Premier Abe odwiedził Yasukuni. Chiny są oburzone. Europejskie media to oburzenie opisują. Że Abe złożył hołd japońskim zbrodniarzom wojennym.
Ale czy tak rzeczywiście było? Że Shinzo Abe składał hołd japońskiej zbrodni ?
Tam w Tokio, w Yasukuni.
To świątynia i miejsce pamięci tych, którzy polegli w wojnach. Za cesarza. Niegdyś poległych samurajów w czasach Edo, potem w wojnach epoki Meiji i tych później.
Żołnierze i armii cesarskiej ginęli w wielu wojnach. Za cesarza. To było dla nich święte. Bo w czasach wojen giną żołnierze. To truizm.
Doki no sakura. To z kolei największa świętość.
Ktoś, kto zna odrobinę Japonię, jej historię i jej tradycję, w tej szczególnej materii wojny, wie co to znaczy.
Doki no sakura.
Chińczycy i Koreańczycy mówią teraz, że Japonia najechała zbrodniczo Chiny i Koreę właśnie .
Na kogo i na co najechali Japończycy ? Pytanie jest retoryczne, ale historia tamta jest bardzo pogmatwana, jedne szczegóły przykrywają drugie. Mało kto pamięta przyczyny.
W roku 1876 Japończycy, przy pomocy kanonierek, zmusili Koreę do przyjęcia traktatu handlowego i otwarcia jej portów dla Japonii właśnie. Koreańczycy uważają tamten akt za barbarzyński. Zapoczątkował on nie tylko obecność japońskich kupców na półwyspie, ale przede wszystkim długą okupację militarną.
Dziś wytyka się Japonii tamten, kanonierkowy najazd, przy okazji takich wizyt, jak tej w Yasukuni właśnie.
A czy rajd komandora Matthew Perry’ego do Shimody nie był tym samym ?
Czy dziś wytyka się Stanom Zjednoczonym tamten duch imperialny, który spowodował, pod groźbą wojny uległość Japonii ? Historia ma różne oblicza. Zwłaszcza w jej interpretacji…
Czy Chiny zostały upokorzone tylko przez Japonię ? Czy może po powstaniu Bokserów zrobiły to armie rosyjskie, brytyjskie, francuskie i rzecz jasna japońskie. Czy atak na Mandżurię spowodował imperializm japoński ? Czy może podstępność i zachłanność Rosji ?
Aha, i ta klęska pod Cuszimą.
Po sierpniu 1945 całe zło, które wydarzyło się w tamtym rejonie, sprawili Japończycy. Na to wygląda, że byli tylko zbrodniarzami. Tak powiadają dziś Chińczycy i Koreańczycy. I Amerykanie i cała reszta.
I jeszcze Nankin…
Nankin to temat odrębny i zbyt delikatny na felieton czy bloga. Chińczycy utrzymują, że japońskie wojska wymordowały ponad 200 tysięcy cywili. Historycy japońscy mówią, że wiele drastycznych, opublikowanych zdjęć zostało sfabrykowanych później, a w rzeczywistości w mieście zginęło niewiele ponad 40 tysięcy ludzi.
Ale zbrodnia była.
Czy wojna uzasadnia zabijanie ludności cywilnej ? Niektórzy historycy twierdzą, że mord w Nankinie miał złamać chińską wolę oporu ? Jak wiemy nie złamał.
Pozostało jedynie oskarżenie. I pamięć o armii cesarskiej, która wymordowała kobiety i dzieci.
Hiroszima. Miała złamać opór japońskiej armii. Hiroszima, miasto bez wojsk. Obok znajduje się miasto Kure, wtedy baza marynarki, stocznia dla pancerników i fabryka broni. Ale bomba spadła na Hiroszimę aby zabić ludność cywilną. I wystraszyć armię. By się poddała. By nasi chłopcy nie ginęli, tak mawiali generałowie amerykańscy.
Nagasaki. Miasto bez armii, za to pełne jeńców, rannych i szpitali. W tym misyjnych. I uciekinierów z Hiroszimy. Bomba spadła tam dlatego, że do samolotu lecącego nad Kokurę, ktoś strzelał. Mieli bowiem w Kokurze, obronę przeciwlotniczą a w dodatku na niebie pojawiły się gęste chmury. Samolot skręcił więc, aby nic go nie trafiło nad Kokurą i pofrunął nad bezbronne Nagasaki.
Czy to nie był mord na cywilach? Czy nie zabito kobiet i dzieci ?
Pytanie powyżej zadane, czy można strzelać do zwykłych ludzi w czasie wojny, jest bezzasadne.
Skoro byli zbrodniarze w Nankinie, to byli też nad Hiroszimą.
Ale zwycięska wojna to suma dokonywanych wyborów na skróty. Tak uczy historia. Cel uświęca środki. To też truizm.
Yasukuni to nie cmentarz. Tam nie ma grobów bohaterskich żołnierzy, ani zbrodniarzy. Żadnych grobów.
Yasukuni to tak naprawdę dwa miejsca. Jedno, to owa świątynia, gdzie składa się pokłon poległym. Wszystkim poległym. I tym spod Sekigahary z czasów Tokugawy, i tym spod Cuszimy z czasów Togo i tym z Iwo Jimy lub Okinawy.
Drugie miejsce to muzeum. Raczej muzeum pamięci poległych. Znajdują się tam zdjęcia, dokumenty, fragmenty mundurów, łuski, a także listy. Te ostatnie to bardzo poruszający fragment ekspozycji. Są tam głównie listy kamikadze, a więc żołnierzy, którzy wiedzieli, że zginą w samobójczym ataku: lotniczym lub torpedy. Bardzo młodzi ludzie pisali do matek, żon, narzeczonych, sióstr albo braci lub przyjaciół.
Pisali, że zginą, ale to honor umrzeć za Cesarza. Za Japonię. Że przecież to nic, bo zobaczą się, kiedy zakwitną jabłonie…
Doki no sakura
Yasukuni to mauzoleum, a nie apoteoza wojny, czy minionej potęgi Japonii. To prywatne muzeum. Każdy może tam przyjść i je zobaczyć. Każdy może pokłonić się tym, którzy zginęli. Bo to pamięć bardzo osobista.
Tam w Tokio, w Yasukuni.
To świątynia i miejsce pamięci tych, którzy polegli w wojnach. Za cesarza. Niegdyś poległych samurajów w czasach Edo, potem w wojnach epoki Meiji i tych później.
Żołnierze i armii cesarskiej ginęli w wielu wojnach. Za cesarza. To było dla nich święte. Bo w czasach wojen giną żołnierze. To truizm.
Doki no sakura. To z kolei największa świętość.
Ktoś, kto zna odrobinę Japonię, jej historię i jej tradycję, w tej szczególnej materii wojny, wie co to znaczy.
Doki no sakura.
Chińczycy i Koreańczycy mówią teraz, że Japonia najechała zbrodniczo Chiny i Koreę właśnie .
Na kogo i na co najechali Japończycy ? Pytanie jest retoryczne, ale historia tamta jest bardzo pogmatwana, jedne szczegóły przykrywają drugie. Mało kto pamięta przyczyny.
W roku 1876 Japończycy, przy pomocy kanonierek, zmusili Koreę do przyjęcia traktatu handlowego i otwarcia jej portów dla Japonii właśnie. Koreańczycy uważają tamten akt za barbarzyński. Zapoczątkował on nie tylko obecność japońskich kupców na półwyspie, ale przede wszystkim długą okupację militarną.
Dziś wytyka się Japonii tamten, kanonierkowy najazd, przy okazji takich wizyt, jak tej w Yasukuni właśnie.
A czy rajd komandora Matthew Perry’ego do Shimody nie był tym samym ?
Czy dziś wytyka się Stanom Zjednoczonym tamten duch imperialny, który spowodował, pod groźbą wojny uległość Japonii ? Historia ma różne oblicza. Zwłaszcza w jej interpretacji…
Czy Chiny zostały upokorzone tylko przez Japonię ? Czy może po powstaniu Bokserów zrobiły to armie rosyjskie, brytyjskie, francuskie i rzecz jasna japońskie. Czy atak na Mandżurię spowodował imperializm japoński ? Czy może podstępność i zachłanność Rosji ?
Aha, i ta klęska pod Cuszimą.
Po sierpniu 1945 całe zło, które wydarzyło się w tamtym rejonie, sprawili Japończycy. Na to wygląda, że byli tylko zbrodniarzami. Tak powiadają dziś Chińczycy i Koreańczycy. I Amerykanie i cała reszta.
I jeszcze Nankin…
Nankin to temat odrębny i zbyt delikatny na felieton czy bloga. Chińczycy utrzymują, że japońskie wojska wymordowały ponad 200 tysięcy cywili. Historycy japońscy mówią, że wiele drastycznych, opublikowanych zdjęć zostało sfabrykowanych później, a w rzeczywistości w mieście zginęło niewiele ponad 40 tysięcy ludzi.
Ale zbrodnia była.
Czy wojna uzasadnia zabijanie ludności cywilnej ? Niektórzy historycy twierdzą, że mord w Nankinie miał złamać chińską wolę oporu ? Jak wiemy nie złamał.
Pozostało jedynie oskarżenie. I pamięć o armii cesarskiej, która wymordowała kobiety i dzieci.
Hiroszima. Miała złamać opór japońskiej armii. Hiroszima, miasto bez wojsk. Obok znajduje się miasto Kure, wtedy baza marynarki, stocznia dla pancerników i fabryka broni. Ale bomba spadła na Hiroszimę aby zabić ludność cywilną. I wystraszyć armię. By się poddała. By nasi chłopcy nie ginęli, tak mawiali generałowie amerykańscy.
Nagasaki. Miasto bez armii, za to pełne jeńców, rannych i szpitali. W tym misyjnych. I uciekinierów z Hiroszimy. Bomba spadła tam dlatego, że do samolotu lecącego nad Kokurę, ktoś strzelał. Mieli bowiem w Kokurze, obronę przeciwlotniczą a w dodatku na niebie pojawiły się gęste chmury. Samolot skręcił więc, aby nic go nie trafiło nad Kokurą i pofrunął nad bezbronne Nagasaki.
Czy to nie był mord na cywilach? Czy nie zabito kobiet i dzieci ?
Pytanie powyżej zadane, czy można strzelać do zwykłych ludzi w czasie wojny, jest bezzasadne.
Skoro byli zbrodniarze w Nankinie, to byli też nad Hiroszimą.
Ale zwycięska wojna to suma dokonywanych wyborów na skróty. Tak uczy historia. Cel uświęca środki. To też truizm.
Yasukuni to nie cmentarz. Tam nie ma grobów bohaterskich żołnierzy, ani zbrodniarzy. Żadnych grobów.
Yasukuni to tak naprawdę dwa miejsca. Jedno, to owa świątynia, gdzie składa się pokłon poległym. Wszystkim poległym. I tym spod Sekigahary z czasów Tokugawy, i tym spod Cuszimy z czasów Togo i tym z Iwo Jimy lub Okinawy.
Drugie miejsce to muzeum. Raczej muzeum pamięci poległych. Znajdują się tam zdjęcia, dokumenty, fragmenty mundurów, łuski, a także listy. Te ostatnie to bardzo poruszający fragment ekspozycji. Są tam głównie listy kamikadze, a więc żołnierzy, którzy wiedzieli, że zginą w samobójczym ataku: lotniczym lub torpedy. Bardzo młodzi ludzie pisali do matek, żon, narzeczonych, sióstr albo braci lub przyjaciół.
Pisali, że zginą, ale to honor umrzeć za Cesarza. Za Japonię. Że przecież to nic, bo zobaczą się, kiedy zakwitną jabłonie…
Doki no sakura
Yasukuni to mauzoleum, a nie apoteoza wojny, czy minionej potęgi Japonii. To prywatne muzeum. Każdy może tam przyjść i je zobaczyć. Każdy może pokłonić się tym, którzy zginęli. Bo to pamięć bardzo osobista.