Hegel powiadał, że czytanie gazety zastępuje nowoczesnemu człowiekowi poranną modlitwę. Dokonuje się ono w samotności, w cichości ducha, w zakamarkach mózgu.
Jednakże każdy uczestnik ceremonii doskonale zdaje sobie sprawę, że odprawiana jest ona jednocześnie przez tysiące (lub miliony) innych osób, o których istnieniu nie wątpi, ale o tożsamości których nie ma najmniejszego pojęcia. Chyba każdy z P.T. czytelników zgodzi się z tezą, że informacje dostarczane przez media są podstawą naszej wiedzy o rzeczywistości. To media kształtują dzisiaj nasz osąd o świecie, wpływają na nasze wybory, decyzje i zachowania. Zdarza się jednak, że dziennikarze dokonują manipulacji i przedstawiają rzeczywistość w krzywym zwierciadle, nie zważając na moralne standardy i etykę swojego zawodu.
Główni przedstawiciele mediów polskich nie grzeszą jednak wiarygodnością. Oczywiście nie mam zamiaru odbierać żadnej redakcji prawa do posiadania poglądów politycznych. Nie oburza mnie laickość i centrowość „Gazety Wyborczej”, prawicowość „Rzeczpospolitej”, lewicowość „Polityki”, ani nawet skrajna prawicowość „Naszego Dziennika” i telewizji Trwam. Nie przeszkadza mi też w szczególnym stopniu świadoma weryfikacja materiału, swoista wybiórczość przedstawiania informacji przez poszczególne media, polegająca na odrzucaniu informacji niewygodnych dla danej linii pisma, programu. Przeszkadza mi jednak kłamstwo, kłamstwo, które jest w mediach czymś niedopuszczalnym, jest sprzeniewierzeniem się podstawowemu obowiązkowi dziennikarza, jakim jest rzetelne informowanie społeczeństwa. Oczywiście różne są powody i konteksty kłamstwa, tak jak różne są powody i konteksty zabijania. W poniższym tekście pisząc o kłamstwie, będę miał jednak zawsze na uwadze kłamstwo świadome, podawane z pełną premedytacją i świadomością skutków, jakie jego publikacja może wywołać.
Myślę, że prawda jest w mediach czymś najważniejszym, że jej świadomy brak to największy grzech polskich, a także zagranicznych, mediów, że poszanowanie prawdy w mediach powinno być stawiane ponad ideami, religiami, rasą, światopoglądem etc.
Etyka dziennikarska, obok obowiązku przekazywania prawdy, to także umiejętność budowania szeroko rozumianego zaufania pomiędzy dziennikarzem a odbiorcą przekazu, zaufania opartego na wzajemnym poszanowaniu, nawet (a może przede wszystkim) pomimo różnic wynikających z określonych przekonań (idei, światopoglądu) dziennikarza a odbiorcy jego pracy. W Polsce zaufanie do mediów jest bardzo znikome. Bronisław Wildstein mówiący, że Bronisław Bartoszewski nie jest żadnym autorytetem, no bo kto ustalił, że profesor autorytetem ma być? Hochsztaplerka Danuta Hojarska zapraszana jako celebrytka do programu TVN-u „Między kuchnią a salonem”, Jolanta Pieńkowska pozdrawiająca i machająca z telewizyjnego ekranu do skazanego prawomocnym wyrokiem dziennikarza Andrzeja Marka, Marek Król w czasie żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej naigrywający się w rubasznym felietonie z polskiej inteligencji i choroby Michnika oraz setki a może tysiące podobnych zachowań i postaw sprawiły, że nie bardzo wiemy, kto jest dzisiaj autorytetem. Moralność, etyka jest relatywizowana, niejako na bieżąco, zgodnie z nietzscheowskim pojmowaniem relatywizacji wartości w zależności od sytuacji i potrzeb danej redakcji, dziennikarza – każdy tak definiuje moralność, jak mu odpowiada.
Siedząc przez szklanym ekranem, nie mogę często uwierzyć, że dziennikarze w tak bezkrytyczny sposób, swobodnie, podają do publicznej wiadomość na antenach najbardziej oglądanych stacji telewizyjnych plotki rozpowszechniane w Internecie przez anonimowych autorów np. o preferencjach seksualnych kierownictwa PiS-u, czy wątpliwościach dotyczących płci reprezentującej Polskę na festiwalu Eurowizji wokalistki lub cytują przez szereg dni w prime timie wypowiedzi posła Palikota o alkoholizmie ś.p. Prezydenta RP czy posła Macierewicza o pracy polskich ministrów stojących na czele MSZ-u na rzecz obcych państw o Rutkowskim i mamie Madzi nie wspominając. Bez refleksji, bez myślenia o tym, co dobre dla polskiej racji stanu, bez poszanowania dla bohaterów, bez chwili zastanowienia nad sensem i wartością podawanych „newsów”.
W jednej ze scen z filmu Stanleya Kramera Wyrok w Norymberdze, w której grany przez Burta Lancastera Ernsta Janning (Sędzia Sądu Najwyższego III Rzeszy, zasiadający na ławie oskarżonych w procesie Norymberskim) mówi do Przewodniczącego Sądu Danego Haywooda (granego przez Spencera Tracy), że nigdy nie przypuszczał, że „do tego dojdzie” (do masowej eksterminacji ludzi w obozach zgłady- przyp. autora) i prosi go, aby ten uwierzył jego słowom. Sędzia Haywood odpowiada, że „doszło do tego”, gdy pierwszy raz skazał on (Ernst Janning dop. aut.) na śmierć człowieka, o którym wiedział, że jest niewinny” . Etyka w polskich mediach, o ile w nich była, umierała powoli, nie wiem, kto i kiedy skazał ją po raz pierwszy na śmierć, ale umarła bez względu na to, jak bardzo my, odbiorcy mediów, będziemy wierzyć, że jest inaczej i bez względu na to, jak bardzo przedstawiciele mediów, będą nas przekonywać, że etyka w mediach istnieje i ma się coraz lepiej. Etyka w polskich mediach tylko bywa. Bywa coraz rzadziej. Ethics mortuus.
Główni przedstawiciele mediów polskich nie grzeszą jednak wiarygodnością. Oczywiście nie mam zamiaru odbierać żadnej redakcji prawa do posiadania poglądów politycznych. Nie oburza mnie laickość i centrowość „Gazety Wyborczej”, prawicowość „Rzeczpospolitej”, lewicowość „Polityki”, ani nawet skrajna prawicowość „Naszego Dziennika” i telewizji Trwam. Nie przeszkadza mi też w szczególnym stopniu świadoma weryfikacja materiału, swoista wybiórczość przedstawiania informacji przez poszczególne media, polegająca na odrzucaniu informacji niewygodnych dla danej linii pisma, programu. Przeszkadza mi jednak kłamstwo, kłamstwo, które jest w mediach czymś niedopuszczalnym, jest sprzeniewierzeniem się podstawowemu obowiązkowi dziennikarza, jakim jest rzetelne informowanie społeczeństwa. Oczywiście różne są powody i konteksty kłamstwa, tak jak różne są powody i konteksty zabijania. W poniższym tekście pisząc o kłamstwie, będę miał jednak zawsze na uwadze kłamstwo świadome, podawane z pełną premedytacją i świadomością skutków, jakie jego publikacja może wywołać.
Myślę, że prawda jest w mediach czymś najważniejszym, że jej świadomy brak to największy grzech polskich, a także zagranicznych, mediów, że poszanowanie prawdy w mediach powinno być stawiane ponad ideami, religiami, rasą, światopoglądem etc.
Etyka dziennikarska, obok obowiązku przekazywania prawdy, to także umiejętność budowania szeroko rozumianego zaufania pomiędzy dziennikarzem a odbiorcą przekazu, zaufania opartego na wzajemnym poszanowaniu, nawet (a może przede wszystkim) pomimo różnic wynikających z określonych przekonań (idei, światopoglądu) dziennikarza a odbiorcy jego pracy. W Polsce zaufanie do mediów jest bardzo znikome. Bronisław Wildstein mówiący, że Bronisław Bartoszewski nie jest żadnym autorytetem, no bo kto ustalił, że profesor autorytetem ma być? Hochsztaplerka Danuta Hojarska zapraszana jako celebrytka do programu TVN-u „Między kuchnią a salonem”, Jolanta Pieńkowska pozdrawiająca i machająca z telewizyjnego ekranu do skazanego prawomocnym wyrokiem dziennikarza Andrzeja Marka, Marek Król w czasie żałoby narodowej po katastrofie smoleńskiej naigrywający się w rubasznym felietonie z polskiej inteligencji i choroby Michnika oraz setki a może tysiące podobnych zachowań i postaw sprawiły, że nie bardzo wiemy, kto jest dzisiaj autorytetem. Moralność, etyka jest relatywizowana, niejako na bieżąco, zgodnie z nietzscheowskim pojmowaniem relatywizacji wartości w zależności od sytuacji i potrzeb danej redakcji, dziennikarza – każdy tak definiuje moralność, jak mu odpowiada.
Siedząc przez szklanym ekranem, nie mogę często uwierzyć, że dziennikarze w tak bezkrytyczny sposób, swobodnie, podają do publicznej wiadomość na antenach najbardziej oglądanych stacji telewizyjnych plotki rozpowszechniane w Internecie przez anonimowych autorów np. o preferencjach seksualnych kierownictwa PiS-u, czy wątpliwościach dotyczących płci reprezentującej Polskę na festiwalu Eurowizji wokalistki lub cytują przez szereg dni w prime timie wypowiedzi posła Palikota o alkoholizmie ś.p. Prezydenta RP czy posła Macierewicza o pracy polskich ministrów stojących na czele MSZ-u na rzecz obcych państw o Rutkowskim i mamie Madzi nie wspominając. Bez refleksji, bez myślenia o tym, co dobre dla polskiej racji stanu, bez poszanowania dla bohaterów, bez chwili zastanowienia nad sensem i wartością podawanych „newsów”.
W jednej ze scen z filmu Stanleya Kramera Wyrok w Norymberdze, w której grany przez Burta Lancastera Ernsta Janning (Sędzia Sądu Najwyższego III Rzeszy, zasiadający na ławie oskarżonych w procesie Norymberskim) mówi do Przewodniczącego Sądu Danego Haywooda (granego przez Spencera Tracy), że nigdy nie przypuszczał, że „do tego dojdzie” (do masowej eksterminacji ludzi w obozach zgłady- przyp. autora) i prosi go, aby ten uwierzył jego słowom. Sędzia Haywood odpowiada, że „doszło do tego”, gdy pierwszy raz skazał on (Ernst Janning dop. aut.) na śmierć człowieka, o którym wiedział, że jest niewinny” . Etyka w polskich mediach, o ile w nich była, umierała powoli, nie wiem, kto i kiedy skazał ją po raz pierwszy na śmierć, ale umarła bez względu na to, jak bardzo my, odbiorcy mediów, będziemy wierzyć, że jest inaczej i bez względu na to, jak bardzo przedstawiciele mediów, będą nas przekonywać, że etyka w mediach istnieje i ma się coraz lepiej. Etyka w polskich mediach tylko bywa. Bywa coraz rzadziej. Ethics mortuus.