W natłoku innych wydarzeń wizyta amerykańskiego wiceprezydenta Joe Bidena w Brukseli przeszła bez większego echa. Tymczasem Biden w swoim, świetnym zresztą przemówieniu, nawiązał do co najmniej kilku problemów, z którymi Ameryka i Europa będą się musiały wkrótce zmierzyć.
O wizycie Bidena w Parlamencie Europejskim co prawda już pisałam, wracam jednak do tematu, bo sama wciąż szukam odpowiedniej interpretacji słów, które wówczas padły. Trzeba przyznać, że Biden miał naprawdę dobre przemówienie. I jest przy tym, o czym można się było przekonać, dobrym mówcą. Przygotowane nieco w myśl hasła "dla każdego coś miłego" orędzie było w stanie zadowolić wszystkie bodaj grupy polityczne, nawet te najbardziej antyamerykańskie. Biorąc pod uwagę, że większość Europejczyków wychodziła z założenia "każdy byle nie Bush i jego administracja" zadanie nie było bardzo trudne. Tym bardziej, że Biden pokajał się za grzechy poprzedników czyli Guantanamo i ignorowanie Europy jako partnera do rozmów. Mówił też wiele o wzajemnej współzależności Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych.
To wszystko kwestie dosyć oczywiste.
Dwie inne rzeczy mnie jednak szczególnie zaintrygowały. Nawiązanie do wizyty w PE Ronalda Reagana i wspomnianego przez niego wówczas "straszliwego piękna, które się narodziło" i Iran.
Biden, idąc śladem Reagana, zacytował fragment wiersza "Wielkanoc 1916" Williama Butlera Yeatsa, w którego ostatnim akapicie jest zdanie o "straszliwym pięknie", które się narodziło. Wiersz nawiązywał do irlandzkiego powstania wielkanocnego w 1916 roku i owym pieknem była narodzona w bólach i krwi niepodległość. Do czego jednak mógł nawiązywać Reagan w 1985 roku, cytując irlandzkiego poetę? Do ogłaszanej przez Gorbaczowa pieriestrojki, czy też do zacieśniającej się wspólnoty europejskiej? I co miał na myśli Biden, odwołując się ponownie do "straszliwego piękna"? Chyba wspólnotę europejską, która projektem pięknym jest rzeczywiście a także w bólach się rodziła.
Najważniejsze w przemówieniu Bidena było dla mnie to, czego nie powiedział wprost. Czyli kwestia Iranu. Nie bez powodu wiceprezydent kilkukrotnie nawiązywał do konieczności walki z terroryzmem i ochrony obywateli. Oczywiście były to jawne nawiązania do odrzucenia przez Parlament porozumienia o przekazywaniu danych bankowych do USA za pomocą systemu SWIFT. Ale, moim zdaniem, nie tylko. Fakt, że kilkukrotnie w przemówieniu Bidena padła nazwa Iranu, raz nawet nazwanego "państwem terrorystycznym" jest znamienny. Biden przygotowuje Europejczyków do szykującego się ataku na Iran. O gotowości i chęci zaatakowania Teheranu otwarcie mówią politycy izraelscy. Robią to w sposób bezprzykładnie bezpośredni, sugerując rychły termin inwazji. Pytanie - czy rzeczywiście chcą szybko zaatakować Iran czy też w ten sposób chcą na niego wywrzeć presję i ewentualnie sprowokować do zaczepnych działań? Na które należałoby oczywiście odpowiedzieć zbrojnie. Słowa Bidena łączyłabym więc z pogróżkami Izraela. Zatem głównym przesłaniem, z jakim Biden przyleciał do Europy, jest szukanie jej przynajmniej życzliwej neutralności w stosunku do planów zaatakowania Iranu. Inna sprawa, czy ów potencjalny atak jest dobrym posunięciem. Sama mam co do tego bardzo duże wątpliwości, jak również sceptycznie podchodzę do tak zwanego wspierania demokracji w Iranie. Ale takie wątpliwości występują w przypadku wszystkich krajów, mających bądź to ropę bądź też po prostu strategicznie położonych, siłą rzeczy powątpiewam w czystość intencji "obrońców demokracji". Choć może jestem niesprawiedliwa w tych ocenach...
To wszystko kwestie dosyć oczywiste.
Dwie inne rzeczy mnie jednak szczególnie zaintrygowały. Nawiązanie do wizyty w PE Ronalda Reagana i wspomnianego przez niego wówczas "straszliwego piękna, które się narodziło" i Iran.
Biden, idąc śladem Reagana, zacytował fragment wiersza "Wielkanoc 1916" Williama Butlera Yeatsa, w którego ostatnim akapicie jest zdanie o "straszliwym pięknie", które się narodziło. Wiersz nawiązywał do irlandzkiego powstania wielkanocnego w 1916 roku i owym pieknem była narodzona w bólach i krwi niepodległość. Do czego jednak mógł nawiązywać Reagan w 1985 roku, cytując irlandzkiego poetę? Do ogłaszanej przez Gorbaczowa pieriestrojki, czy też do zacieśniającej się wspólnoty europejskiej? I co miał na myśli Biden, odwołując się ponownie do "straszliwego piękna"? Chyba wspólnotę europejską, która projektem pięknym jest rzeczywiście a także w bólach się rodziła.
Najważniejsze w przemówieniu Bidena było dla mnie to, czego nie powiedział wprost. Czyli kwestia Iranu. Nie bez powodu wiceprezydent kilkukrotnie nawiązywał do konieczności walki z terroryzmem i ochrony obywateli. Oczywiście były to jawne nawiązania do odrzucenia przez Parlament porozumienia o przekazywaniu danych bankowych do USA za pomocą systemu SWIFT. Ale, moim zdaniem, nie tylko. Fakt, że kilkukrotnie w przemówieniu Bidena padła nazwa Iranu, raz nawet nazwanego "państwem terrorystycznym" jest znamienny. Biden przygotowuje Europejczyków do szykującego się ataku na Iran. O gotowości i chęci zaatakowania Teheranu otwarcie mówią politycy izraelscy. Robią to w sposób bezprzykładnie bezpośredni, sugerując rychły termin inwazji. Pytanie - czy rzeczywiście chcą szybko zaatakować Iran czy też w ten sposób chcą na niego wywrzeć presję i ewentualnie sprowokować do zaczepnych działań? Na które należałoby oczywiście odpowiedzieć zbrojnie. Słowa Bidena łączyłabym więc z pogróżkami Izraela. Zatem głównym przesłaniem, z jakim Biden przyleciał do Europy, jest szukanie jej przynajmniej życzliwej neutralności w stosunku do planów zaatakowania Iranu. Inna sprawa, czy ów potencjalny atak jest dobrym posunięciem. Sama mam co do tego bardzo duże wątpliwości, jak również sceptycznie podchodzę do tak zwanego wspierania demokracji w Iranie. Ale takie wątpliwości występują w przypadku wszystkich krajów, mających bądź to ropę bądź też po prostu strategicznie położonych, siłą rzeczy powątpiewam w czystość intencji "obrońców demokracji". Choć może jestem niesprawiedliwa w tych ocenach...