Za co giną dziś Ukraińcy? Po pierwsze: nie tylko Ukraińcy. Pierwsze dwie ofiary euromajdanu to urodzony na Ukrainie syn ormiańskich rodziców oraz Białorusin, który przybył na Ukrainę w 2005 r. Po drugie: nie wyobrażajmy sobie, że zginęli za to, żeby Ukraina była w Unii.
W 1997 r. w „Wielkiej szachownicy” Zbigniew Brzeziński pisał: „Jeżeli Moskwa ponownie zdobędzie władzę nad Ukrainą […], odzyska możliwość stania się potężnym imperium spinającym Europę i Azję”.
Dzisiejszy dramat tego państwa polega na tym, że z oczywistych geopolitycznych względów Moskwa nie może go wypuścić z rąk. Ale również na tym, że ze względów jeszcze bardziej oczywistych – bo naszych, polskich – Ukrainy nie wypuści Warszawa. Naszą racją stanu jest przesunięcie granic Europy na wschód. Chcemy odstąpić Ukrainie i Białorusi równie zaszczytną, co niebezpieczną rolę zasieków tak zwanej zachodniej cywilizacji.
Z taką strategią są dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze: większość obywateli tych państw mówi w swoich domach po rosyjsku. Po drugie: większości Europejczyków – również tych, którzy mają najwięcej do powiedzenia w Brukseli – nasza wizja nie podnieca. Wręcz przeciwnie, dla nich granica Europy na Bugu jest całkiem OK. Polska trzyma więc przed Ukraińcami kij, na którym nie dynda żadna marchewka, bo Bruksela nigdy nie pozwoliła marchewki zawiesić.
Perspektywa stowarzyszenia w przypadku Ukrainy nie wiązała się z obietnicą członkostwa również dlatego, że od pomarańczowej rewolucji Ukraińcy nie dorobili się politycznej elity zdolnej starą Europę zauroczyć. Dziś najbardziej proeuropejskim liderem na Majdanie jest gość, który nieco ponad dwa lata temu na stadionie we Wrocławiu obijał twarz Tomasza Adamka. Z całą sympatią dla Kliczki, w polityce – i to ukraińskiej, o europejskiej nie wspominając – jest zupełnym żółtodziobem.
Zabity na kijowskiej ulicy Białorusin Michaił Żyżniewski należał do sporej części Majdanu, która Kliczki nie słucha. Był członkiem organizacji Ukraińskie Zgromadzenie Narodowe – Ukraińska Samoobrona Narodowa. Za co zginął? Na pewno nie za to, żeby Ukraina była w Unii. Liderzy tej formacji marzą o federacji słowiańskiej, której trzon stanowiłyby Polska, Ukraina i Białoruś. Brutalnie można powiedzieć, że to marzenie ściętej głowy. Ale polski sen o wypchnięciu granic Europy setki kilometrów za Bug jest dziś niewiele bardziej realny
Dzisiejszy dramat tego państwa polega na tym, że z oczywistych geopolitycznych względów Moskwa nie może go wypuścić z rąk. Ale również na tym, że ze względów jeszcze bardziej oczywistych – bo naszych, polskich – Ukrainy nie wypuści Warszawa. Naszą racją stanu jest przesunięcie granic Europy na wschód. Chcemy odstąpić Ukrainie i Białorusi równie zaszczytną, co niebezpieczną rolę zasieków tak zwanej zachodniej cywilizacji.
Z taką strategią są dwa zasadnicze problemy. Po pierwsze: większość obywateli tych państw mówi w swoich domach po rosyjsku. Po drugie: większości Europejczyków – również tych, którzy mają najwięcej do powiedzenia w Brukseli – nasza wizja nie podnieca. Wręcz przeciwnie, dla nich granica Europy na Bugu jest całkiem OK. Polska trzyma więc przed Ukraińcami kij, na którym nie dynda żadna marchewka, bo Bruksela nigdy nie pozwoliła marchewki zawiesić.
Perspektywa stowarzyszenia w przypadku Ukrainy nie wiązała się z obietnicą członkostwa również dlatego, że od pomarańczowej rewolucji Ukraińcy nie dorobili się politycznej elity zdolnej starą Europę zauroczyć. Dziś najbardziej proeuropejskim liderem na Majdanie jest gość, który nieco ponad dwa lata temu na stadionie we Wrocławiu obijał twarz Tomasza Adamka. Z całą sympatią dla Kliczki, w polityce – i to ukraińskiej, o europejskiej nie wspominając – jest zupełnym żółtodziobem.
Zabity na kijowskiej ulicy Białorusin Michaił Żyżniewski należał do sporej części Majdanu, która Kliczki nie słucha. Był członkiem organizacji Ukraińskie Zgromadzenie Narodowe – Ukraińska Samoobrona Narodowa. Za co zginął? Na pewno nie za to, żeby Ukraina była w Unii. Liderzy tej formacji marzą o federacji słowiańskiej, której trzon stanowiłyby Polska, Ukraina i Białoruś. Brutalnie można powiedzieć, że to marzenie ściętej głowy. Ale polski sen o wypchnięciu granic Europy setki kilometrów za Bug jest dziś niewiele bardziej realny