Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia prezydent Komorowski został św. Mikołajem. Niestety, nie bardzo bogatym, nie bardzo rozrzutnym, nie bardzo też sprawiedliwym. Podpisał ustawę o Karcie Dużej Rodziny.
Przedstawiciele rodzin wielodzietnych - w Polsce to takie, w których jest troje i więcej dzieci - dziękowali prezydentowi ze szczerego serca i kłaniali się w pas co najmniej tak, jakby to on sam z prywatnej kieszeni miał dokładać do muzealnych i kolejowych biletów i refundować część kosztów za wstęp na obiekty sportowe. Na marginesie, chyba ktoś prezydenta wprowadził w błąd, bo prawie każde muzeum w Polsce raz w tygodniu ma dzień otwarty i chętnych wpuszcza za darmo, zniżki są więc zbędne.
Zdaje się, że ten fakt nie został odnotowany i większość programów informacyjnych przygotowała wzruszające materiały o krynicy dobroci głowy państwa, o wspaniałym świecie niedalekiej przyszłości, w którym rodzice z gromadką dzieci nie będą już musieli się zastanawiać czy ich stać na zwiedzenie wystawy w Muzeum Narodowym, wyjście na basen albo lodowisko bądź wyrobienie nowych paszportów. Tak, tak, zniżki na paszporty też ustawa przewiduje. Można cały świat zwiedzić dzięki takim paszportom. Można wszystko. Prezydent pewnie wie o tym doskonale, bo przecież ma piątkę dzieci i nie raz, kiedy były jeszcze małe podróżował z całą rodziną po świecie, nie raz był też z dzieciakami w kinie albo w teatrze na jakimś familijnym przedstawieniu.
Przypuszczam, że wie więc, że ustawa o prorodzinnych zniżkach może jedynie przysporzyć chwilowego splendoru ustawodawcy, bo z realną pomocą ma niewiele wspólnego. A do tego dyskryminuje tych, którzy mają mniej niż troje dzieci.
Wyjście do kina takiej rodziny jak moja - rodzice i dwoje dzieci - to koszt minimum 80 zł. Nie liczę popcornu i coli. Nie liczę dojazdu. Wyjście do teatru na spektakl, dajmy na to „Herbatka u Świętego Mikołaja” w warszawskim Teatrze Lalka to już koszt minimum 140 zł (bilet kosztuje 35 zł). Zaznaczam, że teatr, tak jak większość teatrów w Polsce jest dotowany z budżetu miasta bądź państwa. Dotowane są też obiekty sportowe, m.in. Stadion Narodowy. Od kilku tygodni trwa tam istne zimowe szaleństwo - na płycie są aż trzy lodowiska. Ale godzina i dziesięć minut jazdy na wypożyczonych na miejscu łyżwach kosztowała moją rodzinę 87 zł.
Postuluję więc, panie prezydencie, by nie dyskryminować takich rodzin jak moja, tych jeszcze mniejszych też nie i podpowiadam rozwiązanie, by może skusić się na to, by na kulturę i rozrywkę przeznaczać 1 proc PKB (od kilku lat dyskutują o tym politycy i ludzie kultury). Wówczas żadne zniżki do muzeów dla rodzin nie będą potrzebne.
Zdaje się, że ten fakt nie został odnotowany i większość programów informacyjnych przygotowała wzruszające materiały o krynicy dobroci głowy państwa, o wspaniałym świecie niedalekiej przyszłości, w którym rodzice z gromadką dzieci nie będą już musieli się zastanawiać czy ich stać na zwiedzenie wystawy w Muzeum Narodowym, wyjście na basen albo lodowisko bądź wyrobienie nowych paszportów. Tak, tak, zniżki na paszporty też ustawa przewiduje. Można cały świat zwiedzić dzięki takim paszportom. Można wszystko. Prezydent pewnie wie o tym doskonale, bo przecież ma piątkę dzieci i nie raz, kiedy były jeszcze małe podróżował z całą rodziną po świecie, nie raz był też z dzieciakami w kinie albo w teatrze na jakimś familijnym przedstawieniu.
Przypuszczam, że wie więc, że ustawa o prorodzinnych zniżkach może jedynie przysporzyć chwilowego splendoru ustawodawcy, bo z realną pomocą ma niewiele wspólnego. A do tego dyskryminuje tych, którzy mają mniej niż troje dzieci.
Wyjście do kina takiej rodziny jak moja - rodzice i dwoje dzieci - to koszt minimum 80 zł. Nie liczę popcornu i coli. Nie liczę dojazdu. Wyjście do teatru na spektakl, dajmy na to „Herbatka u Świętego Mikołaja” w warszawskim Teatrze Lalka to już koszt minimum 140 zł (bilet kosztuje 35 zł). Zaznaczam, że teatr, tak jak większość teatrów w Polsce jest dotowany z budżetu miasta bądź państwa. Dotowane są też obiekty sportowe, m.in. Stadion Narodowy. Od kilku tygodni trwa tam istne zimowe szaleństwo - na płycie są aż trzy lodowiska. Ale godzina i dziesięć minut jazdy na wypożyczonych na miejscu łyżwach kosztowała moją rodzinę 87 zł.
Postuluję więc, panie prezydencie, by nie dyskryminować takich rodzin jak moja, tych jeszcze mniejszych też nie i podpowiadam rozwiązanie, by może skusić się na to, by na kulturę i rozrywkę przeznaczać 1 proc PKB (od kilku lat dyskutują o tym politycy i ludzie kultury). Wówczas żadne zniżki do muzeów dla rodzin nie będą potrzebne.