Po lekturze „Winnetou” Karola Maya łatwo uwierzyć, że Stany Zjednoczone zostały zbudowane dzięki ciężkiej pracy szlachetnych Niemców, takich jak Old Shatterhand czy Old Firehand. Kto wie, może nawet coś w tym jest.
Dziewiętnastowieczna legenda głosi, że w USA po uzyskaniu niepodległości rozważano uznanie języka niemieckiego za język urzędowy - wspomniany projekt miał rzekomo przepaść tylko jednym głosem. Ale bez względu na to, czy ta historia jest prawdziwa czy nie, to już przeszłość.
Od dnia śmierci Winnetou minęło już ponad sto lat, a gdyby jakiś język miał współcześnie konkurować w Stanach z angielskim, to byłby to nie niemiecki, ale hiszpański. Do USA od lat napływają rzesze latynoskich imigrantów zza południowej granicy Teksasu, a rzeczywistość, którą zastają, wcale nie stwarza im szansy na karierę „od pucybuta do milionera”. Bo Stany Zjednoczone – światowe mocarstwo przez wiele lat postrzegane jako kraj wielkich perspektyw – zmieniają się.
Znany ekonomista Tyler Cowen opublikował rok temu książkę o współczesnej sytuacji gospodarczej USA, zatytułowaną bardzo wymownie - „Wielka stagnacja”. Cowen stwierdził, że Stany utraciły zasoby, które przez lata decydowały o ich dominacji nad resztą świata. USA nie mają dziś w perspektywie możliwości łatwych zdobyczy terytorialnych. Nie dysponują ogromną rzeszą niewykształconych ludzi, których można wysłać do college’u i tym samym zwiększyć ich przyszłą produktywność. Od lat nie pojawił się żaden wynalazek, który znacząco podniósłby jakość życia całego społeczeństwa i zarazem generował duże zyski. Nawet Internet jest dla Cowena wielkim przełomem tylko pozornie. Dlaczego? Ponieważ generuje relatywnie niewielkie dochody i chociaż jest dobrem publicznym, to korzystanie z niego wymaga określonych, specyficznych umiejętności – inaczej niż w przypadku korzystania z takiej – dajmy na to - kolei. Do tego wszystkiego Stany Zjednoczone borykają się z nieefektywnym systemem szkolnictwa i służby zdrowia oraz ze skutkami kryzysu finansowego 2008 roku i jego nową falą. Life is brutal.
Wobec tej ponurej wizji amerykańskiej rzeczywistości nie dziwi fakt, że hasło wyborcze Baracka Obamy sprzed czterech lat brzmiało „Change we need”. Ale obiecana zmiana nie nadeszła, a wygrana Obamy w kolejnych wyborach, wieszczona jeszcze pół roku temu przez prestiżowy tygodnik „The Economist”, staje się coraz mniej oczywista. Dziś Amerykanie z uwagą przyglądają się wyścigowi o tytuł kandydata na prezydenta, którego ma wyłonić Partia Republikańska. Po zwycięstwie na Florydzie na fotel lidera powrócił Mitt Romney, były gubernator Massachusetts. Ale czy utrzyma się na tej pozycji długo? Jak do tej pory kandydaci Republikanów wymieniali się „żółtą koszulką” nad wyraz często. Romney co prawda od dawna utrzymuje stabilnie wysokie poparcie – nie jest jednak pewne, że to jemu przypadnie w udziale rola rywala Obamy.
Amerykanie żyją dziś niewątpliwie w ciekawych czasach. Stany Zjednoczone, pogrążone są w kryzysie finansowym lub, jak argumentuje Cowen, w permanentnym stanie „wielkiej stagnacji”. Politycy nie są w stanie zmienić tej sytuacji – w amerykańskiej Izbie Reprezentantów trwa klincz między Demokratami a Republikanami. Co stanie się w najbliższej przyszłości? Kto zdobędzie nominację Partii Republikańskiej i stanie w szranki z Barackiem Obamą w wyborach prezydenckich? Jak zwycięzca tego pojedynku poradzi sobie z przeprowadzeniem USA przez trudne czasy? I czy te czasy będą dla Amerykanów coraz trudniejsze, a kryzys coraz ostrzejszy, czy może nastąpi ożywienie gospodarcze? O tym wszystkim będę pisać na tym blogu. Wszystkich czytelników zainteresowanych polityką i gospodarką Stanów Zjednoczonych zapraszam do regularnej lektury.
Od dnia śmierci Winnetou minęło już ponad sto lat, a gdyby jakiś język miał współcześnie konkurować w Stanach z angielskim, to byłby to nie niemiecki, ale hiszpański. Do USA od lat napływają rzesze latynoskich imigrantów zza południowej granicy Teksasu, a rzeczywistość, którą zastają, wcale nie stwarza im szansy na karierę „od pucybuta do milionera”. Bo Stany Zjednoczone – światowe mocarstwo przez wiele lat postrzegane jako kraj wielkich perspektyw – zmieniają się.
Znany ekonomista Tyler Cowen opublikował rok temu książkę o współczesnej sytuacji gospodarczej USA, zatytułowaną bardzo wymownie - „Wielka stagnacja”. Cowen stwierdził, że Stany utraciły zasoby, które przez lata decydowały o ich dominacji nad resztą świata. USA nie mają dziś w perspektywie możliwości łatwych zdobyczy terytorialnych. Nie dysponują ogromną rzeszą niewykształconych ludzi, których można wysłać do college’u i tym samym zwiększyć ich przyszłą produktywność. Od lat nie pojawił się żaden wynalazek, który znacząco podniósłby jakość życia całego społeczeństwa i zarazem generował duże zyski. Nawet Internet jest dla Cowena wielkim przełomem tylko pozornie. Dlaczego? Ponieważ generuje relatywnie niewielkie dochody i chociaż jest dobrem publicznym, to korzystanie z niego wymaga określonych, specyficznych umiejętności – inaczej niż w przypadku korzystania z takiej – dajmy na to - kolei. Do tego wszystkiego Stany Zjednoczone borykają się z nieefektywnym systemem szkolnictwa i służby zdrowia oraz ze skutkami kryzysu finansowego 2008 roku i jego nową falą. Life is brutal.
Wobec tej ponurej wizji amerykańskiej rzeczywistości nie dziwi fakt, że hasło wyborcze Baracka Obamy sprzed czterech lat brzmiało „Change we need”. Ale obiecana zmiana nie nadeszła, a wygrana Obamy w kolejnych wyborach, wieszczona jeszcze pół roku temu przez prestiżowy tygodnik „The Economist”, staje się coraz mniej oczywista. Dziś Amerykanie z uwagą przyglądają się wyścigowi o tytuł kandydata na prezydenta, którego ma wyłonić Partia Republikańska. Po zwycięstwie na Florydzie na fotel lidera powrócił Mitt Romney, były gubernator Massachusetts. Ale czy utrzyma się na tej pozycji długo? Jak do tej pory kandydaci Republikanów wymieniali się „żółtą koszulką” nad wyraz często. Romney co prawda od dawna utrzymuje stabilnie wysokie poparcie – nie jest jednak pewne, że to jemu przypadnie w udziale rola rywala Obamy.
Amerykanie żyją dziś niewątpliwie w ciekawych czasach. Stany Zjednoczone, pogrążone są w kryzysie finansowym lub, jak argumentuje Cowen, w permanentnym stanie „wielkiej stagnacji”. Politycy nie są w stanie zmienić tej sytuacji – w amerykańskiej Izbie Reprezentantów trwa klincz między Demokratami a Republikanami. Co stanie się w najbliższej przyszłości? Kto zdobędzie nominację Partii Republikańskiej i stanie w szranki z Barackiem Obamą w wyborach prezydenckich? Jak zwycięzca tego pojedynku poradzi sobie z przeprowadzeniem USA przez trudne czasy? I czy te czasy będą dla Amerykanów coraz trudniejsze, a kryzys coraz ostrzejszy, czy może nastąpi ożywienie gospodarcze? O tym wszystkim będę pisać na tym blogu. Wszystkich czytelników zainteresowanych polityką i gospodarką Stanów Zjednoczonych zapraszam do regularnej lektury.