Jak to ujął mój znajomy z branży teleinformatycznej, teraz już wszyscy wiedzą, dlaczego Komisja Europejska wstrzymała dofinansowanie do projektów informatycznych. Po prostu po fali ostatnich listopadowych zatrzymań w tzw. infoaferze Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju uznało na podstawie „komunikatów prokuratury i CBA” oraz „sygnałów z Komisji Europejskiej”, że możliwe jest ujawnienie kolejnych nieprawidłowości przy kolejnych projektach. I postanowiło wstrzymać cały program, tzw. 7 oś priorytetową Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka.
Tej treści wyjaśnienia otrzymała od ministerstwa Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji. Z pisma wynika jasno – ministerstwo najwyraźniej nie wie, które projekty są zagrożone, więc prewencyjnie wstrzymuje cały program unijny. A to oznacza, że ministerstwo nie jest też w stanie odpowiedzieć Komisji Europejskiej nic konkretnego. A Komisja chce wiedzieć konkretnie, które współfinansowane projekty są zagrożone. Od tej odpowiedzi zależy los całego programu – w najgorszym przypadku zostanie przez KE zlikwidowany. Cała pomoc unijna na informatyzację kraju przepadłaby wtedy na zawsze.
Cała sytuacja przypomina kwadraturę koła. Bo w jaki sposób prokuratura, czy CBA ma ujawnić informacje z tajnego śledztwa, żeby dalej ministerstwo mogło informować Komisję Europejską? A śledztwa trwa już kilka lat i końca nie widać. Rokowania są więc słabe. Wystarczy przypomnieć, że w sprawach prostszych, wręcz oczywistych, do dziś brakuje sądowych rozstrzygnięć. Dawno zakończona aktem oskarżenia sprawa nieprawidłowości przy projekcie e-posterunku dla policji do dziś nie doczekała się terminu pierwszej rozprawy, nie wiadomo co dzieje się z wyłączonym do odrębnego postępowania śledztwem w sprawie przekrętów przy projektach badawczych realizowanych we współpracy ze szkołą policji w Szczytnie. We wszystkich tych sprawach panuje stagnacja. Przypadkowa? A Komisja Europejska, która decyduje ostatecznie o udzielaniu finansowej pomocy na projekty informatyczne wiedzę o nieprawidłowościach czerpie z polskich mediów i lakonicznych oficjalnych komunikatów. Tam w Brukseli to naprawdę musi brzmieć alarmistycznie. Tym bardziej jak nowy minister administracji i cyfryzacji ogłasza w poważnej polskiej gazecie, w „Rzeczpospolitej”, że problem jest duży, a w śledztwie zeznaje świadek koronny. Otóż nie zeznaje, ani świadek koronny, ani nawet mały świadek koronny. Minister może się oczywiście pomylić, choć w takiej sprawie nie powinien. Ale Komisja Europejska nie będzie tego weryfikować. Skoro CBA mówi, że to największa afera, to dla urzędników i komisarzy z Brukseli to miarodajna informacja, wiarygodna. I na jej podstawie będą wyciągać wnioski i podejmować decyzje. Nawet jeśli obraz sytuacji okaże się inny.
I znowu zacytuję znajomego z branży, który ostatnio rozmawiał ze swoimi kolegami pracującymi w Brukseli. Kiepsko widzą nasze szanse na obronienie całego programu czyli 7 osi. A to oznacza, że minister finansów już powinien szykować rezerwę budżetową, z której sfinansuje wszystkie projekty, do których nie dołoży się Unia Europejska. Bo trudno sobie wyobrazić, by nie zostały zrealizowane. Powinien też pomyśleć, komu należy wystawić rachunek za takie nieoczekiwane wydatki. Przychodzi mi na myśl: CBA i prokuratura. I może jeszcze jacyś politycy. I policjanci.
Cała sytuacja przypomina kwadraturę koła. Bo w jaki sposób prokuratura, czy CBA ma ujawnić informacje z tajnego śledztwa, żeby dalej ministerstwo mogło informować Komisję Europejską? A śledztwa trwa już kilka lat i końca nie widać. Rokowania są więc słabe. Wystarczy przypomnieć, że w sprawach prostszych, wręcz oczywistych, do dziś brakuje sądowych rozstrzygnięć. Dawno zakończona aktem oskarżenia sprawa nieprawidłowości przy projekcie e-posterunku dla policji do dziś nie doczekała się terminu pierwszej rozprawy, nie wiadomo co dzieje się z wyłączonym do odrębnego postępowania śledztwem w sprawie przekrętów przy projektach badawczych realizowanych we współpracy ze szkołą policji w Szczytnie. We wszystkich tych sprawach panuje stagnacja. Przypadkowa? A Komisja Europejska, która decyduje ostatecznie o udzielaniu finansowej pomocy na projekty informatyczne wiedzę o nieprawidłowościach czerpie z polskich mediów i lakonicznych oficjalnych komunikatów. Tam w Brukseli to naprawdę musi brzmieć alarmistycznie. Tym bardziej jak nowy minister administracji i cyfryzacji ogłasza w poważnej polskiej gazecie, w „Rzeczpospolitej”, że problem jest duży, a w śledztwie zeznaje świadek koronny. Otóż nie zeznaje, ani świadek koronny, ani nawet mały świadek koronny. Minister może się oczywiście pomylić, choć w takiej sprawie nie powinien. Ale Komisja Europejska nie będzie tego weryfikować. Skoro CBA mówi, że to największa afera, to dla urzędników i komisarzy z Brukseli to miarodajna informacja, wiarygodna. I na jej podstawie będą wyciągać wnioski i podejmować decyzje. Nawet jeśli obraz sytuacji okaże się inny.
I znowu zacytuję znajomego z branży, który ostatnio rozmawiał ze swoimi kolegami pracującymi w Brukseli. Kiepsko widzą nasze szanse na obronienie całego programu czyli 7 osi. A to oznacza, że minister finansów już powinien szykować rezerwę budżetową, z której sfinansuje wszystkie projekty, do których nie dołoży się Unia Europejska. Bo trudno sobie wyobrazić, by nie zostały zrealizowane. Powinien też pomyśleć, komu należy wystawić rachunek za takie nieoczekiwane wydatki. Przychodzi mi na myśl: CBA i prokuratura. I może jeszcze jacyś politycy. I policjanci.