Już tylko 3 dni. Jeszcze tylko dzisiaj, jutro, czwartek. Tylko tyle zostało do rozpoczęcia Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Napięcie rośnie, emocje sięgają zenitu, cały świat nerwowo przebiera nogami. Czujecie Państwo? Nie? To zupełnie tak jak ja.
Zresztą nie tylko ja. W zgodnej opinii zimowe Igrzyska zostają daleko w tyle za futbolowymi mistrzostwami świata i Europy i Igrzyskami Letnimi. Szczerze mówiąc, moim zdaniem w tym rankingu jest jeszcze kilka imprez przed Olimpiadą w śniegu. Gdyby nie szansę na medal Kamila Stocha i Justyny Kowalczyk, właściwie Olimpiadą nikt by się nie interesował. W światowych serwisach, jeśli się o niej pisze, to zwykle w kontekście zagrożeń terrorystycznych. Bo skakanie albo bieganie na nartach mało kogo interesuje. Żeby była jasność: podziwiam naszych skoczków, a Justynę Kowalczyk w szczególności. To wielcy sportowcy, tylko, że w dyscyplinach, które specjalnie świata, poza kilkoma krajami, nie interesują. Podobnie jak na przykład curlingowcy.
Mam kolegę, który ma różne dziwne życiowe pomysły. Kiedyś wymyślił sobie, że bardzo chciałbym pojechać na Olimpiadę. Sportem zajmuje się jedynie hobbystycznie, więc wpadł na pomysł, że założy polską reprezentacje curlingu i dzięki temu pojedzie na olimpiadę. Nie, nigdy wcześniej nie miał z tą dyscypliną nic wspólnego. Nawet nie znał zasad. Raz zobaczył jakieś zawody na Eurosporcie.
Do pomysłu zabierał się ponad 2 lata i w końcu ktoś go uprzedził. Gdyby zebrał się wcześniej jest spora szansa, że udałoby mu się reprezentować kraj na Igrzyskach. Nie piszę tego po to by dyskredytować naszych Olimpijczyków. Chciałem jedynie pokazać, że to po prostu nie jest wielka impreza którą żyje cały świat. Dlatego pomysł żeby organizować ją w Polsce jest skrajnie głupi.
Kraków, jak wiadomo staję się coraz mocniejszym kandydatem żeby wygrać te zawody głupoty w postaci konkursu na organizację Zimowych Igrzysk w 2022 roku. Sztokholm już się wycofał, stwierdzając, całkiem zresztą słusznie, że go na taką imprezę nie stać. A poza tym, że nie stać, to przygotowania do niej są zupełnie bez sensu. Bo po co dużej europejskiej metropolii tor do bobslejów za kilkadziesiąt milionów euro? Szwedzi odpowiedzi nie znaleźli. W Krakowie najwidoczniej istnieje jakiś tajny ukryty plan narodowej aktywizacji miłośników tego sportu. Już za kilka lat nikt nie będzie jeździł na nartach, snowboardzie ani nawet na głupim jabłuszku. Jak Polska długa i szeroka, rodziny z dziećmi będę marzyły o tym żeby spędzić chociaż tydzień ferii na bobsleju. Co tam Polska! Cały świat będzie do nas przyjeżdżał na bobsleje. Pamiętacie słynny film Reagge na Lodzie o dziwnych Jamajczykach zakochanych w bobslejach? Pewnie w Krakowie nakręcą sequell.
Oprócz Krakowa w wyścigu o Igrzyska zostały tylko: Oslo, Pekin, Ałmaty i Lwów. Oprócz stolicy Norwegii, są to więc miasta z państw na dorobku. Państw o których trudno napisać że panuje w nich czysta i prawdziwa demokracja. Państw, które za pomocą Igrzysk chcą zdobyć prestiż, uwagę świata, a w niektórych wypadkach, pewnie uprać sporo publicznej kasy. Wydawać by się mogło że Polska raczej nie jest w tym gronie.
Ale widać, że wciąż mamy kompleksy. Władze znakomicie zdają sobie z tego sprawę. Skoro nie mogą dać ludowi chleba, chcą dać Igrzyska. Nikt, nawet z najbardziej agresywnych przedstawicieli opozycji, nie pyta na co mamy wydać tyle pieniędzy i czy naprawdę w Polsce nie ma potrzeb ważniejszych od zimowych Igrzysk. Co poza torem bobslejowym i skocznią po nich w Polsce zostanie? Drogi? Pewnie tak. Tylko dlaczego u nas trzeba zorganizować imprezę za kilkanaście miliardów dolarów (ta w Soczi kosztowała podobno 50 mld dolarów) żeby zbudować drogę? Tak bez imprezy się nie da? Turyści? Naprawdę ktoś myśli, że do Krakowa przyjadą miliony kibiców chcące oglądać jamajskich bobsleistów, a potem spodoba im się tak że wrócą z kolejnymi milionami przyjaciół i członków rodziny? I dlaczego, nawet jeśli ktoś te pytania zada, to dopiero teraz? Kiedy pomysł krakowskich igrzysk już pochłonął przynajmniej kilkadziesiąt milionów złotych, które wydano na projekty, kosztorysy, zgłoszenia i telewizyjne kampanię. Milionów moich i Państwa, których notorycznie podobno w budżecie brakuje.
Ciekawe czy w Oslo też zadają sobie takie pytania. Oni chyba nie muszą się martwić. Ostatnio ogłoszono przecież, że majątek Państwowego Funduszu Emerytalnego Norwegii przekroczył granicę 5,1 bln koron. Dzięki temu na każdego Norwega przypada ponad milion koron z funduszu.
Żeby na naszym Funduszu Emerytalnym były jakieś pieniądze, trzeba było je zabrać (ukraść) z OFE. Przy okazji gdzieś zgubiło się 19 miliardów złotych. Rzecznik rządu przekonuje, że " To są na pewno jakieś kwoty, które wynikają z różnych takich działań". Może olimpijskich?
Mam kolegę, który ma różne dziwne życiowe pomysły. Kiedyś wymyślił sobie, że bardzo chciałbym pojechać na Olimpiadę. Sportem zajmuje się jedynie hobbystycznie, więc wpadł na pomysł, że założy polską reprezentacje curlingu i dzięki temu pojedzie na olimpiadę. Nie, nigdy wcześniej nie miał z tą dyscypliną nic wspólnego. Nawet nie znał zasad. Raz zobaczył jakieś zawody na Eurosporcie.
Do pomysłu zabierał się ponad 2 lata i w końcu ktoś go uprzedził. Gdyby zebrał się wcześniej jest spora szansa, że udałoby mu się reprezentować kraj na Igrzyskach. Nie piszę tego po to by dyskredytować naszych Olimpijczyków. Chciałem jedynie pokazać, że to po prostu nie jest wielka impreza którą żyje cały świat. Dlatego pomysł żeby organizować ją w Polsce jest skrajnie głupi.
Kraków, jak wiadomo staję się coraz mocniejszym kandydatem żeby wygrać te zawody głupoty w postaci konkursu na organizację Zimowych Igrzysk w 2022 roku. Sztokholm już się wycofał, stwierdzając, całkiem zresztą słusznie, że go na taką imprezę nie stać. A poza tym, że nie stać, to przygotowania do niej są zupełnie bez sensu. Bo po co dużej europejskiej metropolii tor do bobslejów za kilkadziesiąt milionów euro? Szwedzi odpowiedzi nie znaleźli. W Krakowie najwidoczniej istnieje jakiś tajny ukryty plan narodowej aktywizacji miłośników tego sportu. Już za kilka lat nikt nie będzie jeździł na nartach, snowboardzie ani nawet na głupim jabłuszku. Jak Polska długa i szeroka, rodziny z dziećmi będę marzyły o tym żeby spędzić chociaż tydzień ferii na bobsleju. Co tam Polska! Cały świat będzie do nas przyjeżdżał na bobsleje. Pamiętacie słynny film Reagge na Lodzie o dziwnych Jamajczykach zakochanych w bobslejach? Pewnie w Krakowie nakręcą sequell.
Oprócz Krakowa w wyścigu o Igrzyska zostały tylko: Oslo, Pekin, Ałmaty i Lwów. Oprócz stolicy Norwegii, są to więc miasta z państw na dorobku. Państw o których trudno napisać że panuje w nich czysta i prawdziwa demokracja. Państw, które za pomocą Igrzysk chcą zdobyć prestiż, uwagę świata, a w niektórych wypadkach, pewnie uprać sporo publicznej kasy. Wydawać by się mogło że Polska raczej nie jest w tym gronie.
Ale widać, że wciąż mamy kompleksy. Władze znakomicie zdają sobie z tego sprawę. Skoro nie mogą dać ludowi chleba, chcą dać Igrzyska. Nikt, nawet z najbardziej agresywnych przedstawicieli opozycji, nie pyta na co mamy wydać tyle pieniędzy i czy naprawdę w Polsce nie ma potrzeb ważniejszych od zimowych Igrzysk. Co poza torem bobslejowym i skocznią po nich w Polsce zostanie? Drogi? Pewnie tak. Tylko dlaczego u nas trzeba zorganizować imprezę za kilkanaście miliardów dolarów (ta w Soczi kosztowała podobno 50 mld dolarów) żeby zbudować drogę? Tak bez imprezy się nie da? Turyści? Naprawdę ktoś myśli, że do Krakowa przyjadą miliony kibiców chcące oglądać jamajskich bobsleistów, a potem spodoba im się tak że wrócą z kolejnymi milionami przyjaciół i członków rodziny? I dlaczego, nawet jeśli ktoś te pytania zada, to dopiero teraz? Kiedy pomysł krakowskich igrzysk już pochłonął przynajmniej kilkadziesiąt milionów złotych, które wydano na projekty, kosztorysy, zgłoszenia i telewizyjne kampanię. Milionów moich i Państwa, których notorycznie podobno w budżecie brakuje.
Ciekawe czy w Oslo też zadają sobie takie pytania. Oni chyba nie muszą się martwić. Ostatnio ogłoszono przecież, że majątek Państwowego Funduszu Emerytalnego Norwegii przekroczył granicę 5,1 bln koron. Dzięki temu na każdego Norwega przypada ponad milion koron z funduszu.
Żeby na naszym Funduszu Emerytalnym były jakieś pieniądze, trzeba było je zabrać (ukraść) z OFE. Przy okazji gdzieś zgubiło się 19 miliardów złotych. Rzecznik rządu przekonuje, że " To są na pewno jakieś kwoty, które wynikają z różnych takich działań". Może olimpijskich?