- Jak tam wybory?- zapytałam ostatnio kilku polityków PO. – Wybory? Przecież dopiero za rok – zaskoczony odparł jeden z nich.
Ta krótka rozmowa dobrze oddaje nastroje w Platformie przed starciem o przywództwo w partii między Donaldem Tuskiem i Jarosławem Gowinem.
Do tysięcy działaczy pomału przychodzą koperty z kodami, pozwalające im oddać głos. Pewnie wielu zagłosuje, jeszcze zanim rozstrzygnie się najgorętszy jak na razie spór o to, czy Tusk zechce debatować z Gowinem.
Krakowski konserwatysta jeszcze usiłuje podgrzać atmosferę kolejnym listem do premiera, ale na razie jakoś nie udaje mu się poruszyć działaczy. Nie ma mobilizacji, kampanijnych emocji. Nic z tego, czym wszyscy w Platformie żyli w czasie prawyborów w 2010 r. Wtedy między Bronisławem Komorowskim a Radosławem Sikorskim toczyła się prawdziwa wewnętrzna rywalizacja o to, kto będzie kandydatem na prezydenta. Debata była wielkim show, prowadzonym przez Sławomira Nowaka i Joannę Muchę. Podobnie jak ogłoszenie wyników, kiedy Nowak w wirtualnym studio prezentował wyborcze słupki…
Teraz nie ma o tym mowy. To oczywiście celowa strategia Tuska – im mniej dyskusji o Platformie i jej problemach, tym lepiej dla niego samego. Czy Gowin może więc jeszcze czymś zaskoczyć? Na pewno nie zdartą płytą pod tytułem: „koniec polityki ciepłej wody w kranie”. Z drugiej strony, rozmaite sondaże mu dotąd sprzyjały – czy to w sprawie debaty, czy jego rywalizacji z Tuskiem (z sondażu przeprowadzonego kilka tygodni temu dla „Faktów” TVN wynikało nawet, że ogół respondentów wolałby Gowina od Tuska jako szefa Platformy).
Za kilka dni posłowie zjadą się na ostatnie posiedzenie Sejmu przed wakacjami. Może ono być dla Gowina już ostatnią okazją do rozbudzenia emocji. Potem politycy pojadą pod gruszę. Tak czy inaczej, za miesiąc będzie już po wszystkim. Partyjna komisja wyborcza będzie mogła oficjalnie ogłosić, że Donald Tusk znowu został Donaldem Tuskiem.
Do tysięcy działaczy pomału przychodzą koperty z kodami, pozwalające im oddać głos. Pewnie wielu zagłosuje, jeszcze zanim rozstrzygnie się najgorętszy jak na razie spór o to, czy Tusk zechce debatować z Gowinem.
Krakowski konserwatysta jeszcze usiłuje podgrzać atmosferę kolejnym listem do premiera, ale na razie jakoś nie udaje mu się poruszyć działaczy. Nie ma mobilizacji, kampanijnych emocji. Nic z tego, czym wszyscy w Platformie żyli w czasie prawyborów w 2010 r. Wtedy między Bronisławem Komorowskim a Radosławem Sikorskim toczyła się prawdziwa wewnętrzna rywalizacja o to, kto będzie kandydatem na prezydenta. Debata była wielkim show, prowadzonym przez Sławomira Nowaka i Joannę Muchę. Podobnie jak ogłoszenie wyników, kiedy Nowak w wirtualnym studio prezentował wyborcze słupki…
Teraz nie ma o tym mowy. To oczywiście celowa strategia Tuska – im mniej dyskusji o Platformie i jej problemach, tym lepiej dla niego samego. Czy Gowin może więc jeszcze czymś zaskoczyć? Na pewno nie zdartą płytą pod tytułem: „koniec polityki ciepłej wody w kranie”. Z drugiej strony, rozmaite sondaże mu dotąd sprzyjały – czy to w sprawie debaty, czy jego rywalizacji z Tuskiem (z sondażu przeprowadzonego kilka tygodni temu dla „Faktów” TVN wynikało nawet, że ogół respondentów wolałby Gowina od Tuska jako szefa Platformy).
Za kilka dni posłowie zjadą się na ostatnie posiedzenie Sejmu przed wakacjami. Może ono być dla Gowina już ostatnią okazją do rozbudzenia emocji. Potem politycy pojadą pod gruszę. Tak czy inaczej, za miesiąc będzie już po wszystkim. Partyjna komisja wyborcza będzie mogła oficjalnie ogłosić, że Donald Tusk znowu został Donaldem Tuskiem.