Tylko to jedno zdanie powinno zadecydować o wyborczej porażce prezydenta i jednocześnie kandydata na prezydenta - Bronisława Komorowskiego. Bo niezależnie od barwnych haseł wyborczych, najważniejsza jest polska racja stanu. A jest nią bezpieczeństwo Polski i Polaków.
Wypowiadając się w piątkowym programie telewizyjnym, Prezydent Bronisław Komorowski powiedział, że jedną z form wywarcia presji na Moskwę jest zwiększenie zdolności obronnych Ukraińców. I że w Polsce nie powinniśmy zamykać tematu dostaw broni dla Ukrainy. Czyli mówiąc wprost: zastanówmy się nad dostarczaniem broni Ukrainie, walczącej na wschodzie kraju z prorosyjskimi separatystami.
Te słowa Prezydenta RP wywołują strach. Nie tylko mój, ale również milionów moich rodaków. Nie wyobrażam sobie polskiego premiera, prezydenta lub ministra podpisującego się pod decyzją o "dozbrojeniu" Ukrainy i wysłaniu tam czołgów, amunicji i karabinów zakupionych za nasze podatki. Bo oczywiście nie ma embarga na dostawę broni dla walczącej Ukrainy. I jeśli armia ukraińska zamówi i zapłaci za broń zakupioną w polskiej fabryce, to nie ma powodu, by się na to nie godzić. Ale prezydent Bronisław Komorowski, zastanawiając się nad "zwiększeniem zdolności obronnych" Ukraińców nie myślał o komercyjnym handlu bronią. Ale o udziale państwa i naszego budżetu w zakupie i wysyłce broni na Ukrainę.
Zresztą w tej sprawie nie jest najważniejszy aspekt finansowy, choć Polski po prostu nie stać dodatkowe wydatki zbrojeniowe. Kluczowe są niewyobrażalne konsekwencje międzynarodowe, a w szczególności reakcja Rosji. Wysłanie polskiej broni na Ukrainę oznaczałoby bowiem militarne zaangażowanie się Polski w konflikt. Faktyczny udział w wojnie ukraińsko-rosyjskiej! Nawet w sytuacji, gdyby na wschodzie Ukrainy nie znalazł się żaden polski żołnierz. I Polsce nie wolno takiego kroku zrobić, niezależnie od rozwoju sytuacji u naszych wschodnich sąsiadów.
Tak jak cały cywilizowany świat, jednoznacznie oceniam działania Putina na wschodzie Ukrainy. Jednoznacznie źle! I tak jak cały cywilizowany świat, jestem za tym, by metodami dyplomatycznymi doprowadzić do zakończenia tej wojny. I szkoda, że prezydent Bronisław Komorowski nie usiadł razem z Prezydentem Francji i z Panią Kanclerz Niemiec przy stole negocjacyjnym w Mińsku. Że nie było go nigdzie, gdzie toczyły się rozmowy o przyszłości Ukrainy. Że był bardzo zajęty ubieraniem bożonarodzeniowej choinki i malowaniem wielkanocnych jajek. A teraz nagle obudził się i chce rozmawiać o czołgach i karabinach dla Ukrainy.
Prezydent Komorowski mówił, że nie chce, by sprawa wojny na Ukrainie stała się elementem kampanii wyborczej w wyborach prezydenckich. Jestem przeciwnego zdania. Każdy z kandydatów powinien jasno i jednoznacznie określić swoje zamiary na wypadek, gdyby konfliktu ukraińsko-rosyjskiego nie udało się szybko rozwiązać (na co się, niestety, zanosi). Bo to właśnie ta sprawa może wyznaczać kierunek przyszłej prezydentury. Bronisław Komorowski już się określił, mówiąc że chce dyskusji o ewentualnym dozbrajaniu Ukrainy przez Polskę i pozostawieniu tego tematu otwartym.
A ja uważam, że ten temat należy zamknąć. Mówiąc: nie! Nie, dla militarnego zaangażowania Polski na Ukrainie. Nawet, jeśli słowo "militarny" oznacza tylko dostawy na Ukrainę polskiej broni i uzbrojenia. Nie po to wstępowaliśmy do NATO, by teraz samemu wyrywać się z szabelką do przodu. Życzyłbym sobie, aby Bronisław Komorowski, po 10 maja nie miał już możliwości decydowania w pałacu prezydenckim o czymkolwiek. A o udziale Polski w wojnie ukraińsko-rosyjskiej w szczególności.
Te słowa Prezydenta RP wywołują strach. Nie tylko mój, ale również milionów moich rodaków. Nie wyobrażam sobie polskiego premiera, prezydenta lub ministra podpisującego się pod decyzją o "dozbrojeniu" Ukrainy i wysłaniu tam czołgów, amunicji i karabinów zakupionych za nasze podatki. Bo oczywiście nie ma embarga na dostawę broni dla walczącej Ukrainy. I jeśli armia ukraińska zamówi i zapłaci za broń zakupioną w polskiej fabryce, to nie ma powodu, by się na to nie godzić. Ale prezydent Bronisław Komorowski, zastanawiając się nad "zwiększeniem zdolności obronnych" Ukraińców nie myślał o komercyjnym handlu bronią. Ale o udziale państwa i naszego budżetu w zakupie i wysyłce broni na Ukrainę.
Zresztą w tej sprawie nie jest najważniejszy aspekt finansowy, choć Polski po prostu nie stać dodatkowe wydatki zbrojeniowe. Kluczowe są niewyobrażalne konsekwencje międzynarodowe, a w szczególności reakcja Rosji. Wysłanie polskiej broni na Ukrainę oznaczałoby bowiem militarne zaangażowanie się Polski w konflikt. Faktyczny udział w wojnie ukraińsko-rosyjskiej! Nawet w sytuacji, gdyby na wschodzie Ukrainy nie znalazł się żaden polski żołnierz. I Polsce nie wolno takiego kroku zrobić, niezależnie od rozwoju sytuacji u naszych wschodnich sąsiadów.
Tak jak cały cywilizowany świat, jednoznacznie oceniam działania Putina na wschodzie Ukrainy. Jednoznacznie źle! I tak jak cały cywilizowany świat, jestem za tym, by metodami dyplomatycznymi doprowadzić do zakończenia tej wojny. I szkoda, że prezydent Bronisław Komorowski nie usiadł razem z Prezydentem Francji i z Panią Kanclerz Niemiec przy stole negocjacyjnym w Mińsku. Że nie było go nigdzie, gdzie toczyły się rozmowy o przyszłości Ukrainy. Że był bardzo zajęty ubieraniem bożonarodzeniowej choinki i malowaniem wielkanocnych jajek. A teraz nagle obudził się i chce rozmawiać o czołgach i karabinach dla Ukrainy.
Prezydent Komorowski mówił, że nie chce, by sprawa wojny na Ukrainie stała się elementem kampanii wyborczej w wyborach prezydenckich. Jestem przeciwnego zdania. Każdy z kandydatów powinien jasno i jednoznacznie określić swoje zamiary na wypadek, gdyby konfliktu ukraińsko-rosyjskiego nie udało się szybko rozwiązać (na co się, niestety, zanosi). Bo to właśnie ta sprawa może wyznaczać kierunek przyszłej prezydentury. Bronisław Komorowski już się określił, mówiąc że chce dyskusji o ewentualnym dozbrajaniu Ukrainy przez Polskę i pozostawieniu tego tematu otwartym.
A ja uważam, że ten temat należy zamknąć. Mówiąc: nie! Nie, dla militarnego zaangażowania Polski na Ukrainie. Nawet, jeśli słowo "militarny" oznacza tylko dostawy na Ukrainę polskiej broni i uzbrojenia. Nie po to wstępowaliśmy do NATO, by teraz samemu wyrywać się z szabelką do przodu. Życzyłbym sobie, aby Bronisław Komorowski, po 10 maja nie miał już możliwości decydowania w pałacu prezydenckim o czymkolwiek. A o udziale Polski w wojnie ukraińsko-rosyjskiej w szczególności.