Watykan ogłosił, że wydalony ze stanu duchownego polski abp. Józef Wesołowski nie ma już immunitetu dyplomatycznego. Sprawa staje się trudnym testem prawdy zarówno dla polskiego państwa, jak i Kościoła. Przypomnijmy: były papieski nuncjusz na Dominikanie jest podejrzewany o pedofilię. Po ukazaniu się materiału w miejscowej telewizji dominikańska prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie. Ale Watykan natychmiast ściągnął arcybiskupa i postępowanie utknęło w miejscu.
Pod koniec czerwca papieski trybunał zadecydował o usunięciu hierarchy ze stanu kapłańskiego. Wesołowski próbuje przeciągać procedury, odwołuje się do wszystkich możliwych instancji kościelnych, ale – zdaniem rzecznika Watykanu ks. Federica Lombardiego – ostateczna decyzja w jego sprawie zapadnie bardzo szybko. Najpewniej już w październiku. Nie ma raczej szans, by była to decyzja dla byłego arcybiskupa korzystna. Co dalej? Teoretycznie sprawę będą teraz badać cywilne sądy Watykanu. Według watykańskiego prawa Wesołowskiemu grozi 12 lat więzienia i 200 tys. dolarów grzywny. Tyle że nic nie wskazuje na to, żeby kościelne sądy miały ochotę surowo osądzić polskiego arcybiskupa. W czerwcu dominikański biskup Victor Emilio Masalles Pere, który był w Rzymie pod koniec czerwca, widział byłego arcybiskupa spokojnie spacerującego po zabytkowej dzielnicy Rzymu. „Milczenie Kościoła w tej sprawie szkodzi Ludowi Bożemu” – napisał wtedy na Twitterze biskup. Z czego może wynikać opieszałość Watykanu?
Po pierwsze, tamtejszy cywilny wymiar sprawiedliwości nie jest przygotowany do badania i osądzania tak poważnych zbrodni, jak pedofilia.
Po drugie, za murami Watykanu Wesołowski ma prawdo podobnie zaskakująco wielu cichych obrońców i tylko można się domyślać, z jakich powodów. Cytowani przez amerykańskiego dziennikarza National Catholic Reporter anonimowi biskupi mówią wprost: „Niektórzy z naszych kolegów obchodzą się z nim jak z jajkiem”. Po trzecie wreszcie, wiele wskazuje na to, że Watykan chce zademonstrować światu, że teraz, po wydaleniu Wesołowskiego ze stanu duchownego, nie ma już z nim nic wspólnego. Zachodnia prasa zwraca uwagę, że w przeszłości ofiary molestowania pozywały Watykan, żądając wysokich odszkodowań. Stolica Apostolska tłumaczyła się wówczas, że skoro zdemoralizowani duchowni nie są jej pracownikami, żadnych pieniędzy ofiarom nie będzie wypłacała.
Sprawa Wesołowskiego to twardy orzech do zgryzienia dla państwa polskiego. Kilka dni temu rozmawiałem o tej sprawie z Przemysławem Nowakiem z warszawskiej prokuratury, która teoretycznie prowadzi śledztwo w sprawie byłego nuncjusza. Teoretycznie – bo prokurator Nowak przyznał, że w praktyce polscy śledczy nie mają na Wesołowskiego żadnych dowodów. Co więcej, nie bardzo wiedzą, jak je zdobyć. Dominikana odmówiła bowiem przesłania nam dokumentów, bo powiedziała, że ich nie ma. Wszystkie przesłała bowiem Watykanowi. Watykan z kolei odmówił przekazania stronie polskiej materiałów śledztwa lub choćby ich kopii. Stwierdził bowiem, że Dominikana, przekazując akta, zastrzegła, że są one ściśle tajne. Dodano, że to zastrzeżenie ma charakter nieodwołalny. Zdaniem prokuratora Nowaka odebranie Wesołowskiemu immunitetu dyplomatycznego niewiele w sprawie zmienia. Wszak były arcybiskup ciągle jest prawdopodobnie obywatelem Watykanu, a Watykan nie zezwala na ekstradycję swoich obywateli. W całej sprawie zaskakuje jeszcze wypowiedź polskiego ambasadora przy Stolicy Apostolskiej. Jak donoszą amerykańskie media, Piotr Nowina-Konopka zapowiedział w ubiegłym tygodniu, że w nowej sytuacji Polska „rozważy kolejne żądanie ekstradycji Józefa Wesołowskiego, tak aby mógł on się stawić na procesie w Polsce”. Problem w tym, że w rzeczywistości Polska nigdy nie występowała o ekstradycję byłego hierarchy. Nie może też zresztą wystąpić i teraz, bo nie zgromadziła praktycznie żadnych dowodów w sprawie. Tym bardziej więc nie sposób mówić o jakimkolwiek procesie. – Wszystko, co wiemy o sprawie Wesołowskiego, to doniesienia medialne – mówi z rozbrajającą szczerością prokurator Nowak.
Sprawa Wesołowskiego znalazła się zatem w dziwnym międzynarodowym klinczu, który byłemu nuncjuszowi zapewnia bezkarność. Jeśli instytucje czterech państw przegrają z cynizmem eksduchownego, będzie to porażka i Kościoła, i tych państw. A były biskup nadal będzie mógł spacerować ulicami zabytkowego Rzymu.
Po pierwsze, tamtejszy cywilny wymiar sprawiedliwości nie jest przygotowany do badania i osądzania tak poważnych zbrodni, jak pedofilia.
Po drugie, za murami Watykanu Wesołowski ma prawdo podobnie zaskakująco wielu cichych obrońców i tylko można się domyślać, z jakich powodów. Cytowani przez amerykańskiego dziennikarza National Catholic Reporter anonimowi biskupi mówią wprost: „Niektórzy z naszych kolegów obchodzą się z nim jak z jajkiem”. Po trzecie wreszcie, wiele wskazuje na to, że Watykan chce zademonstrować światu, że teraz, po wydaleniu Wesołowskiego ze stanu duchownego, nie ma już z nim nic wspólnego. Zachodnia prasa zwraca uwagę, że w przeszłości ofiary molestowania pozywały Watykan, żądając wysokich odszkodowań. Stolica Apostolska tłumaczyła się wówczas, że skoro zdemoralizowani duchowni nie są jej pracownikami, żadnych pieniędzy ofiarom nie będzie wypłacała.
Sprawa Wesołowskiego to twardy orzech do zgryzienia dla państwa polskiego. Kilka dni temu rozmawiałem o tej sprawie z Przemysławem Nowakiem z warszawskiej prokuratury, która teoretycznie prowadzi śledztwo w sprawie byłego nuncjusza. Teoretycznie – bo prokurator Nowak przyznał, że w praktyce polscy śledczy nie mają na Wesołowskiego żadnych dowodów. Co więcej, nie bardzo wiedzą, jak je zdobyć. Dominikana odmówiła bowiem przesłania nam dokumentów, bo powiedziała, że ich nie ma. Wszystkie przesłała bowiem Watykanowi. Watykan z kolei odmówił przekazania stronie polskiej materiałów śledztwa lub choćby ich kopii. Stwierdził bowiem, że Dominikana, przekazując akta, zastrzegła, że są one ściśle tajne. Dodano, że to zastrzeżenie ma charakter nieodwołalny. Zdaniem prokuratora Nowaka odebranie Wesołowskiemu immunitetu dyplomatycznego niewiele w sprawie zmienia. Wszak były arcybiskup ciągle jest prawdopodobnie obywatelem Watykanu, a Watykan nie zezwala na ekstradycję swoich obywateli. W całej sprawie zaskakuje jeszcze wypowiedź polskiego ambasadora przy Stolicy Apostolskiej. Jak donoszą amerykańskie media, Piotr Nowina-Konopka zapowiedział w ubiegłym tygodniu, że w nowej sytuacji Polska „rozważy kolejne żądanie ekstradycji Józefa Wesołowskiego, tak aby mógł on się stawić na procesie w Polsce”. Problem w tym, że w rzeczywistości Polska nigdy nie występowała o ekstradycję byłego hierarchy. Nie może też zresztą wystąpić i teraz, bo nie zgromadziła praktycznie żadnych dowodów w sprawie. Tym bardziej więc nie sposób mówić o jakimkolwiek procesie. – Wszystko, co wiemy o sprawie Wesołowskiego, to doniesienia medialne – mówi z rozbrajającą szczerością prokurator Nowak.
Sprawa Wesołowskiego znalazła się zatem w dziwnym międzynarodowym klinczu, który byłemu nuncjuszowi zapewnia bezkarność. Jeśli instytucje czterech państw przegrają z cynizmem eksduchownego, będzie to porażka i Kościoła, i tych państw. A były biskup nadal będzie mógł spacerować ulicami zabytkowego Rzymu.