2012 rok zostanie zapamiętany jako czas kryzysu i zacieśniającej się coraz bardziej integracji ekonomicznej Unii Europejskiej. I tu na dwoje babka wróżyła, bo według jednych kryzys był wynikiem nadmiernej integracji, inni zaś widzą w kryzysie pretekst do integracji.
Poza Unią działy się ważne rzeczy, w USA przedłużony został czas stagnacji, czyli nastąpiła reelekcja Baracka Obamy. W Rosji znów na pierwszy plan wysunął się pułkownik Władimir Putin. Na Ukrainie zaś próby uczynienia z Julii Tymoszenko Joanny d’Arc zakończyły się fiaskiem, a wybory wygrał Janukowycz. Dodajmy do tego jeszcze wojnę domową w Syrii, wzrost napięcia na Dalekim Wschodzie i na okrasę histerię z powodu rzekomego końca świata.
Europa tymczasem żyła kryzysem. Przynajmniej pozornie. Bo choć faktycznie wszyscy mówili głównie o kolejnych prawdziwych i rzekomych kołach ratunkowych dla Grecji i ewentualnych następnych bankrutach, prawdziwa akcja działa się na innym nieco polu. Od ponad roku nasilał się (i dalej trwa) proces przyśpieszonej integracji ekonomicznej. Zaczęło się od tzw. sześciopaku, później był pakt fiskalny, który przez Polskę zostanie jutro ratyfikowany. Jeszcze później podatek od transakcji finansowych. I wreszcie pomysł nadzoru bankowego i przyszłej unii bankowej. Na tym nie koniec, bo euroentuzjastom marzy się realna unia fiskalna itp. Wszystkie te projekty mają na celu walkę z bieżącą recesją i próbę zapobieżenia przyszłym kryzysom.
Czy faktycznie będzie to skuteczna obrona? Na pewno kraje unijne za pomocą tych wszystkich działań stają się coraz bardziej ze sobą powiązane. I tu pojawia się pytanie, co było pierwotne : jajko czy kura? Czy recesja – choćby grecka jest pochodną narzuconej integracji? Bo gdyby nie wspólna waluta, w sytuacji kryzysu grecki rząd mógłby dokonać dewaluacji drachmy – jak sugerują niektórzy eksperci. Czy też teraz kryzys jest wykorzystywany jako pretekst do zaciśnięcia więzi gospodarczych , w myśl złotej maksymy Barroso „albo utoniemy każdy z osobna, albo razem się uratujemy”. Obie wersje są prawdopodobne , a i też nie wykluczają się nawzajem. Co nas czeka w przyszłym roku? Utrzymanie tego kursu. Pytanie tylko, czy z Wielką Brytanią na pokładzie czy nie, bo w 2012 roku wyspy jeszcze bardziej odpłynęły od Europy. Na arenie politycznej zaś prawdopodobnie pojawi się nowa/stara gwiazda, za którą chyba wszyscy zdążyli się stęsknić. Silvio Berlusconi, który politykę kocha jak – cytując klasyczkę – koń owies. Zaleczywszy rany po porażce wyborczej wraca też Nicolas Sarkozy, na razie odbudowując pozycję wewnątrz opozycji. Zatem na europejskich salonach znów zrobi się ciekawie, barwnie i wyraziście – ostatnie szczyty unijne, bez Sarko i Silvio były nudne jak flaki z olejem.
I na koniec – życzę Państwu szczęśliwej trzynastki!
Europa tymczasem żyła kryzysem. Przynajmniej pozornie. Bo choć faktycznie wszyscy mówili głównie o kolejnych prawdziwych i rzekomych kołach ratunkowych dla Grecji i ewentualnych następnych bankrutach, prawdziwa akcja działa się na innym nieco polu. Od ponad roku nasilał się (i dalej trwa) proces przyśpieszonej integracji ekonomicznej. Zaczęło się od tzw. sześciopaku, później był pakt fiskalny, który przez Polskę zostanie jutro ratyfikowany. Jeszcze później podatek od transakcji finansowych. I wreszcie pomysł nadzoru bankowego i przyszłej unii bankowej. Na tym nie koniec, bo euroentuzjastom marzy się realna unia fiskalna itp. Wszystkie te projekty mają na celu walkę z bieżącą recesją i próbę zapobieżenia przyszłym kryzysom.
Czy faktycznie będzie to skuteczna obrona? Na pewno kraje unijne za pomocą tych wszystkich działań stają się coraz bardziej ze sobą powiązane. I tu pojawia się pytanie, co było pierwotne : jajko czy kura? Czy recesja – choćby grecka jest pochodną narzuconej integracji? Bo gdyby nie wspólna waluta, w sytuacji kryzysu grecki rząd mógłby dokonać dewaluacji drachmy – jak sugerują niektórzy eksperci. Czy też teraz kryzys jest wykorzystywany jako pretekst do zaciśnięcia więzi gospodarczych , w myśl złotej maksymy Barroso „albo utoniemy każdy z osobna, albo razem się uratujemy”. Obie wersje są prawdopodobne , a i też nie wykluczają się nawzajem. Co nas czeka w przyszłym roku? Utrzymanie tego kursu. Pytanie tylko, czy z Wielką Brytanią na pokładzie czy nie, bo w 2012 roku wyspy jeszcze bardziej odpłynęły od Europy. Na arenie politycznej zaś prawdopodobnie pojawi się nowa/stara gwiazda, za którą chyba wszyscy zdążyli się stęsknić. Silvio Berlusconi, który politykę kocha jak – cytując klasyczkę – koń owies. Zaleczywszy rany po porażce wyborczej wraca też Nicolas Sarkozy, na razie odbudowując pozycję wewnątrz opozycji. Zatem na europejskich salonach znów zrobi się ciekawie, barwnie i wyraziście – ostatnie szczyty unijne, bez Sarko i Silvio były nudne jak flaki z olejem.
I na koniec – życzę Państwu szczęśliwej trzynastki!