Thomas A.Edison przewidywał rychły koniec silników spalinowych. Louis-Jean Lumiere (współwynalazca projektora filmowego) zapowiadał, że moda na filmy dźwiękowe, które uznawał za ciekawy wynalazek, nie potrwa zbyt długo. Darryl Zanuck, współzałożyciel wytwórni 20th Century Films, uważał, że po sześciu miesiącach fascynacji ludzie przestaną co wieczór fascynować się telewizją. W końcu Paul Krugman, gwiazda światowej ekonomii, w roku 1998 - na 10 lat przed otrzymaniem Nagrody Nobla - twierdził, że najpóźniej około roku 2005 wszyscy przekonają się, iż rola jaką w rozwoju gospodarki odgrywać będzie internet, nie będzie większa niż rola maszyny do wysyłania faksów. Te przykłady, które można by pewnie mnożyć, pokazują dobitnie, że przewidywanie przyszłości rozwoju określonych technologii, może być zadaniem nie tylko trudnym, ale i niewdzięcznym.
W roku 1982 komputer osobisty uzyskał tytuł "Maszyny Roku" przyznany przez Time Magazine. Był to pierwszy przypadek nie przyznania tej nagrody człowiekowi. Wprawiło to w depresję Steve'a Jobsa przekonanego, że w tym właśnie roku to jego twarz pojawi się na okładce Time Magazine, a jednocześnie potwierdziło rosnące znaczenie komputerów osobistych, których historia w tym czasie dopiero się zaczynała.
Przez kolejnych dwadzieścia lat, rozwój komputerów znaczyły wzloty i upadki koncepcji, technologii i firm związanych z ich rozwojem i produkcją. Mieliśmy więc błyskotliwą karierę firmy Apple, która po dość krótkim okresie burzliwego wzrostu, została zepchnięta do roli globalnego, ale jednak niszowego gracza na tym rynku. Mieliśmy wpadkę IBM, który - mając w ręku wszelkie atuty - nie potrafił ich wykorzystać dając się wyprzedzić innym firmom, których nazw wiele osób już dzisiaj nie pamięta. Była pamiętna fuzja kolejnych ikon rynku komputerów osobistych - firm Compaq i Hewlett Packard w wyniku której powstał globalny gigant IT o przychodach większych niż przychody IBM. Wreszcie IBM sprzedał cały biznes związany z rozwojem, produkcją i sprzedażą komputerów osobistych rodzącemu się chińskiemu gigantowi - firmie Lenovo.
Sporo wydarzyło się przez te dwadzieścia lat. Sporo musiało się zdarzyć, aby w swoim najnowszym raporcie "Technologia, Media i Telekomunikacja. Prognozy 2013" firma Deloitte umieściła artykuł zatytułowany "Komputer osobisty nie jest martwy". Sprawcą tego całego zamieszania jest ten, którego twarzy zabrakło na okładce Time Magazine dwadzieścia lat temu. To właśnie Steve Jobs po swoim powrocie do firmy Apple, uczynił z interesującej, acz przeciętnej pod względem obrotów firmy komputerowej, giganta rynku technologii i mediów, którego kapitalizacja rynkowa w sierpniu ubiegłego roku była wyższa niż łączna kapitalizacja firm Microsoft, Amazon, Google oraz Facebook. Od małego odtwarzacza muzyki, poprzez telefon i tablet, Jobs stworzył rynek, który wcześniej nie istniał, a tymczasem jego rozmiary w roku 2013 sprawiają, że pytanie o dalszy los komputerów osobistych jest ze wszech miar zasadne.
Z jednej strony, zgodnie z przewidywaniami firmy Deloitte, 80 procent ruchu w internecie będzie generowane w bieżącym roku właśnie za pomocą komputerów osobistych - a biorąc pod uwagę całość czasu spędzanego przy urządzeniach typu komputer osobisty, tablet, smartfon, aż 70 procent tego czasu będzie związane z korzystaniem właśnie z komputera. Przewiduje się także, że łączna liczba komputerów osobistych na świecie wzrośnie w 2013 roku do 1,6 miliarda z niespełna 1,4 miliarda w roku 2010. Z drugiej strony, w tym samym czasie, liczba tabletów oraz smartfonów osiągnie liczbę ponad 1,75 miliarda (z czego 250 milionów to tablety), a wzrost przychodów z ich sprzedaży boleśnie kontrastuje z perspektywą spadku globalnych przychodów ze sprzedaży komputerów osobistych mierzonego rok do roku.
Czy zatem, jak chcą autorzy raportu żyjemy w erze komputerów osobistych plus, czy też może obserwujemy już zmierzch kolejnego produktu, który podobnie jak swego czasu gramofon dla przemysłu muzycznego, umożliwił masowe wykorzystanie komputerów i stworzył podwaliny dla ekspansji internetu?
W kraju, w którym pokaźna liczba mieszkańców w dalszym ciągu znajduje się w obszarze wykluczenia cyfrowego, czy to z uwagi na brak komputera, czy też z uwagi na brak dostępu do szerokopasmowego internetu, takie pytanie graniczyć może z naiwnością. Czy jednak argumenty przytaczane przez autorów wspomnianego raportu na rzecz utrzymania supremacji komputerów osobistych nie wskazują aby na bariery, których pokonanie to kwestia najbliższych kilku lat? Wedle konsultantów firmy Deloitte bariery te mają naturę fizyczną a nie technologiczną. Są nimi: klawiatura oraz duży ekran. Nikt oczywiście nie będzie polemizować z tezą, że pisanie na klawiaturze smartfona czy tabletu nie jest wygodne w przypadku długotrwałej pracy z tekstem. Podobnie kwestia obrazu - łatwiej i przyjemnej jest pracować na edytorze tekstu czy oglądać filmy na dwudziestocalowym ekranie komputera niż na ekranie tableta czy smartfona. Ostatnie targi CES pokazały jednak, że wiele firm już teraz proponuje rozwiązania techniczne które sprawiają, że owe fizyczne atrybuty przestają stanowić różnicę - chociażby wypukłą klawiaturę pojawiającą się na ekranie tradycyjnego iPada i chowającą się po naciśnięciu stosownej kombinacji klawiszy. Łatwość podłączania urządzeń typu smartfon czy tablet do nowoczesnych monitorów, szybki wzrost sprzedaży inteligentnych telewizorów ("smartTV"), mini projektory czy też zupełnie nowe formy wizualizacji danych poprzez urządzenia takie jak okulary Google'a ("Project Glass") mogą już wkrótce sprawić, że także aspekt wizualny przestanie być postrzegany jako istotna przewaga komputerów osobistych.
Czy zatem za kilka lat przyjdzie nam się na stałe pożegnać z desktopami, laptopami, notebookami a nawet ultrabookami ? Zapewne nie, bo korzystanie z tych urządzeń chociażby w obszarze biznesu, w dalszym ciągu nie ma swojego substytutu. Nie ulega jednak wątpliwości, że mobilność i wielofunkcyjność smartfonów oraz tabletów, wraz z rozwojem nowych technologii telekomunikacyjnych ("Long Term Evolution") oraz konsekwentnym przesuwaniem się wielu aplikacji w kierunku rozwiązań "w chmurze" ("Cloud Computing") stanowią memento dla ery komputerów osobistych. I pomyśleć że Ken Olsen, prezydent nieistniejącej już firmy Digital Equipment, który stał się przedmiotem drwin po tym jak w roku 1980 stwierdził, iż nie ma powodów dla których ktoś mógłby chcieć mieć komputer osobisty w domu, koniec końców może mieć rację.
Przez kolejnych dwadzieścia lat, rozwój komputerów znaczyły wzloty i upadki koncepcji, technologii i firm związanych z ich rozwojem i produkcją. Mieliśmy więc błyskotliwą karierę firmy Apple, która po dość krótkim okresie burzliwego wzrostu, została zepchnięta do roli globalnego, ale jednak niszowego gracza na tym rynku. Mieliśmy wpadkę IBM, który - mając w ręku wszelkie atuty - nie potrafił ich wykorzystać dając się wyprzedzić innym firmom, których nazw wiele osób już dzisiaj nie pamięta. Była pamiętna fuzja kolejnych ikon rynku komputerów osobistych - firm Compaq i Hewlett Packard w wyniku której powstał globalny gigant IT o przychodach większych niż przychody IBM. Wreszcie IBM sprzedał cały biznes związany z rozwojem, produkcją i sprzedażą komputerów osobistych rodzącemu się chińskiemu gigantowi - firmie Lenovo.
Sporo wydarzyło się przez te dwadzieścia lat. Sporo musiało się zdarzyć, aby w swoim najnowszym raporcie "Technologia, Media i Telekomunikacja. Prognozy 2013" firma Deloitte umieściła artykuł zatytułowany "Komputer osobisty nie jest martwy". Sprawcą tego całego zamieszania jest ten, którego twarzy zabrakło na okładce Time Magazine dwadzieścia lat temu. To właśnie Steve Jobs po swoim powrocie do firmy Apple, uczynił z interesującej, acz przeciętnej pod względem obrotów firmy komputerowej, giganta rynku technologii i mediów, którego kapitalizacja rynkowa w sierpniu ubiegłego roku była wyższa niż łączna kapitalizacja firm Microsoft, Amazon, Google oraz Facebook. Od małego odtwarzacza muzyki, poprzez telefon i tablet, Jobs stworzył rynek, który wcześniej nie istniał, a tymczasem jego rozmiary w roku 2013 sprawiają, że pytanie o dalszy los komputerów osobistych jest ze wszech miar zasadne.
Z jednej strony, zgodnie z przewidywaniami firmy Deloitte, 80 procent ruchu w internecie będzie generowane w bieżącym roku właśnie za pomocą komputerów osobistych - a biorąc pod uwagę całość czasu spędzanego przy urządzeniach typu komputer osobisty, tablet, smartfon, aż 70 procent tego czasu będzie związane z korzystaniem właśnie z komputera. Przewiduje się także, że łączna liczba komputerów osobistych na świecie wzrośnie w 2013 roku do 1,6 miliarda z niespełna 1,4 miliarda w roku 2010. Z drugiej strony, w tym samym czasie, liczba tabletów oraz smartfonów osiągnie liczbę ponad 1,75 miliarda (z czego 250 milionów to tablety), a wzrost przychodów z ich sprzedaży boleśnie kontrastuje z perspektywą spadku globalnych przychodów ze sprzedaży komputerów osobistych mierzonego rok do roku.
Czy zatem, jak chcą autorzy raportu żyjemy w erze komputerów osobistych plus, czy też może obserwujemy już zmierzch kolejnego produktu, który podobnie jak swego czasu gramofon dla przemysłu muzycznego, umożliwił masowe wykorzystanie komputerów i stworzył podwaliny dla ekspansji internetu?
W kraju, w którym pokaźna liczba mieszkańców w dalszym ciągu znajduje się w obszarze wykluczenia cyfrowego, czy to z uwagi na brak komputera, czy też z uwagi na brak dostępu do szerokopasmowego internetu, takie pytanie graniczyć może z naiwnością. Czy jednak argumenty przytaczane przez autorów wspomnianego raportu na rzecz utrzymania supremacji komputerów osobistych nie wskazują aby na bariery, których pokonanie to kwestia najbliższych kilku lat? Wedle konsultantów firmy Deloitte bariery te mają naturę fizyczną a nie technologiczną. Są nimi: klawiatura oraz duży ekran. Nikt oczywiście nie będzie polemizować z tezą, że pisanie na klawiaturze smartfona czy tabletu nie jest wygodne w przypadku długotrwałej pracy z tekstem. Podobnie kwestia obrazu - łatwiej i przyjemnej jest pracować na edytorze tekstu czy oglądać filmy na dwudziestocalowym ekranie komputera niż na ekranie tableta czy smartfona. Ostatnie targi CES pokazały jednak, że wiele firm już teraz proponuje rozwiązania techniczne które sprawiają, że owe fizyczne atrybuty przestają stanowić różnicę - chociażby wypukłą klawiaturę pojawiającą się na ekranie tradycyjnego iPada i chowającą się po naciśnięciu stosownej kombinacji klawiszy. Łatwość podłączania urządzeń typu smartfon czy tablet do nowoczesnych monitorów, szybki wzrost sprzedaży inteligentnych telewizorów ("smartTV"), mini projektory czy też zupełnie nowe formy wizualizacji danych poprzez urządzenia takie jak okulary Google'a ("Project Glass") mogą już wkrótce sprawić, że także aspekt wizualny przestanie być postrzegany jako istotna przewaga komputerów osobistych.
Czy zatem za kilka lat przyjdzie nam się na stałe pożegnać z desktopami, laptopami, notebookami a nawet ultrabookami ? Zapewne nie, bo korzystanie z tych urządzeń chociażby w obszarze biznesu, w dalszym ciągu nie ma swojego substytutu. Nie ulega jednak wątpliwości, że mobilność i wielofunkcyjność smartfonów oraz tabletów, wraz z rozwojem nowych technologii telekomunikacyjnych ("Long Term Evolution") oraz konsekwentnym przesuwaniem się wielu aplikacji w kierunku rozwiązań "w chmurze" ("Cloud Computing") stanowią memento dla ery komputerów osobistych. I pomyśleć że Ken Olsen, prezydent nieistniejącej już firmy Digital Equipment, który stał się przedmiotem drwin po tym jak w roku 1980 stwierdził, iż nie ma powodów dla których ktoś mógłby chcieć mieć komputer osobisty w domu, koniec końców może mieć rację.