisława Janeckiego i Jerzego Sławomira Maca ("Wprost" z 25 marca 2003 r.). Tekst ten roił się od tak wielkiej ilości potwornych oszczerczych oskarżeń pod adresem Polaków, że mogliby się nim chlubić nawet najzajadlejsi zagraniczni polakożercy. Antypolonizm we "Wprost" ściśle łączył się ze skrajnie tendencyjną prożydowskością, patologicznym wręcz filosemityzmem. Redaktor naczelny "Wprost" Marek Król z werwą deklarował już w tytule swego wstępniaka (nr z 21 kwietnia 2002 r.): "Jestem Izraelczykiem". To tylko niewielkie fragmenty demaskowania przez "prawego prawego Polaka" antypolaków.
Warto też przypomnieć, jakie oburzenie "prawych Polaków" wywołało zlustrowanie Zbigniewa Herberta. Z kolei gdy naczelnym był Stanisław Janecki opublikowano nagrania zrobione z ukrycia (ubeckimi metodami – rzekł by "prawy Polak") o. Rydzyka, ostro krytyczne wobec Marii Kaczyńskiej, co "prawi Polacy" musieli uznać za próbę osłabienia sojuszu Radia Maryja z PiS.
Aż wreszcie okazało się, że IPN uznał, iż Marek Król był TW, co dla ,,prawych Polaków’’ powinno być zupełnie dyskwalifikujące.
Faktem jest – „Wprost” w pewnym momencie wykonał mocny zwrot w stronę PiS, co przepłacił odpływem czytelników. Był to zwrot zdumiewający i nagły. Miałem okazję obserwować to od środka. Szydziliśmy ze Stanisławem Klawe w Organie Ludu z polityków różnych opcji – od lewa do prawa, z salonu i z ,,poprawnej polityczności” i było super. Można nawet powiedzieć, że byliśmy w jakimś stopniu pupilkami Króla - razem żartowaliśmy z socjalistycznego PiS i Lecha Kaczyńskiego jakby wziętego prosto z lat 60-tych. Aż nagle okazało się, że szydzenie z PiS a już na pewno z prezydenta Kaczyńskiego zdecydowanie nie jest dobrze widziane, co nam szybko uświadomiono!
Skąd taka nagła wolta? Pojawiły się pewne domysły o przyczynach nagłego nawrócenia się Marka Króla i Stanisława Janeckiego, ale to nic pewnego. Tak czy inaczej obaj robią aktualnie za czołowych apologetów Lecha Kaczyńskiego, co to stał na straży narodowych wartości, w opozycji do liberałów i innej hałastry.
Ale to nie koniec maskarady.
Gdy obecne wydawnictwo „Wprost” zakończyło współpracę z Królem po skandalu związanym z owym tekstem, ,,prawi Polacy’’ rzucili się do obrony prześladowanego. Jednym z obrońców na łamach „Rzeczpospolitej” okazał się Bronisław Wildstein! Oto historia zatoczyła koło pokazując swą groteskową wersję. Czołowy lustrator i antykomunista stanął w obronie TW i byłego wysokiego funkcjonariusza, tylko dlatego, że ten zaatakował ,,salon’’ w obronie Lecha Kaczyńskiego. Swoją drogą - czy to oznacza, że Król zostanie zatrudniony w „Rzeczpospolitej”?
Bronisław Wildstein nie stoi na straży żadnych wartości. Wildstein jest oficerem propagandowym i bierze udział w brutalnej grze politycznej po stronie PiS, gdzie każdy chwyt jest dozwolony.
To, że oficerowie propagandowi PiS nie stoją na straży żadnych wartości a jedynie wykonują bieżące zadania, świadczy fakt, że bez zająknięcia przyjęli niedawną jeszcze propozycję, by w wyborach jako kandydatka PiS startowała Zyta Gilowska. Gilowska to nie tylko były działacz PO, który odszedł z tej partii po oskarżeniach o nepotyzm w biurze poselskim. Gilowska to główny bohater jednego z najbardziej groteskowych procesów lustracyjnych. Były ubek wystawiał jej świadectwo niewinności, twierdząc, że zarejestrował ją jako TW, po to by chronić ją przed kuszeniem jej przez innych funkcjonariuszy! Bezradny sąd przyznał, że wiele wskazuje, że Gilowska była TW, ale w jej teczce nie ma na to dowodów. Czy TW Beacie upiekło się dlatego, że wtedy już funkcjonowała w obozie prezydenta Kaczyńskiego?
W każdym razie, gdyby po stronie ,,salonu’’, PO czy kogokolwiek z przeciwników politycznych, zdarzyła się podobna co najmniej dwuznaczna historia, ,,prawi Polacy”’ rozjechaliby taką osobę, jej środowisko i partię, i byłby to niezbity dowód, że agentura trzyma się w Polsce mocno. I to agentura, która kandyduje na fotel prezydenta RP!
Nie widzę po stronie ,,prawych Polaków’’ żadnego powodu do twierdzenia o wyższości moralnej nad ,,salonem’’. Oba obozy są siebie warte. I oba są sobie potrzebne. Tyle, że liczni prominentni przedstawiciele ,,prawych Polaków’’ prezentują wyższy poziom obłudy. I kto wie, czy nie mają więcej za uszami.
Ktoś, kogo ma pamięć nieco mniej wybiórczą, musi pamiętać, że Pospieszalski na ówczesnym jedynie słusznym etapie bronił Giertycha. Wówczas był on pożądanym koalicjantem PiS i patriotycznym prawicowcem, który dzielnie przeciwstawia się lewackim zadymiarzom. Ale cóż – dziś Giertych nie jest koalicjantem, ba, brzydko się wyrażał o Jarosławie Kaczyńskim. Toteż Pospieszalski, świetnie znający wytyczne na kolejny etap odciął się od byłego koalicjanta. Dla niego Giertych jest "ewaporowany" (kto czytał Rok 1984 to wie o co chodzi).
Pospieszalski nie jest dziennikarzem o określonych poglądach – niech będzie prawicowych. Pospieszalski jest oficerem propagandowym i bierze udział w brutalnej walce politycznej po stronie PiS, gdzie każde chwyty są dozwolone. Ale niech Pospieszalski uważa. Rośnie mu konkurencja, chyba nawet lepiej wyszkolona.
Kilka dni temu duży szum zrobił tekst Marka Króla. Jak wszyscy wiedzą, był to gwałtowny atak na Wajdę, "salon" i Michnika, w obronie czci prezydenta Kaczyńskiego i w obronie prawdziwych patriotycznych wartości, patriotycznych Polaków. Dziś wiemy, że mówi się "prawych Polaków". "Był z nich dumny i jako pierwszy obywatel kochał, szanował i wierzył w wielkość swoich rodaków. I dlatego, choć poniżany i niedoceniany za życia, po tragicznej śmierci stał się wielkim symbolem dumnej Polski. A symbole w Polsce są bardzo niebezpieczne, bo mogą zniszczyć wieloletni dorobek postępowych polskich Europejczyków, ukrywających brzydką pannę w kątach salonów Brukseli, Paryża czy Berlina". Czy muszę dodawać, że tekst ten wywołał euforię "prawych Polaków"? Tyle, że czytając go, musi się przecierać oczy ze zdumienia.
Nie jestem ja specjalistą od prześwietlania życiorysów, w przeciwieństwie do "prawych Polaków", ale w tym kontekście nie można nie zauważyć, że z punktu widzenia "prawych Polaków" Marek Król to samo zło: wysoki funkcjonariusz partii komunistycznej, człowiek, który uwłaszczył się nomenklaturowo na majątku partyjnego wydawnictwa, czołowy reprezentant postkomunistycznego "salonu", jeden z najbogatszych ludzi w Polsce, przyjaciel oligarchy Kulczyka (wiadomo, WSI) itd. To za Marka Króla "Wprost" jeszcze kilka lat temu miał opinię liberalno-modernizacyjego, zdecydowanie prounijnego, a jego czytelnikami byli w większości zwolennicy PO. Ba, dla "prawych Polaków" był to wręcz tygodnik antypolski. Oto co pisał Jerzy Robert Nowak (Nowy Dziennik, Radio Maryja – to chyba dobra rekomendacja dla "prawych Polaków"?):
"Usilnie walczący z Kościołem redaktorzy "Wprost" z równą pasją atakowali Naród, patriotyzm, polskie tradycje narodowe i polskich bohaterów narodowych. Wyjątkowo wydatna rola odgrywana była w polakożerczych atakach przez Stanisława Janeckiego, obecnego redaktora naczelnego "Wprost". Sztandarowym wręcz tekstem "Wprost" tego typu był ogromny artykuł "Nasza wina - przepraszamy Żydów i prosimy o przebaczenie" pióra Stanisława Janeckiego i Jerzego Sławomira Maca ("Wprost" z 25 marca 2003 r.). Tekst ten roił się od tak wielkiej ilości potwornych oszczerczych oskarżeń pod adresem Polaków, że mogliby się nim chlubić nawet najzajadlejsi zagraniczni polakożercy. Antypolonizm we "Wprost" ściśle łączył się ze skrajnie tendencyjną prożydowskością, patologicznym wręcz filosemityzmem. Redaktor naczelny "Wprost" Marek Król z werwą deklarował już w tytule swego wstępniaka (nr z 21 kwietnia 2002 r.): "Jestem Izraelczykiem". To tylko niewielkie fragmenty demaskowania przez "prawego prawego Polaka" antypolaków.
Warto też przypomnieć, jakie oburzenie "prawych Polaków" wywołało zlustrowanie Zbigniewa Herberta. Z kolei gdy naczelnym był Stanisław Janecki opublikowano nagrania zrobione z ukrycia (ubeckimi metodami – rzekł by "prawy Polak") o. Rydzyka, ostro krytyczne wobec Marii Kaczyńskiej, co "prawi Polacy" musieli uznać za próbę osłabienia sojuszu Radia Maryja z PiS.
Aż wreszcie okazało się, że IPN uznał, iż Marek Król był TW, co dla ,,prawych Polaków’’ powinno być zupełnie dyskwalifikujące.
Faktem jest – „Wprost” w pewnym momencie wykonał mocny zwrot w stronę PiS, co przepłacił odpływem czytelników. Był to zwrot zdumiewający i nagły. Miałem okazję obserwować to od środka. Szydziliśmy ze Stanisławem Klawe w Organie Ludu z polityków różnych opcji – od lewa do prawa, z salonu i z ,,poprawnej polityczności” i było super. Można nawet powiedzieć, że byliśmy w jakimś stopniu pupilkami Króla - razem żartowaliśmy z socjalistycznego PiS i Lecha Kaczyńskiego jakby wziętego prosto z lat 60-tych. Aż nagle okazało się, że szydzenie z PiS a już na pewno z prezydenta Kaczyńskiego zdecydowanie nie jest dobrze widziane, co nam szybko uświadomiono!
Skąd taka nagła wolta? Pojawiły się pewne domysły o przyczynach nagłego nawrócenia się Marka Króla i Stanisława Janeckiego, ale to nic pewnego. Tak czy inaczej obaj robią aktualnie za czołowych apologetów Lecha Kaczyńskiego, co to stał na straży narodowych wartości, w opozycji do liberałów i innej hałastry.
Ale to nie koniec maskarady.
Gdy obecne wydawnictwo „Wprost” zakończyło współpracę z Królem po skandalu związanym z owym tekstem, ,,prawi Polacy’’ rzucili się do obrony prześladowanego. Jednym z obrońców na łamach „Rzeczpospolitej” okazał się Bronisław Wildstein! Oto historia zatoczyła koło pokazując swą groteskową wersję. Czołowy lustrator i antykomunista stanął w obronie TW i byłego wysokiego funkcjonariusza, tylko dlatego, że ten zaatakował ,,salon’’ w obronie Lecha Kaczyńskiego. Swoją drogą - czy to oznacza, że Król zostanie zatrudniony w „Rzeczpospolitej”?
Bronisław Wildstein nie stoi na straży żadnych wartości. Wildstein jest oficerem propagandowym i bierze udział w brutalnej grze politycznej po stronie PiS, gdzie każdy chwyt jest dozwolony.
To, że oficerowie propagandowi PiS nie stoją na straży żadnych wartości a jedynie wykonują bieżące zadania, świadczy fakt, że bez zająknięcia przyjęli niedawną jeszcze propozycję, by w wyborach jako kandydatka PiS startowała Zyta Gilowska. Gilowska to nie tylko były działacz PO, który odszedł z tej partii po oskarżeniach o nepotyzm w biurze poselskim. Gilowska to główny bohater jednego z najbardziej groteskowych procesów lustracyjnych. Były ubek wystawiał jej świadectwo niewinności, twierdząc, że zarejestrował ją jako TW, po to by chronić ją przed kuszeniem jej przez innych funkcjonariuszy! Bezradny sąd przyznał, że wiele wskazuje, że Gilowska była TW, ale w jej teczce nie ma na to dowodów. Czy TW Beacie upiekło się dlatego, że wtedy już funkcjonowała w obozie prezydenta Kaczyńskiego?
W każdym razie, gdyby po stronie ,,salonu’’, PO czy kogokolwiek z przeciwników politycznych, zdarzyła się podobna co najmniej dwuznaczna historia, ,,prawi Polacy”’ rozjechaliby taką osobę, jej środowisko i partię, i byłby to niezbity dowód, że agentura trzyma się w Polsce mocno. I to agentura, która kandyduje na fotel prezydenta RP!
Nie widzę po stronie ,,prawych Polaków’’ żadnego powodu do twierdzenia o wyższości moralnej nad ,,salonem’’. Oba obozy są siebie warte. I oba są sobie potrzebne. Tyle, że liczni prominentni przedstawiciele ,,prawych Polaków’’ prezentują wyższy poziom obłudy. I kto wie, czy nie mają więcej za uszami.