Skończyliśmy wypełnianie pitów za rok 2013. Również my, posłowie, złożyliśmy oświadczenia majątkowe. Za kilkanaście dni te oświadczenia znajdą się w internecie. I każdy będzie mógł przeliczyć na kalkulatorze zarobki posła Elsnera. Czy Polacy wyobrażają sobie, żeby podobna jawność dochodów dotyczyła wszystkich podatników? Nie! Nie wyobrażają sobie.
We wczorajszej rozmowie z dziennikarzem Superstacji postawiłem pytanie: czy dochody wszystkich podatników w Polsce powinny być jawne? Tak by kasjerka w markecie wiedziała, ile zarabia jej szef. A sąsiad zza płotu nie zachodził w głowę, skąd tamten miał pieniądze na ten drogi płot. Bo obecnie obowiązek ujawniania dochodów dotyczy jedynie osób pełniących funkcje publiczne: posłów, burmistrzów, radnych.
No i zaczęło się. Przeczytałem setki internetowych komentarzy. I nie mam złudzeń. Tak jak Anglik powie "my home is my castle" (mój dom jest moją twierdzą), tak dla zdecydowanej większości Polaków "moje dochody są moją tajemnicą". Przewodniczący Klubu Platformy Obywatelskiej, Rafał Grupiński, powiedział nawet, że kraj jawnych dochodów, byłby tworem żywcem wziętym z powieści Orwella.
Otóż pragnę poinformować przewodniczącego Grupińskiego, że taki "orwellowski" kraj istnieje. Całkiem blisko nas. I żyje się w nim niczego sobie. Norwegia. W październiku każdego roku norweski urząd skarbowy publikuje w internecie dochody i podatki zapłacone przez wszystkich Norwegów. Każdy kto zaloguje się do portalu administracji publicznej Altinn, może zajrzeć do kieszeni swojego sąsiada Ola Nordmanna. Po naszemu - Jana Kowalskiego. Oni nazywają to transparentnością. Więcej informacji o tym, jak to działa: TUTAJ
Czy jawność dochodów na w ogóle sens? Moim zdaniem, tak. Bo od tychże dochodów płacimy podatki. I suma zebranych podatków stanowi później o możliwości sprawnego funkcjonowania państwa. Budowy dróg, kształcenia dzieci, wypłaty świadczeń socjalnych, utrzymania armii. Dlatego w interesie nas wszystkich powinno być doprowadzenie do tego, by podatnicy solidarnie i uczciwie te podatki płacili. Czy myślicie, że przy jawności dochodów długo uchowa się cwaniak jeżdżący nowym porsche? Gdy z jego pita wyczytamy, że utrzymuje się z kilkusetzłotowej renty swojej mamusi.
Jawność dochodów byłaby też w interesie pracowników. Zwłaszcza tych zarabiających mniej. Bo obecnie tajne płace są narzędziem korzystnym dla pracodawców. W niektórych korporacjach za ujawnienie swoich zarobków można nawet stracić pracę. Dostaniesz podwyżkę, ale nikt nie może o tym wiedzieć. To oręż w rękach szefów.
A może inaczej? Może niech wszyscy wiedzą, że kasjerka siedząca dwanaście godzin przy kasie dostaje za miesiąc 1200 złotych. Że ochroniarz ma 5 złotych na godzinę. O ileż trudniej będzie potem szefom tych firm stanąć przed kamerami i obłudnie zapewniać, że pracownikom ich firm żyje się dostatnio.
Może niech koleżanka za biurka wie, że zarabia 30% mniej ode mnie tylko dlatego, że ja jestem facetem, a ona kobietą. Niech pacjenci sprawdzą, że lekarz który nigdy nie ma dla nich czasu, pracuje 25 godzin na dobę. A przy wypełnianiu pita ma kłopoty z przypomnieniem sobie wszystkich swoich gabinetów. Niech rodzice zostawiający w przedszkolach swoje najdroższe dzieci dowiedzą się, że opiekować się nimi będą najgorzej opłacane przedszkolanki.
Wiem, że Was nie przekonałem. Że płace mogłyby być w Polsce jawne. Tak jak w Skandynawii. Ale Polska to nie Norwegia, to zupełnie inny kraj - napisał mi ktoś w komentarzu. I z tym się muszę zgodzić. Niestety.
Postscriptum:
Moje oświadczenia majątkowe znajdziecie TUTAJ. I mogę przyrzec, że jak już przestanę być posłem, to też na swojej prywatnej stronie w internecie opublikuję swojego pita. Co mi tam :)
No i zaczęło się. Przeczytałem setki internetowych komentarzy. I nie mam złudzeń. Tak jak Anglik powie "my home is my castle" (mój dom jest moją twierdzą), tak dla zdecydowanej większości Polaków "moje dochody są moją tajemnicą". Przewodniczący Klubu Platformy Obywatelskiej, Rafał Grupiński, powiedział nawet, że kraj jawnych dochodów, byłby tworem żywcem wziętym z powieści Orwella.
Otóż pragnę poinformować przewodniczącego Grupińskiego, że taki "orwellowski" kraj istnieje. Całkiem blisko nas. I żyje się w nim niczego sobie. Norwegia. W październiku każdego roku norweski urząd skarbowy publikuje w internecie dochody i podatki zapłacone przez wszystkich Norwegów. Każdy kto zaloguje się do portalu administracji publicznej Altinn, może zajrzeć do kieszeni swojego sąsiada Ola Nordmanna. Po naszemu - Jana Kowalskiego. Oni nazywają to transparentnością. Więcej informacji o tym, jak to działa: TUTAJ
Czy jawność dochodów na w ogóle sens? Moim zdaniem, tak. Bo od tychże dochodów płacimy podatki. I suma zebranych podatków stanowi później o możliwości sprawnego funkcjonowania państwa. Budowy dróg, kształcenia dzieci, wypłaty świadczeń socjalnych, utrzymania armii. Dlatego w interesie nas wszystkich powinno być doprowadzenie do tego, by podatnicy solidarnie i uczciwie te podatki płacili. Czy myślicie, że przy jawności dochodów długo uchowa się cwaniak jeżdżący nowym porsche? Gdy z jego pita wyczytamy, że utrzymuje się z kilkusetzłotowej renty swojej mamusi.
Jawność dochodów byłaby też w interesie pracowników. Zwłaszcza tych zarabiających mniej. Bo obecnie tajne płace są narzędziem korzystnym dla pracodawców. W niektórych korporacjach za ujawnienie swoich zarobków można nawet stracić pracę. Dostaniesz podwyżkę, ale nikt nie może o tym wiedzieć. To oręż w rękach szefów.
A może inaczej? Może niech wszyscy wiedzą, że kasjerka siedząca dwanaście godzin przy kasie dostaje za miesiąc 1200 złotych. Że ochroniarz ma 5 złotych na godzinę. O ileż trudniej będzie potem szefom tych firm stanąć przed kamerami i obłudnie zapewniać, że pracownikom ich firm żyje się dostatnio.
Może niech koleżanka za biurka wie, że zarabia 30% mniej ode mnie tylko dlatego, że ja jestem facetem, a ona kobietą. Niech pacjenci sprawdzą, że lekarz który nigdy nie ma dla nich czasu, pracuje 25 godzin na dobę. A przy wypełnianiu pita ma kłopoty z przypomnieniem sobie wszystkich swoich gabinetów. Niech rodzice zostawiający w przedszkolach swoje najdroższe dzieci dowiedzą się, że opiekować się nimi będą najgorzej opłacane przedszkolanki.
Wiem, że Was nie przekonałem. Że płace mogłyby być w Polsce jawne. Tak jak w Skandynawii. Ale Polska to nie Norwegia, to zupełnie inny kraj - napisał mi ktoś w komentarzu. I z tym się muszę zgodzić. Niestety.
Postscriptum:
Moje oświadczenia majątkowe znajdziecie TUTAJ. I mogę przyrzec, że jak już przestanę być posłem, to też na swojej prywatnej stronie w internecie opublikuję swojego pita. Co mi tam :)