- Jasia mam prawie 39 stopni. Miałam być jutro o 7.00 rano. Co teraz? - zapytała mnie przed chwilą Małgosia, najlepsza na świecie nianio-gosposia.
- Jak to, co teraz?! - pomyślałam.
- Aspiryna i do łóżka! Kuruj się. Zaraz coś wymyślę! - powiedziałam.
Poczułam atak paniki. Jutro o 7.00 rano powinnam wyruszyć z Wesołej na Woronicza, a Maciuś (6) już drugi tydzień na chorobowych wagarach. Pierwszy tydzień walczyliśmy z koszmarną temperaturą łudząc się, że kiedyś się skończy.
Po sześciu dniach było gorzej więc lekarz wypisał antybiotyk. Do końca tygodnia nie chodzimy do przedszkola.
- Kto zostanie jutro rano z Maciusiem?! - pytałam samą siebie!
Z nerwów poczułam ból gardła i dziwne pulsowanie w głowie.
- Czuję się jakby diabeł tańczył mi na czole? - przerwał mój atak paniki Stasiek (13).
Litości!
- Gdzie jest tata?! - zapytałam.
- Robi kolację maluchom.
Złapałam za termometr. Nacisnęłam magiczny guzik, niebieska wiązka światła dotknęła Staśka czoła. 40 stopni!
- Dlaczego?! - wydusiłam
- Zaraz dam ci tabletkę! - dodałam
- Nie trzeba - powiedział Stasiek. I uciekł.
Czyli wkręcał mnie. Zabawiał się moim kosztem.
Skoczyłam do pokoju niczym pantera. Kominek. Ogień. Chichot Jaśka (11).
- Tak się ze mną bawicie?! - powiedziałam.
Normalnie śmiałabym się do rozpuku, że nabrałam się na sztuczki "Koszmarnego Karolka".
Nie tym razem!
- Nie jestem w sosie. Boli mnie gardło. Maciuś jest chory. Małgosia jest chora. Zostaniecie jutro w roli nianiek? - rzuciłam.
Chłopcy spojrzeli na siebie:
- Jasne! - powiedzieli.
Kocham to niezawodne stereo.
Zawsze można na nich liczyć ale to nie był dobry pomysł!
W drzwiach stanął Maciek senior. Przysłuchiwał się moim pomysłom:
- Ja zostanę z Maćkiem.
Nie wierzyłam.
- A praca?! - zapytałam.
- Fatalnie się czuję. Boli mnie gardło - powiedział.
Ufff. Już myślałam, że ktoś podmienił mi męża.
Pożar ugaszony. Wizerunek uratowany. Nie nawalę. Nigdy tego nie robię. Nawet jak mnie boli gardło! :-)
- Aspiryna i do łóżka! Kuruj się. Zaraz coś wymyślę! - powiedziałam.
Poczułam atak paniki. Jutro o 7.00 rano powinnam wyruszyć z Wesołej na Woronicza, a Maciuś (6) już drugi tydzień na chorobowych wagarach. Pierwszy tydzień walczyliśmy z koszmarną temperaturą łudząc się, że kiedyś się skończy.
Po sześciu dniach było gorzej więc lekarz wypisał antybiotyk. Do końca tygodnia nie chodzimy do przedszkola.
- Kto zostanie jutro rano z Maciusiem?! - pytałam samą siebie!
Z nerwów poczułam ból gardła i dziwne pulsowanie w głowie.
- Czuję się jakby diabeł tańczył mi na czole? - przerwał mój atak paniki Stasiek (13).
Litości!
- Gdzie jest tata?! - zapytałam.
- Robi kolację maluchom.
Złapałam za termometr. Nacisnęłam magiczny guzik, niebieska wiązka światła dotknęła Staśka czoła. 40 stopni!
- Dlaczego?! - wydusiłam
- Zaraz dam ci tabletkę! - dodałam
- Nie trzeba - powiedział Stasiek. I uciekł.
Czyli wkręcał mnie. Zabawiał się moim kosztem.
Skoczyłam do pokoju niczym pantera. Kominek. Ogień. Chichot Jaśka (11).
- Tak się ze mną bawicie?! - powiedziałam.
Normalnie śmiałabym się do rozpuku, że nabrałam się na sztuczki "Koszmarnego Karolka".
Nie tym razem!
- Nie jestem w sosie. Boli mnie gardło. Maciuś jest chory. Małgosia jest chora. Zostaniecie jutro w roli nianiek? - rzuciłam.
Chłopcy spojrzeli na siebie:
- Jasne! - powiedzieli.
Kocham to niezawodne stereo.
Zawsze można na nich liczyć ale to nie był dobry pomysł!
W drzwiach stanął Maciek senior. Przysłuchiwał się moim pomysłom:
- Ja zostanę z Maćkiem.
Nie wierzyłam.
- A praca?! - zapytałam.
- Fatalnie się czuję. Boli mnie gardło - powiedział.
Ufff. Już myślałam, że ktoś podmienił mi męża.
Pożar ugaszony. Wizerunek uratowany. Nie nawalę. Nigdy tego nie robię. Nawet jak mnie boli gardło! :-)