Oddaj fartucha – słowa Michela Morana z programu kulinarnego „MasterChef” stały się hitem w wirtualnej sieci i eleganckim synonimem popularnego zwrotu na „s”, oznaczającego „oddal się szybkim krokiem”. W kuchni politycznej są już jurorzy, którzy żądają, aby fartuch oddał Jarosław Gowin
Zdumiewa, że niektórzy uczestnicy kulinarnego show, usłyszawszy prośbę o oddanie – nie ich przecież – fartucha, zalewają się łzami. Widocznie publiczne gotowanie zupy ma w sobie urok porównywalny z pojawieniem się na okładce ekskluzywnego magazynu.
W kuchni politycznej krokodyle łzy leją lewicowi politycy i sprzyjający im komentatorzy, potwornie zdegustowani osobą ministra sprawiedliwości. Oficjalnym powodem zdegustowania jest zapoznanie się przez Gowina z dawnymi sądowymi dokumentami dotyczącymi sprawy Marcina P., co rzekomo było złamaniem prawa (rzekomo, bo specjaliści są w tej sprawie podzieleni).
Oburzenie się spotęgowało, gdy minister oznajmił, że ma „w nosie literę przepisów, ważny jest ich duch i ważne jest to, że Polacy mają prawo żyć w państwie, gdzie wymiar sprawiedliwości stoi na straży interesów obywateli, a nie na straży interesów sitwy tworzonej przez część środowisk prawniczych”. Co prawda Gowin później przeprosił za swe słowa, zaznaczając jednak, że podtrzymuje ich sens. - Tam, gdzie przepisy są niejednoznaczne, minister sprawiedliwości ma obowiązek kierowania się duchem prawa i interesem społecznym - powiedział. Oburzające!
Toteż oburzeni politycy i komentatorzy lewicy żądają, aby minister sam oddał fartuch lub aby odebrał mu go premier Tusk. Za to politycy PiS i Solidarnej Polski bronią Gowina jak swego.
Rzecz jasna, zarzuty wobec Gowina są tylko pretekstem do ataków. Gra idzie o wyższą stawkę. Chodzi o to, aby Gowina i jego zwolenników wypchnąć z Platformy. Koalicja straciłaby większość i doszłoby do przyspieszonych wyborów, po których przed SLD i Ruchem Palikota pojawiłaby się szansa zawarcia z PO rządowej koalicji. Przeszkoda w postaci konserwatywnego skrzydła PO znikłaby, bo skrzydło to zostałoby obcięte i platformerski kadłubek z lewym skrzydłem byłby łatwy do strawienia.
Także PiS i SP mogą liczyć, że poprzez obronę Gowina stworzą sytuację, w której premierowi będzie niezręcznie utrzymać go w rządzie. A zdymisjonowanie Gowina, obcięcie konserwatywnego skrzydła PO i przyspieszenie wyborów dają szansę nie tylko na odzyskanie władzy. Nawet jeżeli pozostanie ona w rękach Platformy, to straci ona czar dla wyborców o konserwatywnych poglądach. Tym bardziej, jeżeli zawrze koalicję z lewicą. W dodatku taka centrolewicowa koalicja rządziłaby w trudnych czasach, co nie rokowałoby jej sukcesu w kolejnych wyborach.
Rzecz jasna, powyższe scenariusze są radykalne. Bardziej prawdopodobne są takie, że Tusk nie ugnie się przed szantażem i nie każe Gowinowi oddać fartucha. A jeżeli nawet Gowina zdymisjonuje, to ten ze zwolennikami pozostaną w Platformie. Ale cóż, zawsze można próbować ugotować obecną koalicję, wykorzystując byle jaki bzdetny pretekst.
Bo w polityce nie chodzi o to, czy ktoś mówi prawdę, na przykład o interesach części prawniczego środowiska. I czy chce wyjaśnienia afery, na przykład Amber Gold. W polityce widzianej od kuchni chodzi o to, aby dosolić i dopieprzyć komu trzeba w drodze do konsumowania słodkich owoców władzy.
W kuchni politycznej krokodyle łzy leją lewicowi politycy i sprzyjający im komentatorzy, potwornie zdegustowani osobą ministra sprawiedliwości. Oficjalnym powodem zdegustowania jest zapoznanie się przez Gowina z dawnymi sądowymi dokumentami dotyczącymi sprawy Marcina P., co rzekomo było złamaniem prawa (rzekomo, bo specjaliści są w tej sprawie podzieleni).
Oburzenie się spotęgowało, gdy minister oznajmił, że ma „w nosie literę przepisów, ważny jest ich duch i ważne jest to, że Polacy mają prawo żyć w państwie, gdzie wymiar sprawiedliwości stoi na straży interesów obywateli, a nie na straży interesów sitwy tworzonej przez część środowisk prawniczych”. Co prawda Gowin później przeprosił za swe słowa, zaznaczając jednak, że podtrzymuje ich sens. - Tam, gdzie przepisy są niejednoznaczne, minister sprawiedliwości ma obowiązek kierowania się duchem prawa i interesem społecznym - powiedział. Oburzające!
Toteż oburzeni politycy i komentatorzy lewicy żądają, aby minister sam oddał fartuch lub aby odebrał mu go premier Tusk. Za to politycy PiS i Solidarnej Polski bronią Gowina jak swego.
Rzecz jasna, zarzuty wobec Gowina są tylko pretekstem do ataków. Gra idzie o wyższą stawkę. Chodzi o to, aby Gowina i jego zwolenników wypchnąć z Platformy. Koalicja straciłaby większość i doszłoby do przyspieszonych wyborów, po których przed SLD i Ruchem Palikota pojawiłaby się szansa zawarcia z PO rządowej koalicji. Przeszkoda w postaci konserwatywnego skrzydła PO znikłaby, bo skrzydło to zostałoby obcięte i platformerski kadłubek z lewym skrzydłem byłby łatwy do strawienia.
Także PiS i SP mogą liczyć, że poprzez obronę Gowina stworzą sytuację, w której premierowi będzie niezręcznie utrzymać go w rządzie. A zdymisjonowanie Gowina, obcięcie konserwatywnego skrzydła PO i przyspieszenie wyborów dają szansę nie tylko na odzyskanie władzy. Nawet jeżeli pozostanie ona w rękach Platformy, to straci ona czar dla wyborców o konserwatywnych poglądach. Tym bardziej, jeżeli zawrze koalicję z lewicą. W dodatku taka centrolewicowa koalicja rządziłaby w trudnych czasach, co nie rokowałoby jej sukcesu w kolejnych wyborach.
Rzecz jasna, powyższe scenariusze są radykalne. Bardziej prawdopodobne są takie, że Tusk nie ugnie się przed szantażem i nie każe Gowinowi oddać fartucha. A jeżeli nawet Gowina zdymisjonuje, to ten ze zwolennikami pozostaną w Platformie. Ale cóż, zawsze można próbować ugotować obecną koalicję, wykorzystując byle jaki bzdetny pretekst.
Bo w polityce nie chodzi o to, czy ktoś mówi prawdę, na przykład o interesach części prawniczego środowiska. I czy chce wyjaśnienia afery, na przykład Amber Gold. W polityce widzianej od kuchni chodzi o to, aby dosolić i dopieprzyć komu trzeba w drodze do konsumowania słodkich owoców władzy.