- Dostałem sarnę. Wujek upolował - powiedział Maciek. Wrócił z Turku ze swojego rodzinnego domu.
Podał mi torbę z bryłą zamrożonego mięsa. Myślami byłam już przy marynacie.
Nie mam doświadczenia z dziczyzną. Generalnie nie przepadam za polowaniami. Żałuję, że nasz prezydent tak relaksuje się w wolnych chwilach! Dobrze, że chociaż zgolił wąsa!
- Co to jest? - zapytał Antek (7)
- Mięso z sarny - odpowiedziałam odruchowo.
W dwie sekundy zniknął z kuchni z krzykiem:
- Maciek mamy sarnę w domu!
- Pokaż sarnę! - podekscytowany Maciuś (5) prawie mnie przewrócił
- Nie ma co oglądać. Smutny widok - powiedziałam.
- Ale pokaż! - prosił.
Dziecięca ciekawość jest słodka.
- Bleee! Ohyda! Nie będę tego jadł! - oznajmił na widok bryły czerwonego mięsa.
Właściwie też mi się odechciało. Biedna sarenka!
- Co my z nią zrobimy?! - mówiłam do siebie.
Dzieciaki miały już inną atrakcję. Budowały bunkier z poduch i koców.
- Mamo, poszukaj Maćka! - prosił Antek.
Salon przypominał pobojowisko. Kilkanaście poduszek z całego domu, krzesła, wypatroszone kanapy... Na środku wyrósł imponujący dom!
- Chcesz u nas odpocząć? - zapraszał Maciuś.
Wskoczyłam bez zastanowienia. Po kilkuminutowych wygłupach przypomniałam sobie o mięsie!
- Muszę zająć się sarną! - pobiegłam do kuchni.
- Nie chcemy sarny - krzyczały maluchy.
Mięso było twarde jak skała. Odstawiłam do miski, żeby się rozmroziło.
Planowałam wymyślić jakąś boską marynatę z czerwonego wina i świeżego rozmarynu...
Dziczyzna jest chuda. Może mieści się w ramach mojej diety strukturalnej?!
Następnego dnia rano jak zwykle zaspaliśmy. Poniedziałki są trudne!
Do szkoły i przedszkola zdążyliśmy na styk! Potem szybki prysznic i rehabilitacja na końcu miasta! Ale dzięki niej kręgosłup jest grzeczny!
Pół godziny później biegłam po schodach do mojej nowej pracy.
Sarna. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam!
Zebranie już trwało! Później zadzwonię do Małgosi (najlepszej na świecie gosposio-niani).
- Na obiad: rosół z perliczki i razowy makaron z sosem pomidorowym plus kopytka dla maluchów - wysłałam spod stołu szybkiego sms-a do Małgosi.
- Rosół ugotowałam. Makaron się gotuje. Zrobiłam też hamburgery - odpowiedź przyszła natychmiast.
- Hamburgery? - dopytałam.
- Znalazłam piękny kawałek wołowiny. Zmieliłam i usmażyłam - wyjaśniła Małgosia.
- Moja sarna! - prawie krzyknęłam na głos.
- Joanna zrobi wywiad o apetycie - usłyszałam mojego naczelnego.
- Właściwie, straciłam apetyt - pomyślałam.
- Jasne! Idealny temat, zawsze jestem głodna! - powiedziałam.
Hamburgery z sarny były niezłe, choć suche.
Maluchy intuicyjnie wybrały makaron.
Gdybym nie powiedziała (przy deserze), nikt by się nawet nie zorientował! :-)
Nie mam doświadczenia z dziczyzną. Generalnie nie przepadam za polowaniami. Żałuję, że nasz prezydent tak relaksuje się w wolnych chwilach! Dobrze, że chociaż zgolił wąsa!
- Co to jest? - zapytał Antek (7)
- Mięso z sarny - odpowiedziałam odruchowo.
W dwie sekundy zniknął z kuchni z krzykiem:
- Maciek mamy sarnę w domu!
- Pokaż sarnę! - podekscytowany Maciuś (5) prawie mnie przewrócił
- Nie ma co oglądać. Smutny widok - powiedziałam.
- Ale pokaż! - prosił.
Dziecięca ciekawość jest słodka.
- Bleee! Ohyda! Nie będę tego jadł! - oznajmił na widok bryły czerwonego mięsa.
Właściwie też mi się odechciało. Biedna sarenka!
- Co my z nią zrobimy?! - mówiłam do siebie.
Dzieciaki miały już inną atrakcję. Budowały bunkier z poduch i koców.
- Mamo, poszukaj Maćka! - prosił Antek.
Salon przypominał pobojowisko. Kilkanaście poduszek z całego domu, krzesła, wypatroszone kanapy... Na środku wyrósł imponujący dom!
- Chcesz u nas odpocząć? - zapraszał Maciuś.
Wskoczyłam bez zastanowienia. Po kilkuminutowych wygłupach przypomniałam sobie o mięsie!
- Muszę zająć się sarną! - pobiegłam do kuchni.
- Nie chcemy sarny - krzyczały maluchy.
Mięso było twarde jak skała. Odstawiłam do miski, żeby się rozmroziło.
Planowałam wymyślić jakąś boską marynatę z czerwonego wina i świeżego rozmarynu...
Dziczyzna jest chuda. Może mieści się w ramach mojej diety strukturalnej?!
Następnego dnia rano jak zwykle zaspaliśmy. Poniedziałki są trudne!
Do szkoły i przedszkola zdążyliśmy na styk! Potem szybki prysznic i rehabilitacja na końcu miasta! Ale dzięki niej kręgosłup jest grzeczny!
Pół godziny później biegłam po schodach do mojej nowej pracy.
Sarna. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam!
Zebranie już trwało! Później zadzwonię do Małgosi (najlepszej na świecie gosposio-niani).
- Na obiad: rosół z perliczki i razowy makaron z sosem pomidorowym plus kopytka dla maluchów - wysłałam spod stołu szybkiego sms-a do Małgosi.
- Rosół ugotowałam. Makaron się gotuje. Zrobiłam też hamburgery - odpowiedź przyszła natychmiast.
- Hamburgery? - dopytałam.
- Znalazłam piękny kawałek wołowiny. Zmieliłam i usmażyłam - wyjaśniła Małgosia.
- Moja sarna! - prawie krzyknęłam na głos.
- Joanna zrobi wywiad o apetycie - usłyszałam mojego naczelnego.
- Właściwie, straciłam apetyt - pomyślałam.
- Jasne! Idealny temat, zawsze jestem głodna! - powiedziałam.
Hamburgery z sarny były niezłe, choć suche.
Maluchy intuicyjnie wybrały makaron.
Gdybym nie powiedziała (przy deserze), nikt by się nawet nie zorientował! :-)