To skandal, że członkowie prezydium Sejmu zapowiedzieli przekazanie swych premii na tzw. cele charytatywne. Skandal, który godzi w dobro polskiej demokracji.
Niespełna ćwierć miliona złotych dla Ewy Kopacz (PO), Cezarego Grabarczyka (PO), Eugeniusza Grzeszczaka (PSL), Marka Kuchcińskiego (PiS), Jerzego Wenderlicha (SLD) oraz Wandy Nowickiej (Ruch Palikota) to w Polsce grosze. Serio.
Nieuzasadnione obowiązkami służbowymi samolotowe podróże Donalda Tuska na trasie Warszawa-Trójmiasto kosztowały nas bez porównania więcej. A zresztą - jak raczył zauważyć tytan polskiej myśli politycznej Stefan Niesiołowski (PO) - premie dla Ewy Kopacz i jej kolegów "to temat dla brukowców".
Nikogo nie powinny te słowa dziwić. 245 tys. złotych ekstra dla kilkorga urzędników to sprawa, która w istocie interesuje tylko tabloidy, i to przelotnie.
Dowód? Proszę bardzo. Kto dziś pamięta, że Bronisław Komorowski dostał premię (22 tys. zł) za marszałkowanie w ostatnim dniu pełnienia funkcji? Że 36 tysięcy zgarnął Grzegorz Schetyna? Że w 2010 r. członkom Prezydium Sejmu wypłacono trzy nagrody w łącznej wysokości 400 proc. miesięcznego wynagrodzenia?
Kto bez szukania zapamiętał, że szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla dostał za 2010 r. 55 tys. zł ekstra? Kto pamięta, jakimi premiami obdarzył swych podwładnych Donald Tusk? Za co dostali pieniądze np. Paweł Graś i Igor Ostachowicz?
Pamiętają Państwo? No właśnie.
Nikt nie pamięta, bo wszyscy przywykli, że polską polityką rządzi dewiza TKM. Że od lat marszałek Sejmu daje kasę swoim zastępcom, a oni dają jemu. Że ten sam mechanizm działa w Senacie. Że obywatel ma służyć państwu, a nie odwrotnie.
Przyzwolenie społeczne na taki sposób rządzenia państwem jest powszechne. Zakończyć je może tylko gniew ludu. Sute nagrody dla władzy w czasach masowych zwolnień i powszechnego łamania praw pracowniczych były idealną okazją, by ten gniew wzbudzić.
I dlatego fakt, że Wanda Nowicka i spółka przestraszyli się krytyki mediów i zadeklarowali, że przekażą premie na cele charytatywne jest taki groźny dla Polski.
Bo ludzie bez skrupułów i zasad moralnych nie dostają się do Sejmu, Kancelarii Premiera i Prezydenta sami. To Polacy z pożałowania godnym uporem ciągle wybierają jako swych reprezentantów tych, którzy zdają się postępować ze słynną już SMS-ową dewizą Adama Halbera: chwała nam i naszym kolegom, ch... precz!
Mam więc nadzieję, że Ewa Kopacz cofnie swą nieroztropną decyzję o zamrożeniu funduszu nagród dla prezydium Sejmu. Że i Donald Tusk znów coś odpali Pawłowi Grasiowi.
I że wreszcie Polacy zaczną takie fakty zapamiętywać. A potem, w 2015 r., niesieni obywatelskim obowiązkiem stawią się przy wyborczych urnach, i pokażą cwaniakom z PO, PiS, PSL, SLD, Ruchu Palikota, Solidarnej Polski, Samoobrony oraz wszelkim pogrobowcom AWS i UW, gdzie ich miejsce.
Jeśli jednak tak się nie stanie, a w 2017 r. media doniosą o urzędniczych premiach za 2016 r. i znów podniesie się ryk oburzenia, proszę mieć pretensje nie do chciwych polityków, lecz do siebie.
Nieuzasadnione obowiązkami służbowymi samolotowe podróże Donalda Tuska na trasie Warszawa-Trójmiasto kosztowały nas bez porównania więcej. A zresztą - jak raczył zauważyć tytan polskiej myśli politycznej Stefan Niesiołowski (PO) - premie dla Ewy Kopacz i jej kolegów "to temat dla brukowców".
Nikogo nie powinny te słowa dziwić. 245 tys. złotych ekstra dla kilkorga urzędników to sprawa, która w istocie interesuje tylko tabloidy, i to przelotnie.
Dowód? Proszę bardzo. Kto dziś pamięta, że Bronisław Komorowski dostał premię (22 tys. zł) za marszałkowanie w ostatnim dniu pełnienia funkcji? Że 36 tysięcy zgarnął Grzegorz Schetyna? Że w 2010 r. członkom Prezydium Sejmu wypłacono trzy nagrody w łącznej wysokości 400 proc. miesięcznego wynagrodzenia?
Kto bez szukania zapamiętał, że szef Kancelarii Sejmu Lech Czapla dostał za 2010 r. 55 tys. zł ekstra? Kto pamięta, jakimi premiami obdarzył swych podwładnych Donald Tusk? Za co dostali pieniądze np. Paweł Graś i Igor Ostachowicz?
Pamiętają Państwo? No właśnie.
Nikt nie pamięta, bo wszyscy przywykli, że polską polityką rządzi dewiza TKM. Że od lat marszałek Sejmu daje kasę swoim zastępcom, a oni dają jemu. Że ten sam mechanizm działa w Senacie. Że obywatel ma służyć państwu, a nie odwrotnie.
Przyzwolenie społeczne na taki sposób rządzenia państwem jest powszechne. Zakończyć je może tylko gniew ludu. Sute nagrody dla władzy w czasach masowych zwolnień i powszechnego łamania praw pracowniczych były idealną okazją, by ten gniew wzbudzić.
I dlatego fakt, że Wanda Nowicka i spółka przestraszyli się krytyki mediów i zadeklarowali, że przekażą premie na cele charytatywne jest taki groźny dla Polski.
Bo ludzie bez skrupułów i zasad moralnych nie dostają się do Sejmu, Kancelarii Premiera i Prezydenta sami. To Polacy z pożałowania godnym uporem ciągle wybierają jako swych reprezentantów tych, którzy zdają się postępować ze słynną już SMS-ową dewizą Adama Halbera: chwała nam i naszym kolegom, ch... precz!
Mam więc nadzieję, że Ewa Kopacz cofnie swą nieroztropną decyzję o zamrożeniu funduszu nagród dla prezydium Sejmu. Że i Donald Tusk znów coś odpali Pawłowi Grasiowi.
I że wreszcie Polacy zaczną takie fakty zapamiętywać. A potem, w 2015 r., niesieni obywatelskim obowiązkiem stawią się przy wyborczych urnach, i pokażą cwaniakom z PO, PiS, PSL, SLD, Ruchu Palikota, Solidarnej Polski, Samoobrony oraz wszelkim pogrobowcom AWS i UW, gdzie ich miejsce.
Jeśli jednak tak się nie stanie, a w 2017 r. media doniosą o urzędniczych premiach za 2016 r. i znów podniesie się ryk oburzenia, proszę mieć pretensje nie do chciwych polityków, lecz do siebie.