- Nie oddzwoniłaś. Obiecałaś. Czekałam - znam to oskarżenie na pamięć. Moja kochana Babette. Przyjaciółka, którą poznałam 13 lat temu w poczekalni u lekarza. Mój pierworodny (Stasiek) miał niespełna 4 miesiące. Obok mnie na korytarzu siedziała przepiękna kobieta w krótko obciętych włosach z rozkosznym bobasem w wieku mojego syna. Było opóźnienie. Siedziałyśmy razem, ale osobno na tym korytarzu. W końcu odezwałyśmy się do siebie. I tak zaczęła się nasza wielka siostrzana przyjaźń.
Był czas, że spędzałyśmy ze sobą całe dnie. A i tak nie mogłyśmy się sobą nacieszyć. Razem wychowywałyśmy nasze pierwsze dzieci. Kiedy nasi mężowie ciężko pracowali na rachunki, my równie ciężko inwestowałyśmy w rozwój emocjonalny i intelektualny naszych dzieci.
To był bajkowy czas. Miałam bratnią duszę na wyciągnięcie ręki. Sama w nieznanej Warszawie (jestem z Poznania), z małym dzieckiem, bez babci na wyciągnięcie ręki, bez prawa jazdy, bez niani. Stawiałam pierwsze kroki w macierzyństwie. Razem z Babette jechałyśmy na tym samym wózku.
Staśka wychowywałam intuicyjnie, trochę posiłkowałam się internetem. To były początki, miałam ukochane forum, na którym mogłam znaleźć odpowiedź na każde pytanie. Wskazówki przychodziły często w kilka minut. Czytałam, a potem intuicyjne wybierałam drogę, bo jak zawsze w życiu były co najmniej dwa skrajne rozwiązania.
Szczepienia: tak czy nie?
Migdały: wycinać, nie wycinać?
Usypianie dzieci: w towarzystwie rodziców, czy pozostawione samodzielnie z dramatycznym wrzaskiem?
Infekcja: antybiotyk, czy czekanie z 40-to stopniową gorączką? Jak długo?
Spacer w deszczu: hartowanie czy brak wyobraźni?
Karmienie piersią: do 6-ciu miesięcy czy przez 3 lata?
Kąpiel codzienna: tak czy nie?
Pytań nie ubywało. Odpowiedzi z każdym dniem przybywało. Były dni, że nie miałam siły myśleć, czy zrobiłam dobrze czy źle. Razem z Babette rozkładałyśmy problemy na czynniki pierwsze, a potem każda robiła to co podpowiadała jej intuicja. Razem z Babette dzielnie poznawałyśmy uroki i trudy macierzyństwa. Nasi chłopcy "bawili się ze sobą" na kocu (czyli najczęściej leżeli z grzechotkami obok siebie), a my snułyśmy wspólne marzenia.
Razem zaplanowałyśmy nasze drugie dzieci, tak dobrze szło nam wychowanie pierwszych. Babette zatrzymała się na dwójce, a ja pazerna na życie zaszalałam podwójnie. I tak uziemiłam się na kilkanaście lat z małą przerwą między jedną dwójką a drugą. Nigdy nie żałowałam poczwórnego macierzyństwa. Moja teściowa śmieje się, że chwalę się tym osiągnięciem na lewo i prawo (zamiast siedzieć cicho!) :-)
Ale był czas, że nie istniałam dla nikogo, oprócz moich dzieci i Maćka. Potrafiłam nie oddzwonić przez wiele dni, tygodni, miesięcy. Nie miałam jak.
Dzisiaj mój najmłodszy (Maciuś) skończył 6 lat!
Obiecałam sobie, że teraz nadszedł mój czas.
Robię to dla nich i dla siebie. Czas odciąć pępowinę, pozwolić im dorosnąć, czas na więcej obowiązków.
Przed nami nauka sprzątania, gotowania, prasowania i czyszczenia łazienek. Lekcja odpowiedzialności za zobowiązania, nauka samodzielnego wracania ze szkoły i wspierania się nawzajem.
Chłopcy są do tego świetnie przygotowani. Czas na dokończenie zadania. Jestem dumna z nich. Jestem dumna z siebie, że przez te 13 lat przeżyliśmy tyle niezwykłych chwil. Jesteśmy jedną wielką drużyną - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! :-)
p.s. Dzisiaj widziałam się z Babette. Niektóre uczucia są nieśmiertelne! :-)
To był bajkowy czas. Miałam bratnią duszę na wyciągnięcie ręki. Sama w nieznanej Warszawie (jestem z Poznania), z małym dzieckiem, bez babci na wyciągnięcie ręki, bez prawa jazdy, bez niani. Stawiałam pierwsze kroki w macierzyństwie. Razem z Babette jechałyśmy na tym samym wózku.
Staśka wychowywałam intuicyjnie, trochę posiłkowałam się internetem. To były początki, miałam ukochane forum, na którym mogłam znaleźć odpowiedź na każde pytanie. Wskazówki przychodziły często w kilka minut. Czytałam, a potem intuicyjne wybierałam drogę, bo jak zawsze w życiu były co najmniej dwa skrajne rozwiązania.
Szczepienia: tak czy nie?
Migdały: wycinać, nie wycinać?
Usypianie dzieci: w towarzystwie rodziców, czy pozostawione samodzielnie z dramatycznym wrzaskiem?
Infekcja: antybiotyk, czy czekanie z 40-to stopniową gorączką? Jak długo?
Spacer w deszczu: hartowanie czy brak wyobraźni?
Karmienie piersią: do 6-ciu miesięcy czy przez 3 lata?
Kąpiel codzienna: tak czy nie?
Pytań nie ubywało. Odpowiedzi z każdym dniem przybywało. Były dni, że nie miałam siły myśleć, czy zrobiłam dobrze czy źle. Razem z Babette rozkładałyśmy problemy na czynniki pierwsze, a potem każda robiła to co podpowiadała jej intuicja. Razem z Babette dzielnie poznawałyśmy uroki i trudy macierzyństwa. Nasi chłopcy "bawili się ze sobą" na kocu (czyli najczęściej leżeli z grzechotkami obok siebie), a my snułyśmy wspólne marzenia.
Razem zaplanowałyśmy nasze drugie dzieci, tak dobrze szło nam wychowanie pierwszych. Babette zatrzymała się na dwójce, a ja pazerna na życie zaszalałam podwójnie. I tak uziemiłam się na kilkanaście lat z małą przerwą między jedną dwójką a drugą. Nigdy nie żałowałam poczwórnego macierzyństwa. Moja teściowa śmieje się, że chwalę się tym osiągnięciem na lewo i prawo (zamiast siedzieć cicho!) :-)
Ale był czas, że nie istniałam dla nikogo, oprócz moich dzieci i Maćka. Potrafiłam nie oddzwonić przez wiele dni, tygodni, miesięcy. Nie miałam jak.
Dzisiaj mój najmłodszy (Maciuś) skończył 6 lat!
Obiecałam sobie, że teraz nadszedł mój czas.
Robię to dla nich i dla siebie. Czas odciąć pępowinę, pozwolić im dorosnąć, czas na więcej obowiązków.
Przed nami nauka sprzątania, gotowania, prasowania i czyszczenia łazienek. Lekcja odpowiedzialności za zobowiązania, nauka samodzielnego wracania ze szkoły i wspierania się nawzajem.
Chłopcy są do tego świetnie przygotowani. Czas na dokończenie zadania. Jestem dumna z nich. Jestem dumna z siebie, że przez te 13 lat przeżyliśmy tyle niezwykłych chwil. Jesteśmy jedną wielką drużyną - jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! :-)
p.s. Dzisiaj widziałam się z Babette. Niektóre uczucia są nieśmiertelne! :-)