Przygotowując artykuł o wydatkach parlamentarzystów (na prowadzenie działalności poselskiej mają do wykorzystania prawie 150 tysięcy złotych rocznie), sprawdziliśmy jak wydatki te są kontrolowane. Wnioski były ponure. Większość posłów skrupulatnie pobiera całą sumę. Tego, na co przeznaczają pieniądze nikt w sejmie nie sprawdza.
Raz do roku parlamentarzysta sporządza bilans. Przesyła go do sejmu. Kancelaria przyjmuje bilans i kontroluje go jedynie pod względem księgowym. Czy wypełniono wszystkie rubryki i czy prawidłowo podliczono pozycje. Za bilansem nie idą potwierdzające go rachunki. Rachunki zostają w biurze poselskim i gromadzą się tam przez wiele lat. Obowiązek przekazania ich do Kancelarii Sejmu poseł ma dopiero, kiedy składa mandat. Jeśli będzie wybierany w kolejnych wyborach, na kolejne kadencje, rachunki będą w biurze leżeć i żółknąć. Jeśli poseł spędzi w Sejmie dajmy na to 10 lat, na koniec musi przedstawić tylko rachunki z ostatnich pięciu lat. Wszystkie inne można wyrzucić do śmieci.
Czy rachunki znoszone po wielu latach przez posłów ktokolwiek sprawdza?
-Ostatnio zanosiłem swoje rachunki do Sejmu- tłumaczył nam polityk, który niedawno skończył wypełnianie mandatu posła. -Było tego kilka segregatorów. Cała masa papieru. Wszystko musiałem związać sznurkiem. Nie sądzę żeby komuś chciało się w tym grzebać- usłyszeliśmy.
Poseł chwalił się, że jego rachunki były przynajmniej uporządkowane. Tłumaczył, że delikatnie mówiąc, nie u wszystkich tak to wygląda.
Wprawdzie do biura poselskiego teoretycznie może wpaść wysłana przez Kancelarię Sejmu tak zwana kontrola losowa, ale niewielu z taką praktyką miało do czynienia.
Dziś, „kilometrówkę” czyli jedną ze składowych tego jak posłowie wydają pieniądze, po medialnej burzy, kontrolować musi prokuratura. I co najważniejsze, gdyby nie media sprawa nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Kancelaria Sejmu przez lata nie dostrzegała nieprawidłowości. Skoro sejm ma problemy z upilnowaniem 460 posłów, to może rzeczywiście powinno być tych posłów mniej?
Postulat cięć w sejmie wraca jak bumerang, regularnie, przed każdą kampanią wyborczą. Zmieniają się tylko partie, które w danej kampanii twierdza, że to doskonały pomysł. Postulat zgłaszał już PiS, Solidarna Polska, ostatnio Janusz Palikot. W 2010 roku mówił o tym Donald Tusk. Pytany o opinię Grzegorz Schetyna, podawał konkretne liczby. Z obecnych 460 posłów miałoby pozostać jedynie 300. Miałoby. Po postulacie pozostały tylko nagłówki prasowe „PO chce zmniejszenia liczby posłów”.
Zbliżą się seria kampanii wyborczych. Ktoś z pewnością do pomysłu wróci. Po serii finansowych wpadek polskich parlamentarzystów będzie miał dodatkowy argument.
Pytanie tylko ilu posłów powinno pozostać w sejmie by kancelaria, bez pomocy mediów, była w stanie upilnować to niesforne stadko. Biorąc pod uwagę jak radzi sobie do tej pory? Trzech. Góra czterech.
Czy rachunki znoszone po wielu latach przez posłów ktokolwiek sprawdza?
-Ostatnio zanosiłem swoje rachunki do Sejmu- tłumaczył nam polityk, który niedawno skończył wypełnianie mandatu posła. -Było tego kilka segregatorów. Cała masa papieru. Wszystko musiałem związać sznurkiem. Nie sądzę żeby komuś chciało się w tym grzebać- usłyszeliśmy.
Poseł chwalił się, że jego rachunki były przynajmniej uporządkowane. Tłumaczył, że delikatnie mówiąc, nie u wszystkich tak to wygląda.
Wprawdzie do biura poselskiego teoretycznie może wpaść wysłana przez Kancelarię Sejmu tak zwana kontrola losowa, ale niewielu z taką praktyką miało do czynienia.
Dziś, „kilometrówkę” czyli jedną ze składowych tego jak posłowie wydają pieniądze, po medialnej burzy, kontrolować musi prokuratura. I co najważniejsze, gdyby nie media sprawa nigdy nie ujrzałaby światła dziennego. Kancelaria Sejmu przez lata nie dostrzegała nieprawidłowości. Skoro sejm ma problemy z upilnowaniem 460 posłów, to może rzeczywiście powinno być tych posłów mniej?
Postulat cięć w sejmie wraca jak bumerang, regularnie, przed każdą kampanią wyborczą. Zmieniają się tylko partie, które w danej kampanii twierdza, że to doskonały pomysł. Postulat zgłaszał już PiS, Solidarna Polska, ostatnio Janusz Palikot. W 2010 roku mówił o tym Donald Tusk. Pytany o opinię Grzegorz Schetyna, podawał konkretne liczby. Z obecnych 460 posłów miałoby pozostać jedynie 300. Miałoby. Po postulacie pozostały tylko nagłówki prasowe „PO chce zmniejszenia liczby posłów”.
Zbliżą się seria kampanii wyborczych. Ktoś z pewnością do pomysłu wróci. Po serii finansowych wpadek polskich parlamentarzystów będzie miał dodatkowy argument.
Pytanie tylko ilu posłów powinno pozostać w sejmie by kancelaria, bez pomocy mediów, była w stanie upilnować to niesforne stadko. Biorąc pod uwagę jak radzi sobie do tej pory? Trzech. Góra czterech.