Jurku, to prawda: sąd nie podzielił moich wątpliwości i odrzucił moją apelację. To, jak zauważyłem, sprawiło ci niezwykłą radość. Ale po kolei. W lipcu 2012 opublikowałem w Newsweeku tekst poświęcony ojcu Jarosława i Lecha Kaczyńskich. Napisałem ten tekst, bo chciałem się dowiedzieć, kim jest człowiek, który ukształtował prezydenta i premiera RP, a o którym oni tak niewiele mówili.
Dotarłem do jego kolegów z czasów przedwojennych, przyjaciół wojennych, współpracowników, a także dokumentów związanych z jego działalnością zawodową. Dowiedziałem się wtedy, że był prawdziwym bohaterem Powstania Warszawskiego, który, tak jak miliony Polaków, próbował ułożyć sobie życie w PRL. Organizacja partyjna na Politechnice Warszawskiej systematycznie wystawiała mu dobrą opinię. Dzięki temu mógł już w latach 60. wyjeżdżać na zagraniczne kontrakty do Anglii, Belgii, Holandii, RFN, Włoch i Libii. Wtedy zapisał się też do ZBOWiD-u, którego szefem był osławiony Mieczysław Moczar. Władze PRL doceniły jego zaangażowanie i w latach 70. Rada Państwa przyznała Rajmundowi Kaczyńskiemu Złoty Krzyż Zasługi.
Artykuł nie spodobał się Jarosławowi Kaczyńskiemu i postanowił dać mi odpór w zaprzyjaźnionej z nim Gazecie Polskiej. Z tego, co pamiętam, mikrofon prezesowi podstawiała Twoja koleżanka z SDP Joanna Lichocka. Jarosław Kaczyński nie odniósł się do większości faktów opublikowanych w tekście. Stwierdził jedynie, że to same insynuacje. Nie próbował niczego prostować, tylko obrzucił mnie inwektywami.
Myślę, że tak naprawdę poszło o jedno zdanie, które Rajmund Kaczyński powiedział swojej koleżance z kompanii K-2 Zofii Kowalewskiej-Jastrzębskiej, a które umieściłem w moim tekście: - Boże, uchroń Polskę przed moimi synami narwańcami.
Kilka dni po wywiadzie, w którym Jarosław Kaczyński pogroził mi palcem, dostałem od Twoich kolegów z SDP maila z informacją, że nominowali mnie do antynagrody - hieny roku. Wbrew temu, co napisałeś, nagrody tej Twoi koledzy nigdy mi nie przyznali. Może dlatego, że w samym SDP budziła ona wiele kontrowersji. Honorowy przewodniczący SDP Stefan Bratkowski zaczął Was wtedy nazywać przybudówką PiS, a Andrzej Bober – partyjną jaczejką – i na znak protestu odszedł ze Stowarzyszenia.
Wielu moich kolegów namawiało mnie, żebym dał sobie z sądem spokój. Ja upierałem się, że warto iść do sądu. Nie każdy przecież wie, że kilka lat temu władzę w tej szacownej i zasłużonej dziennikarskiej organizacji przejęła grupa ludzi związana z jedną partią polityczną. I że od tamtej pory nie ma ona prawa wypowiadać się w imieniu całego środowiska dziennikarskiego. Bo jak uczciwie ma ocenić tekst o Rajmundzie Kaczyńskim człowiek, który robi Jarosławowi Kaczyńskiemu konferansjerkę w czasie jego występów i bierze pieniądze od PiS na prowadzoną przez siebie działalność? Jak mogą mnie oceniać ludzie, którzy są na liście płac PiS, a udają niezależnych dziennikarzy? A to właśnie oni nominowali mnie do tej Waszej antynagrody. Uznali, że o ojcu Kaczyńskich pisać nie wolno, choć jednocześnie w prawicowej prasie ukazywały się teksty o matkach i ojcach innych. Twoi koledzy obrzucali mnie inwektywami, ale nie potrafili wskazać choćby jednego nieprawdziwego zdania, które było w tekście o Rajmundzie Kaczyńskim.
Poszedłem do sądu, bo nie godziłem się by tacy ludzie wyznaczali standardy w dziennikarstwie.
Jurku, dlaczego nie reagowałeś, gdy Twoi koledzy mieszali z błotem rodzinę prezydenta Bronisława Komorowskiego, Danuty Wałęsy, czy lustrowali do siódmego pokolenia tych, którzy PiSowi zaleźli za skórę.
Dlaczego nie zareagowałeś, gdy Twoi koledzy oskarżali śmiertelnie chorego Andrzeja Turskiego o pijaństwo, a tuż przed pogrzebem rozpoczęli proces lustracji jego rodziców?.
Pewnie, że jest mi przykro, że sąd nie podzielił mojego zdania. Tym bardziej, że ten wyrok daje Twoim kolegom z SDP przyzwolenie na dalsze linczowanie i obrażanie ludzi, którzy im się z powodów ideologicznych nie podobają.
Artykuł nie spodobał się Jarosławowi Kaczyńskiemu i postanowił dać mi odpór w zaprzyjaźnionej z nim Gazecie Polskiej. Z tego, co pamiętam, mikrofon prezesowi podstawiała Twoja koleżanka z SDP Joanna Lichocka. Jarosław Kaczyński nie odniósł się do większości faktów opublikowanych w tekście. Stwierdził jedynie, że to same insynuacje. Nie próbował niczego prostować, tylko obrzucił mnie inwektywami.
Myślę, że tak naprawdę poszło o jedno zdanie, które Rajmund Kaczyński powiedział swojej koleżance z kompanii K-2 Zofii Kowalewskiej-Jastrzębskiej, a które umieściłem w moim tekście: - Boże, uchroń Polskę przed moimi synami narwańcami.
Kilka dni po wywiadzie, w którym Jarosław Kaczyński pogroził mi palcem, dostałem od Twoich kolegów z SDP maila z informacją, że nominowali mnie do antynagrody - hieny roku. Wbrew temu, co napisałeś, nagrody tej Twoi koledzy nigdy mi nie przyznali. Może dlatego, że w samym SDP budziła ona wiele kontrowersji. Honorowy przewodniczący SDP Stefan Bratkowski zaczął Was wtedy nazywać przybudówką PiS, a Andrzej Bober – partyjną jaczejką – i na znak protestu odszedł ze Stowarzyszenia.
Wielu moich kolegów namawiało mnie, żebym dał sobie z sądem spokój. Ja upierałem się, że warto iść do sądu. Nie każdy przecież wie, że kilka lat temu władzę w tej szacownej i zasłużonej dziennikarskiej organizacji przejęła grupa ludzi związana z jedną partią polityczną. I że od tamtej pory nie ma ona prawa wypowiadać się w imieniu całego środowiska dziennikarskiego. Bo jak uczciwie ma ocenić tekst o Rajmundzie Kaczyńskim człowiek, który robi Jarosławowi Kaczyńskiemu konferansjerkę w czasie jego występów i bierze pieniądze od PiS na prowadzoną przez siebie działalność? Jak mogą mnie oceniać ludzie, którzy są na liście płac PiS, a udają niezależnych dziennikarzy? A to właśnie oni nominowali mnie do tej Waszej antynagrody. Uznali, że o ojcu Kaczyńskich pisać nie wolno, choć jednocześnie w prawicowej prasie ukazywały się teksty o matkach i ojcach innych. Twoi koledzy obrzucali mnie inwektywami, ale nie potrafili wskazać choćby jednego nieprawdziwego zdania, które było w tekście o Rajmundzie Kaczyńskim.
Poszedłem do sądu, bo nie godziłem się by tacy ludzie wyznaczali standardy w dziennikarstwie.
Jurku, dlaczego nie reagowałeś, gdy Twoi koledzy mieszali z błotem rodzinę prezydenta Bronisława Komorowskiego, Danuty Wałęsy, czy lustrowali do siódmego pokolenia tych, którzy PiSowi zaleźli za skórę.
Dlaczego nie zareagowałeś, gdy Twoi koledzy oskarżali śmiertelnie chorego Andrzeja Turskiego o pijaństwo, a tuż przed pogrzebem rozpoczęli proces lustracji jego rodziców?.
Pewnie, że jest mi przykro, że sąd nie podzielił mojego zdania. Tym bardziej, że ten wyrok daje Twoim kolegom z SDP przyzwolenie na dalsze linczowanie i obrażanie ludzi, którzy im się z powodów ideologicznych nie podobają.