Radosław Sikorski mógłby założyć agencję public relations. Co rusz daje się wykorzystywać do akcji propagandowych. Ostatnio z usług szefa MSZ skorzystali Anna Fotyga i Antoni Macierewicz. Wcześniej – Aleksander Łukaszenka.
Amerykańskie media wycieczki dwojga polityków PiS do Waszyngtonu nie zauważyły (co zrozumiałe). Jednak dziennikarze w Polsce nadali jej nieuzasadniony rozgłos. Spotkania Fotygi i Macierewicza z amerykańskim kongresmenem, czy przedstawicielami polonii w jednym z kościołów to dobry temat dla gazetki parafialnej. Wizyta nie miała żadnego znaczenia. Było to zagranie PR-owe skierowane do elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Nie tylko media dały się nabrać. Komentowaniem wyjazdu zajął się Radosław Sikorski, który uderzył w najwyższe tony oburzenia. Wziął w ten sposób udział w promowaniu akcji polityków PiS.
W podobny sposób Sikorski dał się wykorzystać…Aleksandrowi Łukaszence. Minister spraw zagranicznych 2 listopada odwiedził Mińsk (skuszony sygnałami o możliwych gestach wobec Związku Polaków na Białorusi). Pomysł wizytowania Łukaszenki budził kontrowersje nawet w kierownictwie MSZ. Z jednego powodu – w grudniu na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie. Łuka-szenka mógł więc obiecać wszystko, by wykorzystać spotkanie z polskim ministrem do celów propagandowych w trakcie kampa-nii.
Zdrowy dystans do medialnej burzy po amerykańskiej eskapadzie Fotygi i Macierewicza zachował Aleksander Kwaśniewski. Były prezydent przekonywał, że politycy nie mogli uzyskać w USA nowych informacji na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Dodał jednak, że nie można odbierać im prawa do odbywania podobnych spotkań.
Białoruskiej wyprawy szefa MSZ Kwaśniewski nie komentował. Szkoda, bo sam ma na tym polu doświadczenie. Aleksandra Łu-kaszenkę poznał osobiście w jeszcze w latach dziewięćdziesią-tych, podczas oficjalnej wizyty w Mińsku. Białoruski prezydent przełamał lody w ekspresowym tempie (chyba nie ze względu na PR, ale słowiańską bezpośredniość). Pierwsze spotkanie w cztery oczy Łukaszenka rozpoczął od słów: „Ty Sasza, ja Sasza. Dawaj, wypijem!”
W podobny sposób Sikorski dał się wykorzystać…Aleksandrowi Łukaszence. Minister spraw zagranicznych 2 listopada odwiedził Mińsk (skuszony sygnałami o możliwych gestach wobec Związku Polaków na Białorusi). Pomysł wizytowania Łukaszenki budził kontrowersje nawet w kierownictwie MSZ. Z jednego powodu – w grudniu na Białorusi odbędą się wybory prezydenckie. Łuka-szenka mógł więc obiecać wszystko, by wykorzystać spotkanie z polskim ministrem do celów propagandowych w trakcie kampa-nii.
Zdrowy dystans do medialnej burzy po amerykańskiej eskapadzie Fotygi i Macierewicza zachował Aleksander Kwaśniewski. Były prezydent przekonywał, że politycy nie mogli uzyskać w USA nowych informacji na temat przyczyn katastrofy smoleńskiej. Dodał jednak, że nie można odbierać im prawa do odbywania podobnych spotkań.
Białoruskiej wyprawy szefa MSZ Kwaśniewski nie komentował. Szkoda, bo sam ma na tym polu doświadczenie. Aleksandra Łu-kaszenkę poznał osobiście w jeszcze w latach dziewięćdziesią-tych, podczas oficjalnej wizyty w Mińsku. Białoruski prezydent przełamał lody w ekspresowym tempie (chyba nie ze względu na PR, ale słowiańską bezpośredniość). Pierwsze spotkanie w cztery oczy Łukaszenka rozpoczął od słów: „Ty Sasza, ja Sasza. Dawaj, wypijem!”