Kilka miesięcy temu z honorami i pompą został pochowany gen. Wojciech Jaruzelski. W uroczystościach wzięli udział m.in. prezydent Bronisław Komorowski i szef MON Tomasz Siemoniak. Uważałam, że to nadmierne, wręcz ostentacyjne zaangażowanie polskich władz w pogrzeb dyktatora.
Czy nie wystarczyliby przedstawiciele tych samych instytucji, ale niższego szczebla (np. szef BBN albo kancelarii prezydenta czy wiceminister obrony)? Nie wiem, na ile minister poszedł tam z poczucia służbowego obowiązku, a ile mogło być w tym geście kalkulacji politycznej wobec wojskowych, generalicji, której przecież duża część wywodzi się z poprzedniego reżimu. Ostatnie decyzje ministra obrony jednak temu przeczą. I całe szczęście, bo są próbą przywrócenia jakiegoś elementarnego ładu.
Szef MON zdymisjonował ludzi odpowiedzialnych za wydanie zgody na pochówek z ceremoniałem wojskowym stalinowskiego prokuratora Wacława Krzyżanowskiego, oskarżyciela w procesie „Inki”. Okazało się, że nikt się nawet nie pofatygował, żeby sprawdzić jego przeszłość (przyznanie asysty tłumaczono tym, że jako żołnierz ludowego WP walczył pod Lenino).
Minister zmienił też zasady dotyczące pochówku żołnierzy na wojskowych Powązkach: „generałowie nominowani w PRL nie podlegają zasadzie, która obowiązywała do tej pory, że każdy generał może być tam pochowany”. - Niech będzie jasna zasada, ja biorę za to odpowiedzialność. Myślę, że wokół zmarłych nie powinno być więcej takich emocji, jakie były w ostatnich latach. Są inne cmentarze, są także inne części Powązek, są inni dysponenci, mogą tutaj według własnego uznania podejmować decyzje – wyjaśniał Siemoniak.
Było coś głęboko nieprzyzwoitego w obrazie sprzed kilku miesięcy, gdy na Powązkach chowany był komunistyczny generał Tadeusz Pietrzak (ostatecznie bez ceremoniału), a w tym samym czasie kilkaset metrów dalej, na „Łączce” ekshumowano szczątki ofiar komunistycznego terroru, chowane potajemnie w wielkim dole.
Decyzja ministra Siemoniaka ma wymiar przede wszystkim symboliczny. Dobrze, że zapadła, bo takie gesty mają w polityce znaczenie. Sprzeciwia się jej SLD i Janusz Palikot – co nie dziwi, bo Sojusz od dawna buduje polityczną pozycję na PRL-owskich sentymentach. Ciekawe jednak, że krytykuje ją także PiS. Prawica zarzuca bowiem Siemoniakowi ...niekonsekwencję. Jeśli to niekonsekwencja, to jednak godna pochwały.
Szef MON zdymisjonował ludzi odpowiedzialnych za wydanie zgody na pochówek z ceremoniałem wojskowym stalinowskiego prokuratora Wacława Krzyżanowskiego, oskarżyciela w procesie „Inki”. Okazało się, że nikt się nawet nie pofatygował, żeby sprawdzić jego przeszłość (przyznanie asysty tłumaczono tym, że jako żołnierz ludowego WP walczył pod Lenino).
Minister zmienił też zasady dotyczące pochówku żołnierzy na wojskowych Powązkach: „generałowie nominowani w PRL nie podlegają zasadzie, która obowiązywała do tej pory, że każdy generał może być tam pochowany”. - Niech będzie jasna zasada, ja biorę za to odpowiedzialność. Myślę, że wokół zmarłych nie powinno być więcej takich emocji, jakie były w ostatnich latach. Są inne cmentarze, są także inne części Powązek, są inni dysponenci, mogą tutaj według własnego uznania podejmować decyzje – wyjaśniał Siemoniak.
Było coś głęboko nieprzyzwoitego w obrazie sprzed kilku miesięcy, gdy na Powązkach chowany był komunistyczny generał Tadeusz Pietrzak (ostatecznie bez ceremoniału), a w tym samym czasie kilkaset metrów dalej, na „Łączce” ekshumowano szczątki ofiar komunistycznego terroru, chowane potajemnie w wielkim dole.
Decyzja ministra Siemoniaka ma wymiar przede wszystkim symboliczny. Dobrze, że zapadła, bo takie gesty mają w polityce znaczenie. Sprzeciwia się jej SLD i Janusz Palikot – co nie dziwi, bo Sojusz od dawna buduje polityczną pozycję na PRL-owskich sentymentach. Ciekawe jednak, że krytykuje ją także PiS. Prawica zarzuca bowiem Siemoniakowi ...niekonsekwencję. Jeśli to niekonsekwencja, to jednak godna pochwały.