Koniec z nadgorliwie, nieopatrznie ogłoszoną w 2007 r. polityką ekspedycyjną, łatwego wysyłania polskich żołnierzy na antypody świata – mówił Bronisław Komorowski na głównych obchodach Święta Wojska Polskiego. Prezydent wspomniał także o 41 polskich żołnierzach, którzy stracili życie w operacji afgańskiej. Następnego dnia premier Donald Tusk obwieścił: "Rozpoczynamy akcję »Powrót do domu«”. Słusznie. Szkoda, że tak późno.
W sprawie Iraku i Afganistanu podejmowaliśmy pospieszne i niesamodzielne decyzje. Często bez głowy i rozwagi. Nie mówię: trzeba było chować się w drugim szeregu, udawać, że nas nie ma, nie wypełniać sojuszniczych zobowiązań. Chodzi o coś innego. Poważne rzeczy trzeba robić z głową, a misje w rejony konfliktów zbrojnych są rzeczami najpoważniejszymi. Pamiętam pospieszną decyzję o pójściu z Amerykanami do Iraku.
Pamiętam żołnierzy z pierwszych zmian, którzy jechali tam bez niezbędnego sprzętu, mundurów i samochodów. Pokazałem to w 2005 r. w programie "Konfrontacja” (TVP 2). To był bardziej cygański tabor niż misja ekspedycyjna. Zrobiliśmy tak, bo takie było życzenie Waszyngtonu. Mamiono nas przyszłymi korzyściami ekonomicznymi, kontraktami, które miała przynieść tamta ekspedycja. Nic takiego się nie stało.
Sama decyzja o wejściu do Iraku dzisiaj jest podważana. Szef dyplomacji USA Colin Powell straszył bronią masowego rażenia, którą to miałby dysponować rząd Saddama Husajna. Powoływał się na informacje wywiadowcze. Wkrótce miało się okazać, że w Iraku takiej broni nie znaleziono. Po wojnie w Iraku nadal jest niespokojnie.
Potem był Afganistan. Jeszcze dalej, jeszcze niebezpieczniej. Dla uspokojenia nie nazwano tej misji wojenną. To miała być tylko "misja o charakterze stabilizacyjnym i doradczo-szkoleniowym dla utrzymania bezpieczeństwa i stabilizacji w regionie”. 16 marca 2002 r. skierowano do Afganistanu pierwszą grupę polskich żołnierzy. I wszyscy uwierzyli, że będzie spokojniej niż w Iraku, gdzie w operacji "Iracka wolność” poległo 22 naszych obywateli. Po pięciu latach obecności polskich wojsk w Afganistanie 14 sierpnia 2007 r. w pobliżu Gardez zginął porucznik Łukasz Kurowski. Młody chłopak, miał 29 lat. Od tej pory trumny z naszymi żołnierzami regularnie wracały z Afganistanu. Ostatnia trzy miesiące temu. Leżał w niej starszy chorąży Jan Kiepura. Zginął 10 czerwca 2013 r. w prowincji Ghazni. Wszedł na minę pułapkę. Według listy poległych na misji w Afganistanie straciło życie już 41. osób.
Z czasem zaczęliśmy sobie uświadamiać, że ta misja nie jest "krzewieniem demokracji”. Ogromne pieniądze wydawane na walkę z talibami nie tylko uczyniły z Afganistanu najbardziej skorumpowany kraj świata, ale też nakręcają wojnę. Coraz częściej zadawaliśmy sobie pytania: Po co tam siedzimy? Dlaczego mają tam ginąć nasi ludzie? Jesteśmy w Afganistanie już 11 lat i z nawiązką wypełniliśmy swoje sojusznicze zobowiązania na drugim końcu świata. Wojsko nabrało doświadczenia, przez misje przewinęły się tysiące ludzi – to ważna lekcja dla naszej armii. Mimo próśb Amerykanów, byśmy zostali, czas powiedzieć pas. Polska – średniej wielkości państwo z kłopotami gospodarczymi – nie ma żadnego interesu, żeby utrzymywać tysiące żołnierzy na drugim końcu świata. Mamy modernizować armię, żeby móc się bronić przed ewentualnym zagrożeniem naszych granic. Koncentrujmy się na tym, a nie udawajmy mocarstwa ekspedycyjnego, bo nigdy nim nie będziemy.
Warto na koniec zapytać polityków, dlaczego wcześniej nie ogłosili odwrotu naszych wojsk z Afganistanu. Data zakończenia naszej misji była już wielokrotnie przesuwana. Jeszcze w 2010 r. prezydent Bronisław Komorowski zapewniał, że nastąpi to w 2012 r. Dzisiaj politycy deklarują, że Polska wycofa się z Afganistanu w 2014 r. Oznacza to, że musimy się liczyć z kolejnymi komunikatami Ministerstwa Obrony Narodowej o poległych i rannych żołnierzach.
Czy było warto wysyłać nasze wojsko do Afganistanu? Odpowiedź brzmi: nie. To była misja kiepskiego wyboru.
Pamiętam żołnierzy z pierwszych zmian, którzy jechali tam bez niezbędnego sprzętu, mundurów i samochodów. Pokazałem to w 2005 r. w programie "Konfrontacja” (TVP 2). To był bardziej cygański tabor niż misja ekspedycyjna. Zrobiliśmy tak, bo takie było życzenie Waszyngtonu. Mamiono nas przyszłymi korzyściami ekonomicznymi, kontraktami, które miała przynieść tamta ekspedycja. Nic takiego się nie stało.
Sama decyzja o wejściu do Iraku dzisiaj jest podważana. Szef dyplomacji USA Colin Powell straszył bronią masowego rażenia, którą to miałby dysponować rząd Saddama Husajna. Powoływał się na informacje wywiadowcze. Wkrótce miało się okazać, że w Iraku takiej broni nie znaleziono. Po wojnie w Iraku nadal jest niespokojnie.
Potem był Afganistan. Jeszcze dalej, jeszcze niebezpieczniej. Dla uspokojenia nie nazwano tej misji wojenną. To miała być tylko "misja o charakterze stabilizacyjnym i doradczo-szkoleniowym dla utrzymania bezpieczeństwa i stabilizacji w regionie”. 16 marca 2002 r. skierowano do Afganistanu pierwszą grupę polskich żołnierzy. I wszyscy uwierzyli, że będzie spokojniej niż w Iraku, gdzie w operacji "Iracka wolność” poległo 22 naszych obywateli. Po pięciu latach obecności polskich wojsk w Afganistanie 14 sierpnia 2007 r. w pobliżu Gardez zginął porucznik Łukasz Kurowski. Młody chłopak, miał 29 lat. Od tej pory trumny z naszymi żołnierzami regularnie wracały z Afganistanu. Ostatnia trzy miesiące temu. Leżał w niej starszy chorąży Jan Kiepura. Zginął 10 czerwca 2013 r. w prowincji Ghazni. Wszedł na minę pułapkę. Według listy poległych na misji w Afganistanie straciło życie już 41. osób.
Z czasem zaczęliśmy sobie uświadamiać, że ta misja nie jest "krzewieniem demokracji”. Ogromne pieniądze wydawane na walkę z talibami nie tylko uczyniły z Afganistanu najbardziej skorumpowany kraj świata, ale też nakręcają wojnę. Coraz częściej zadawaliśmy sobie pytania: Po co tam siedzimy? Dlaczego mają tam ginąć nasi ludzie? Jesteśmy w Afganistanie już 11 lat i z nawiązką wypełniliśmy swoje sojusznicze zobowiązania na drugim końcu świata. Wojsko nabrało doświadczenia, przez misje przewinęły się tysiące ludzi – to ważna lekcja dla naszej armii. Mimo próśb Amerykanów, byśmy zostali, czas powiedzieć pas. Polska – średniej wielkości państwo z kłopotami gospodarczymi – nie ma żadnego interesu, żeby utrzymywać tysiące żołnierzy na drugim końcu świata. Mamy modernizować armię, żeby móc się bronić przed ewentualnym zagrożeniem naszych granic. Koncentrujmy się na tym, a nie udawajmy mocarstwa ekspedycyjnego, bo nigdy nim nie będziemy.
Warto na koniec zapytać polityków, dlaczego wcześniej nie ogłosili odwrotu naszych wojsk z Afganistanu. Data zakończenia naszej misji była już wielokrotnie przesuwana. Jeszcze w 2010 r. prezydent Bronisław Komorowski zapewniał, że nastąpi to w 2012 r. Dzisiaj politycy deklarują, że Polska wycofa się z Afganistanu w 2014 r. Oznacza to, że musimy się liczyć z kolejnymi komunikatami Ministerstwa Obrony Narodowej o poległych i rannych żołnierzach.
Czy było warto wysyłać nasze wojsko do Afganistanu? Odpowiedź brzmi: nie. To była misja kiepskiego wyboru.