Hej kolęda!

Hej kolęda!

Dodano:   /  Zmieniono: 
- Czy w domu jest jakiś krzyż? - zapytał ksiądz.
Pędziłam wzrokiem po ścianach jak po poznańskiej autostradzie. Miałam zanik.
Wiedziałam, że krzyża nie ma. Właściwie nie wiem, czego szukałam?!
- Może chociaż jakiś święty obrazek? - próbował pomóc młody mężczyzna w sutannie.
Dlaczego kolęda jest zawsze jak niezapowiedziana wizyta?!
- Małgosiu, przyniesiesz od chłopców JAKIŚ obrazek?! - w panice próbowałam
przerzucić zgniłe jajo w ręce świętej nianio-gosposi.
Małgosia niepewnie ruszyła w stronę schodów.
Zadzwoniła komórka księdza! Zyskałam minutę. Mogłam dyskretnie oddalić się na moment.
- Jasia, przecież u chłopców nie ma żadnego obrazka na ścianie! - szeptała mi na
ucho Małgosia.
Ukryłyśmy się za ścianą.
- Oczywiście, będę jutro po mszy - dobiegł głos księdza.
Co robimy?!
Ksiądz przyłapał nas z pustymi rękami:
- Nie ma obrazka? Dobrze, pomodlimy się do mojego - pomógł.
Otworzył swój notes. Odczytał:
- Macie czterech synów, tak? A Antoś idzie w tym roku do komunii?
- Zgadza się - odpowiedziałam.
Małgosia schowała się w kuchni. Zostałam sama. Nie miałam kropidła, wody święconej
ani krzyża.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam w kościele.
Dobrze, że Maciek utknął w korku. Niewielu jest w Polsce tak zażartych ateistów!
Pożałowałam, że próbuję stworzyć kontrę dla skrajnych poglądów Maćka. Jestem mało
wiarygodna.
Nie czuję potrzeby chodzenia do kościoła. Nie kryję, że wolę tę godzinę przeznaczyć
na bycie z dziećmi niż stanie w obcym, nieprzyjaznym kościelnym tłumie.
Po raz trzeci stoczyłam z Maćkiem walkę o komunię dziecka. Nie kryję, że sakrament
ten traktuję jako element naszej obyczajowości i kultury.
Nie chodzę do kościoła, nie modlę się. Wierzę w Boga i w ludzi. Staram się być
dobrym człowiekiem.
Stałam sam na sam z księdzem. Kompletnie zagubiona.
- Po co ta szopka?! - myślałam.
- Proszę księdza mamy problem z wiarą. Jesteśmy poszukujący. Nie chodzimy zbyt
często do kościoła.
Nie mamy takiej wewnętrznej potrzeby. Wiem, że to grzech ale w ramach rozgrzeszenia
na co dzień pomagamy innym - wyłożyłam karty na stół.
- Zamknij się! - słyszałam racjonalny podszept.
Mimo to mówiłam dalej:
- Mąż nie wierzy w Boga, a ja sama już nie wiem w co wierzę?! Chciałabym, żeby
dzieci same odkryły w co wierzą.
Nie chciałabym im narzucać naszych wieloletnich doświadczeń i mądrości...
- Pomódlmy się za Waszą rodzinę - zaproponował ksiądz.
- Ojcze nasz....
Modlitwa szybko się skończyła.
Rozmowa ewidentnie się nie kleiła.
Słyszałam, że ksiądz lubi sobie posiedzieć i pogawędzić podczas kolędy.
- Pójdę już. Mam jeszcze sporo rodzin do odwiedzenia - zaproponował.
- Jasne - nie próbowałam go zatrzymywać.
- Cenię sobie opinie moich parafian - usłyszałam na do widzenia.
Pięć minut później w drzwiach pojawił się Maciek:
- Straszne korki! Co tak cicho? Gdzie chłopcy?
- Na strychu. Minąłeś się z księdzem - powiedziałam.
- Szkoda! Wytłumaczył bym mu, że Boga nie ma!