Działacze „Solidarności wybuczeli i wygwizdali Donalda Tuska, gdyż ten podrażnił ich dopytywaniem, dlaczego związek ma tak mało członków. Wybuczenie i wygwizdanie premiera skłoniło niektórych polityków i publicystów do dzielenia się taką oto refleksją, że obecny związek nie ma nic wspólnego z pierwszą „Solidarnością”, czyli tą z Sierpnia 80’. Ale nie jest to prawdą. Dzisiejszy związek ma ze swym poprzednikiem sporo wspólnych cech.
Weźmy na przykład umiejętność buczenia i gwizdania. Związkowcy pierwszej „Solidarności” również ją opanowali. Tyle, że w odróżnieniu od dzisiejszych, buczeli i gwizdali tam, gdzie stało ZOMO, a nie gdzie siedzieli, zaproszeni na zjazd, premier i prezydent. Tu dygresja - gdy Tusk z Komorowskim opuszczali salę zjazdu, działacze poinformowali ich skandowaniem, że tu jest Polska. To prawdziwa sensacja, gdyż do tej pory sądzono, że Chiny.
Między sierpniową a obecną „Solidarnością” widać też podobieństwa programowe. Wśród 21 postulatów strajkujących w sierpniu 1980 roku znalazło się żądanie wprowadzenia kartek na mięso. Gdyby aktualny rząd spełnił wszystkie postulaty, które dziś wysuwa „Solidarność”, to niechybnie za pewien czas doczekalibyśmy się bonów towarowych na mięso, cukier, papierosy i – co gorsze – wódkę. Skutki działalności obydwu „S” byłyby więc podobne.
Idźmy chyżo dalej w tropieniu podobieństw. Jak zapewnił słynący z prawdomówności Jarosław Kaczyński, podczas sierpniowych strajków ogromną rolę odegrał jego brat Lech. To on miał powstrzymywać przed kapitulacją Lecha Wałęsę, Tadeusza Mazowieckiego, Bogdana Borusewicza, Bogdana Lisa, Henrykę Krzywonos, Bronisława Geremka czy Jerzego Borowczaka. Teraz, podczas zjazdu rocznicowego, Jarosław Kaczyński podkreślił, że przemawia do zebranych w zastępstwie swojego brata. Po czym, gorąco oklaskiwany, zagrzewał działaczy do kontynuacji walki o cele „Solidarności”. Jest tradycja doradzania? Jest.
To nie wszystko. Pierwsza „Solidarność” zaakceptowała w swym statucie kierowniczą rolę partii komunistycznej w państwie. „Solidarność” obecna uznaje kierowniczą rolę Prawa i Sprawiedliwości. Różnica są jedynie taka, że pierwsza musiała uznać kierowniczą rolę PZPR pod przymusem, druga uznała kierowniczą rolę PiS dobrowolnie, choć nieformalnie, wyjąwszy jej poparcie dla Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.
Wspólny jest też pierwiastek duchowy. Kapelanem pierwszej „S” był ks. prałat Henryk Jankowski, który po 1990 roku zbliżył się poglądami do ojca dyrektora Radia Maryja. Kapelanem dzisiejszej „Solidarności” jawi się najwyraźniej abp Sławoj Leszek Głódź, prawiący takie mądrości, jakie również można słyszeć w rozgłośni pobożnego mnicha z Torunia.
No i walka, walka z władzą. W 1980 roku liderzy „Solidarności” walczyli z rządzącą elitą. Aktualni liderzy też walczą z rządzącą elitą. Co prawda charakter walki się zmienił, bo za pierwszym razem walczono o demokrację, a teraz z demokratycznie wybranym rządem. Ale walka to walka, nie rozdzielajmy włosa na czworo.
Jak widać, podobieństw jest sporo, a różnice trzy. Pierwsza to taka, że działacze pierwszej „Solidarności” byli internowani, więzieni i bici. Działacze drugiej mogą gwizdać, buczeć i dymić na ulicach bez obawy o własną skórę. Druga różnica, to skurczenie się związku z 10 mln w 1980 roku do 680 tys. w roku 2010. Trzecia, dość istotna, jest taka, że w odróżnieniu od działaczy z 1980 roku, obecni otrzymują sute wynagrodzenia ze spółek z udziałem Skarbu Państwa, czyli z kieszeni podatników. Według szacunków Ministerstwa Skarbu Państwa, w zeszłym roku spółki wydały na utrzymanie związków zawodowych prawie 51 mln złotych, inne szacunki podwyższają kwotę do 110 milionów. Większość tych pieniędzy pochłaniają pensje etatowych działaczy. Traf chce, że PiS broni przywilejów związkowej kasty.
Te trzy różnice niweluje jednak osoba aktualnego lidera „Solidarności”, czołowego obrońcy ludu pracującego miast i wsi, Janusza Śniadka. Ma on bowiem, podobnie jak Lech Wałęsa, wąsy. Są to wąsy prawdziwie polskie, robotnicze i narodowe. I jest to ostatnie, najważniejsze podobieństwo między pierwszą a drugą „Solidarnością”.
Między sierpniową a obecną „Solidarnością” widać też podobieństwa programowe. Wśród 21 postulatów strajkujących w sierpniu 1980 roku znalazło się żądanie wprowadzenia kartek na mięso. Gdyby aktualny rząd spełnił wszystkie postulaty, które dziś wysuwa „Solidarność”, to niechybnie za pewien czas doczekalibyśmy się bonów towarowych na mięso, cukier, papierosy i – co gorsze – wódkę. Skutki działalności obydwu „S” byłyby więc podobne.
Idźmy chyżo dalej w tropieniu podobieństw. Jak zapewnił słynący z prawdomówności Jarosław Kaczyński, podczas sierpniowych strajków ogromną rolę odegrał jego brat Lech. To on miał powstrzymywać przed kapitulacją Lecha Wałęsę, Tadeusza Mazowieckiego, Bogdana Borusewicza, Bogdana Lisa, Henrykę Krzywonos, Bronisława Geremka czy Jerzego Borowczaka. Teraz, podczas zjazdu rocznicowego, Jarosław Kaczyński podkreślił, że przemawia do zebranych w zastępstwie swojego brata. Po czym, gorąco oklaskiwany, zagrzewał działaczy do kontynuacji walki o cele „Solidarności”. Jest tradycja doradzania? Jest.
To nie wszystko. Pierwsza „Solidarność” zaakceptowała w swym statucie kierowniczą rolę partii komunistycznej w państwie. „Solidarność” obecna uznaje kierowniczą rolę Prawa i Sprawiedliwości. Różnica są jedynie taka, że pierwsza musiała uznać kierowniczą rolę PZPR pod przymusem, druga uznała kierowniczą rolę PiS dobrowolnie, choć nieformalnie, wyjąwszy jej poparcie dla Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich.
Wspólny jest też pierwiastek duchowy. Kapelanem pierwszej „S” był ks. prałat Henryk Jankowski, który po 1990 roku zbliżył się poglądami do ojca dyrektora Radia Maryja. Kapelanem dzisiejszej „Solidarności” jawi się najwyraźniej abp Sławoj Leszek Głódź, prawiący takie mądrości, jakie również można słyszeć w rozgłośni pobożnego mnicha z Torunia.
No i walka, walka z władzą. W 1980 roku liderzy „Solidarności” walczyli z rządzącą elitą. Aktualni liderzy też walczą z rządzącą elitą. Co prawda charakter walki się zmienił, bo za pierwszym razem walczono o demokrację, a teraz z demokratycznie wybranym rządem. Ale walka to walka, nie rozdzielajmy włosa na czworo.
Jak widać, podobieństw jest sporo, a różnice trzy. Pierwsza to taka, że działacze pierwszej „Solidarności” byli internowani, więzieni i bici. Działacze drugiej mogą gwizdać, buczeć i dymić na ulicach bez obawy o własną skórę. Druga różnica, to skurczenie się związku z 10 mln w 1980 roku do 680 tys. w roku 2010. Trzecia, dość istotna, jest taka, że w odróżnieniu od działaczy z 1980 roku, obecni otrzymują sute wynagrodzenia ze spółek z udziałem Skarbu Państwa, czyli z kieszeni podatników. Według szacunków Ministerstwa Skarbu Państwa, w zeszłym roku spółki wydały na utrzymanie związków zawodowych prawie 51 mln złotych, inne szacunki podwyższają kwotę do 110 milionów. Większość tych pieniędzy pochłaniają pensje etatowych działaczy. Traf chce, że PiS broni przywilejów związkowej kasty.
Te trzy różnice niweluje jednak osoba aktualnego lidera „Solidarności”, czołowego obrońcy ludu pracującego miast i wsi, Janusza Śniadka. Ma on bowiem, podobnie jak Lech Wałęsa, wąsy. Są to wąsy prawdziwie polskie, robotnicze i narodowe. I jest to ostatnie, najważniejsze podobieństwo między pierwszą a drugą „Solidarnością”.