Michael Dell założył Dell Computer Corporation w roku 1984 (początkowo jako PCs Limited). Miał wtedy 19 lat.
Rok 1984 był pamiętnym rokiem dla przemysłu komputerowego. Był to rok debiutu pierwszego McIntosha - kolejnego dziecka Steve'a Jobsa, komputera, którego wprowadzenie na rynek wspierała fantastyczna reklama nawiązująca do sztandarowej powieści Orwella "Rok 1984". Reklama przedstawiała świat opanowany przez Wielkiego Brata - roli, w której Jobs obsadził inną legendę rynku komputerowego - firmę IBM. Rok triumfu Steve'a Jobsa był więc rokiem debiutu firmy, która po upływie kolejnych 8 lat znalazła się na liście Top 500 magazynu Fortuna, a po upływie kolejnych dziewięciu lat zdobyła 12,8 procent rynku komputerów osobistych prześcigając dotychczasowego lidera firmę Compaq.
Na liście miliarderów pisma "Forbes" opublikowanej w marcu 2012 roku Michael Dell zajął 41. miejsce z majątkiem wycenianym na 15,9 miliarda dolarów. Jego firma nie jest już jednak liderem rynku komputerów osobistych. Na drugie miejsce zepchnęło ją przejęcie w roku 2002 firmy Compaq przez HP (choć walka o pierwszeństwo pomiędzy tymi firmami trwała aż do 2007 roku), a na trzecie, całkiem niedawno inny producent komputerów osobistych - Lenovo - firma z Chin, która w roku 2005 przejęła dział komputerów osobistych od IBM. To właśnie ta firma, może już niedługo zagrozić supremacji firmy HP po zmniejszeniu dystansu dzielącej jej od lidera do zaledwie 2 procent.
Rynek komputerów osobistych, mimo że jego historia ma niecałe 30 lat, jest rynkiem którego wzrost bardzo wyraźnie wyhamował na skutek rosnącej popularności smartfonów i tabletów. W dalszym ciągu jest to jednak globalny rynek dostarczający ponad 350 milionów sztuk komputerów rocznie. Czy jest to jednak wystarczające wytłumaczenie dla ostatniego posunięcia Michaela Della - czyli podjęcia próby realizacji największego prywatnego wykupu spółki publicznej od momentu rozpoczęcia kryzysu?
Michael Dell (właściciel 16 proc. akcji Della), łączy swoje siły z funduszem Silver Lake Partners, firmą ... Microsoft oraz czterema bankami gotowymi wyłożyć ponad 15 miliardów dolarów, aby wesprzeć wykup akcji firmy Dell za łączną kwotę 24,4 miliardów dolarów. Dotychczasowi akcjonariusze otrzymają za swoje akcje 25 procentową premię. A co otrzyma Michael Dell oraz pozostali inwestorzy, zakładając że wspomniana premia okaże się wystarczająco atrakcyjna i transakcja dojdzie do skutku? Większą swobodę działania po zejściu z giełdy? Możliwość przeprowadzenia restrukturyzacji, bez konieczności oglądania się na spowolnienie wzrostu czy nawet obniżenie przychodów które wydaje się nieuniknione patrząc na strategię Della polegającą na odchodzeniu od rynku konsumenckiego.
Ciekawe jest obserwowanie Michaela Della, który wielokrotnie z dumą powtarzał, że jedynym produktem którego sprzedaż rośnie szybciej niż Linux, jest Linux na komputerach Dell - a teraz realizuje wykup firmy wspólnie z firmą Microsoft. Z punktu widzenia tej ostatniej, pożyczka nawet w wysokości miliarda dolarów, może okazać się stosunkowo niewielką ceną za zapewnienie sobie możliwości oddziaływania na około 10 procent rynku komputerów osobistych.
Należy jednak pamiętać, że innym ulubionym powiedzeniem Della było: "nie bój się upaść. Idź naprzód, eksperymentuj, ucz się, upadaj i korzystaj ze zdobytych doświadczeń". Dell nigdy nie był wizjonerem na miarę Steve'a Jobsa, choć w tym jednym obaj byli zgodni. Obaj osiągnęli też ponadprzeciętne sukcesy. Dell - sprzedając produkty których konsumenci potrzebowali i dostarczając je szybciej i sprawniej niż inni, a Jobs - wytwarzając w konsumentach potrzebę posiadania i korzystania z produktów, o których istnieniu nie mieli pojęcia, ale od których uzależniali się następnego dnia po ich prezentacji (choć i od tej reguły zdarzały się wyjątki). Steve Jobs odszedł - a Apple, mimo że w dalszym ciągu jest potęgą, zaliczył od tego czasu kilka bezprecedensowych wpadek - jak choćby ostatnia z próbą zstąpienia Google Maps własnym produktem. Michael Dell eksperymentuje w dalszym ciągu a magia jego nazwiska okazuje się wystarczająco silna, aby położyć podwaliny pod projekt, który może okazać się jedną z najciekawszych transakcji ostatniego pięciolecia.
Na liście miliarderów pisma "Forbes" opublikowanej w marcu 2012 roku Michael Dell zajął 41. miejsce z majątkiem wycenianym na 15,9 miliarda dolarów. Jego firma nie jest już jednak liderem rynku komputerów osobistych. Na drugie miejsce zepchnęło ją przejęcie w roku 2002 firmy Compaq przez HP (choć walka o pierwszeństwo pomiędzy tymi firmami trwała aż do 2007 roku), a na trzecie, całkiem niedawno inny producent komputerów osobistych - Lenovo - firma z Chin, która w roku 2005 przejęła dział komputerów osobistych od IBM. To właśnie ta firma, może już niedługo zagrozić supremacji firmy HP po zmniejszeniu dystansu dzielącej jej od lidera do zaledwie 2 procent.
Rynek komputerów osobistych, mimo że jego historia ma niecałe 30 lat, jest rynkiem którego wzrost bardzo wyraźnie wyhamował na skutek rosnącej popularności smartfonów i tabletów. W dalszym ciągu jest to jednak globalny rynek dostarczający ponad 350 milionów sztuk komputerów rocznie. Czy jest to jednak wystarczające wytłumaczenie dla ostatniego posunięcia Michaela Della - czyli podjęcia próby realizacji największego prywatnego wykupu spółki publicznej od momentu rozpoczęcia kryzysu?
Michael Dell (właściciel 16 proc. akcji Della), łączy swoje siły z funduszem Silver Lake Partners, firmą ... Microsoft oraz czterema bankami gotowymi wyłożyć ponad 15 miliardów dolarów, aby wesprzeć wykup akcji firmy Dell za łączną kwotę 24,4 miliardów dolarów. Dotychczasowi akcjonariusze otrzymają za swoje akcje 25 procentową premię. A co otrzyma Michael Dell oraz pozostali inwestorzy, zakładając że wspomniana premia okaże się wystarczająco atrakcyjna i transakcja dojdzie do skutku? Większą swobodę działania po zejściu z giełdy? Możliwość przeprowadzenia restrukturyzacji, bez konieczności oglądania się na spowolnienie wzrostu czy nawet obniżenie przychodów które wydaje się nieuniknione patrząc na strategię Della polegającą na odchodzeniu od rynku konsumenckiego.
Ciekawe jest obserwowanie Michaela Della, który wielokrotnie z dumą powtarzał, że jedynym produktem którego sprzedaż rośnie szybciej niż Linux, jest Linux na komputerach Dell - a teraz realizuje wykup firmy wspólnie z firmą Microsoft. Z punktu widzenia tej ostatniej, pożyczka nawet w wysokości miliarda dolarów, może okazać się stosunkowo niewielką ceną za zapewnienie sobie możliwości oddziaływania na około 10 procent rynku komputerów osobistych.
Należy jednak pamiętać, że innym ulubionym powiedzeniem Della było: "nie bój się upaść. Idź naprzód, eksperymentuj, ucz się, upadaj i korzystaj ze zdobytych doświadczeń". Dell nigdy nie był wizjonerem na miarę Steve'a Jobsa, choć w tym jednym obaj byli zgodni. Obaj osiągnęli też ponadprzeciętne sukcesy. Dell - sprzedając produkty których konsumenci potrzebowali i dostarczając je szybciej i sprawniej niż inni, a Jobs - wytwarzając w konsumentach potrzebę posiadania i korzystania z produktów, o których istnieniu nie mieli pojęcia, ale od których uzależniali się następnego dnia po ich prezentacji (choć i od tej reguły zdarzały się wyjątki). Steve Jobs odszedł - a Apple, mimo że w dalszym ciągu jest potęgą, zaliczył od tego czasu kilka bezprecedensowych wpadek - jak choćby ostatnia z próbą zstąpienia Google Maps własnym produktem. Michael Dell eksperymentuje w dalszym ciągu a magia jego nazwiska okazuje się wystarczająco silna, aby położyć podwaliny pod projekt, który może okazać się jedną z najciekawszych transakcji ostatniego pięciolecia.