Zagadka medyczna a wojsko

Zagadka medyczna a wojsko

Dodano:   /  Zmieniono: 
Mam bulwę wielkości jajka w prawej nodze - powiedział Jasiek pod koniec sierpnia.
Byliśmy w Egipcie. Cieszyliśmy się ostatnimi dniami laby przed rozpoczęciem roku szkolnego (razy 4).

- Od kiedy to masz? - pytaliśmy przerażeni.

- Nie pamiętam. Od kilku tygodni, może miesięcy. Kiedyś mówiłem o tym mamie - mówił Jasiek.

Spojrzenie Maćka było średnio miłe. Rzeczywiście, kiedyś Jasiek mówił coś o nodze ale biegłam wtedy na wywiadówkę Antka. Kiedy to było?!

- To Twój priorytet po powrocie - słyszę z wyrzutem.

Zdjęcie RTG niepokoi chirurga:

- Proszę jak najszybciej skonsultować Jasia z ortopedą.

Kość udowa na zdjęciu wyglądał jak kaktus w Meksyku. Z boku wyrasta odnoga (inna kość) w górę.

- To wyrośl chrzęstno-kostna. Duża. Trzeba operować - mówi ortopeda.

Operację wyznacza na 5 listopada.

Jasiek zmienia się nie do poznania. Nic mu się nie chce. Jest zamyślony i smutny.

- Nie nosi książek i zeszytów. Nie odrabia zadań domowych. Ma straszne stopnie... - wylicza wychowawczyni.

10 dni temu pierwszy raz źle poczuł w szkole. Przy tablicy zakręciło mu się w głowie. Pan od historii pomógł mu wrócić na miejsce.

Telefon ze szkoły:

- Jasiek źle się czuje, proszę po niego przyjechać.

Czeka na mnie na szkolnym korytarzu. Siedzi na ławce. Jest zielono-fioletowy. Ma zimne ręce. Nic nie jadł od rana. Jestem przerażona.

- Rano na sali gimnastycznej dostałem piłką w głowę. Leciała mi krew ale nie zemdlałem - opowiada.

Przez chwilę zastanawiałam się, czy powinnam prześwietlić mu głowy.

- Poczekam do jutra - myślę.

Po powrocie do domu Jasiek zasypia pod kocem. Śpi jak suseł. Po kilku godzinach czuje się lepiej. Rano idzie do szkoły. Po drugiej lekcji telefon:

- Jasiek znów źle się poczuł. Kręci mu się w głowie, mówi, że ma mroczki przed oczami. Proszę po niego przyjechać - mówi wychowawczyni.

Jedziemy do lekarza. W samochodzie Jasiek opowiada, że ma szumy w uszach, że kręci mu się w głowie, że nic nie może jeść, bo nie czuje głodu. Znów ma zimne ręce...

- Proszę jechać na Niekłańską zrobić tomografię głowy - mówi chirurg.

Kolejka jest wyjątkowo krótka. Po godzinie mamy wynik: "Zniesienie fizjologicznej lordozy szyjnej. Poza tym kręgosłup bez zmian urazowych"

- Możecie iść do domu, wynik jest dobry - mówi lekarz z dyżuru ratunkowego.

Następnego dnia wieczorem pojawia się uporczywy kaszel u Jaśka. Temperatury brak, apetytu też. Widzę wyraźne sińce pod oczami.

- Może to strach przed operacją?! - szukam przyczyny.

Jasiek nie chce iść do szkoły. Umawiam nas na pogawędkę do psychologa.

- Czy wiesz, dlaczego mama cię tu przyprowadziła? - pada pierwsze pytanie. Pani psycholog jest szorstka i odpychająca (widzę ją pierwszy raz). Już żałuję swojej decyzji! Mam ochotę ją rozszarpać na kawałki. Nie tak wyobrażałam sobie takie spotkanie!

Jasiek zapada się w sobie. Milczy. Mówi, że nie wie. Jest kłębkiem smutku. Mam ochotę uciec. Dla mnie spotkanie skończone. Bardzo niefortunny początek. Zamiast zapytać Jaśka: ile ma lat albo co dzisiaj robił, pada pytanie - zarzut. Im dalej, tym gorzej. Psycholog proponuje test na ADHD. Tłumaczy, że taką ma kolejność na pierwszym spotkaniu...

Wychodzimy.

- Jeszcze kilka takich spotkań i wpędzę Jaśka w prawdziwą depresję - myślę patrząc na jego zdezorientowanie. Gdzie się podział jego uśmiech? Mam w nosie oceny. Chcę, żeby znów się śmiał!

Po drodze odbieramy wyniki krwi (konieczne przed operacją). Są dobre, tylko OB wysokie. Coś się jednak z nim dzieje.

Następnego dnia mam jechać z Antkiem na kontrolę do alergologa - najlepszego lekarza jakiegokolwiek znam! Mojego dr. House'a w spódnicy. Genialna lekarka, która umie badać, pytać, słuchać, dodawać i stawiać diagnozy. Często zaskakujące! Antek musi poczekać. Jasiek potrzebuje jej bardziej!

- Rozbierz się do majtek - mówi dr Z.

To standard u Niej. Musi zbadać dziecko od stóp do głów. Nic nie przegapi - żadnego niepokojącego pieprzyka, krzywego kręgosłupa ani zapalenia spojówek. Prawdziwy pediatra (i alergolog i pulmonolog w jednym :-).

Podczas badania opowiadam o: piskach w uszach, mroczkach przed oczami, uderzeniu piłką, wyrośli kostno-chrzęstnej, braku apetytu...

Czas na spirometrię. Powtarzamy badanie trzy razy. Wynik jest zły. Dr. Z. osłuchuje Jaśka przez dobre pięć minut.

- Prawostronne zapalenie płuc. Nietypowe, bo wysoko pod mostkiem tuż obok pachwiny - mówi.

Już wiem skąd zawroty, brak apetytu, mroczki. Słaba wydolność płuc, niedotlenienie. Wszystko notuje: przez 10 dni antybiotyk, bańki wspomagająco, ma dużo pić, codziennie środki rozrzedzające wydzielinę plus oklepywanie.

- Noga musi poczekać. Operacja najwcześniej za 6 tygodni. Płuca muszą być zdrowe przed znieczuleniem - mówi mój dr House. Kolejna medyczna zagadka rozwiązana!

- Proszę zachować wydruk ze spirometrii Jaśka. Może się kiedyś przydać, jak dostanie wezwanie do wojska. Będzie bezpieczny, wynik jest wystarczająco zły - wydolność płuc 54 procent - mówi lekarka.

- Przecież wezwań do wojska już nie ma - myślę na głos.

- Kto wie, co będzie za kilka lat? Kto będzie rządził i co będzie z wojskiem? - wybiega w przyszłość lekarka.

Uśmiecham się. Zawsze myśli o wszystkim!

Jestem skołowana ale szczęśliwa. Żegnaj depresjo! Biegnę do apteki. Wieczorem stawiamy Jaśkowi bańki. Po 24 godzinach Jego twarz nabiera zdrowych kolorów. Znów zaczyna się śmiać jak kiedyś. Snuje się leniwie po domu. Przebąkuje o sushi. Chętnie pomaga Antkowi w matmie, gra z Maciusiem w szachy, Znów chce mu się chcieć! :-)

Odwołuję operację. Bulwa w nodze musi poczekać.

Znów zaczynam(y) spokojnie oddychać :-)