Dziś parę akapitów o bajzlu, czyli bałaganie, który jest naszym wspólnym, ponadpartyjnym, narodowym dziedzictwem. Bajzel jest naszą tradycją, spuścizną po rozbiorach, zaborach i okresie słusznie minionym. W bajzlu się nurzamy, w bajzlu toniemy. Z bajzlu potrafimy nawet być dumni, mylnie utożsamiając go z talentem do improwizacji.
Trwa obecnie spór, kto jest winnym tego bajzlu, w wyniku którego z głową państwa poleciało całe dowództwo naszej wielkiej armii. W sporze tym słychać głosy żądające głowy ministra obrony Bogdana Klicha. Grzać w jego kierunku jest łatwo i przyjemnie, bo lud nie chce czekać na zakończenie śledztwa, tylko domaga się winnych. Co prawda z korespondencji między Klichem a pałacem prezydenckim wynika, że minister nie wiedział, iż generalicja leci jednym, jak to teraz mówią, statkiem powietrznym. Wiedział jedynie, którzy generałowie są zaproszeni na uroczystości w Katyniu. Ale co tam, pogrzać można.
A sam Klich ma nauczkę. Na drugi raz będzie osobiście rezerwował miejsca swoim dowódcom – pan do samolotu, pan do pociągu, miejsce przy oknie, a panu załatwiłem siedzisko w autobusie… Pewnie też wyda rozporządzenie, że dowódcom nie wolno podróżować jednym środkiem transportu. Bo okazuje się, że u nas trzeba regulować sprawy tak oczywiste, jak sztuka oddychania, najpierw wdech, potem wydech.
Od bajzlu organizacyjnego jeszcze gorszy jest umysłowy. Szału można dostać słysząc biadolenia różnych komentatorów, że Bronisław Komorowski nie powinien podpisywać ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, gdyż taka była wola prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Biadolący żądają, aby Komorowski dostał rozdwojenia jaźni. Ich zdaniem, ustawę, którą jako marszałek uznawał za dobrą, powinien teraz uznać za złą. Inaczej mówiąc, wykonujący obowiązki prezydenta Komorowski powinien potępić to, co zrobił marszałek Komorowski.
Powala również sama logika postrzegania Komorowskiego jako wykonawcy testamentu politycznego. O ile wiem, wolą Lecha Kaczyńskiego było też zwycięstwo w wyborach prezydenckich reprezentanta Prawa i Sprawiedliwości. No to bardzo proszę – zażądajmy od marszałka, aby wycofał się z wyborów i poparł Jarosława Kaczyńskiego.
Innego przykładu robienia wody z mózgu dostarczają też ci komentarzy, którzy z namaszczonym obliczem dumają, czy politycy będą łagodniejsi w sporach. A potem sami, z gorliwością partyjnych aparatczyków, na wyprzódki ścigają się w podgrzewaniu nastrojów i utwierdzaniu publiki o wyższości tej czy innej partii.
Ale i politycy, jak na przykład mój ulubiony Grzegorz Napieralski, bałaganią w głowach. Jak kataryna powtarzają jedno i to samo - że chcą merytorycznej debaty. Jednak sami tej debaty nie zaczynają. Przypominają operowy chór, który, stojąc w miejscu, wyśpiewuje „uciekajmy, ach, uciekajmy!”. No ale wiadomo, że nudnej gadaniny o gospodarce mało kto by słuchał, za to podkreślanie swej gotowości do „merytorycznej dyskusji” poprawia wizerunek.
I na tym kończę, bo muszę posprzątać.
A sam Klich ma nauczkę. Na drugi raz będzie osobiście rezerwował miejsca swoim dowódcom – pan do samolotu, pan do pociągu, miejsce przy oknie, a panu załatwiłem siedzisko w autobusie… Pewnie też wyda rozporządzenie, że dowódcom nie wolno podróżować jednym środkiem transportu. Bo okazuje się, że u nas trzeba regulować sprawy tak oczywiste, jak sztuka oddychania, najpierw wdech, potem wydech.
Od bajzlu organizacyjnego jeszcze gorszy jest umysłowy. Szału można dostać słysząc biadolenia różnych komentatorów, że Bronisław Komorowski nie powinien podpisywać ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, gdyż taka była wola prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Biadolący żądają, aby Komorowski dostał rozdwojenia jaźni. Ich zdaniem, ustawę, którą jako marszałek uznawał za dobrą, powinien teraz uznać za złą. Inaczej mówiąc, wykonujący obowiązki prezydenta Komorowski powinien potępić to, co zrobił marszałek Komorowski.
Powala również sama logika postrzegania Komorowskiego jako wykonawcy testamentu politycznego. O ile wiem, wolą Lecha Kaczyńskiego było też zwycięstwo w wyborach prezydenckich reprezentanta Prawa i Sprawiedliwości. No to bardzo proszę – zażądajmy od marszałka, aby wycofał się z wyborów i poparł Jarosława Kaczyńskiego.
Innego przykładu robienia wody z mózgu dostarczają też ci komentarzy, którzy z namaszczonym obliczem dumają, czy politycy będą łagodniejsi w sporach. A potem sami, z gorliwością partyjnych aparatczyków, na wyprzódki ścigają się w podgrzewaniu nastrojów i utwierdzaniu publiki o wyższości tej czy innej partii.
Ale i politycy, jak na przykład mój ulubiony Grzegorz Napieralski, bałaganią w głowach. Jak kataryna powtarzają jedno i to samo - że chcą merytorycznej debaty. Jednak sami tej debaty nie zaczynają. Przypominają operowy chór, który, stojąc w miejscu, wyśpiewuje „uciekajmy, ach, uciekajmy!”. No ale wiadomo, że nudnej gadaniny o gospodarce mało kto by słuchał, za to podkreślanie swej gotowości do „merytorycznej dyskusji” poprawia wizerunek.
I na tym kończę, bo muszę posprzątać.