Pierwsza tura wyborów prezydenckich już za nami. Czas ocenić zwycięzców i przegranych. Kampania pokazała pewną medialną rzeczywistość bardzo łatwą do przewidzenia.
„Bohaterów” wyborów było kilku. Najpierw parę słów o zwycięzcach.
Andrzej Duda jest człowiekiem otwartym i bardzo dobrze przygotowanym medialnie. Znam go osobiście i miałem okazję z nim wielokrotnie rozmawiać, w różnych okolicznościach. Skąd to dobre przygotowanie medialne? Andrzej jest prawnikiem, adwokatem – umie przemawiać, z sensem, logicznie i z puentą. Dodatkowo wielokrotnie uczestniczył w wielu dyskusjach, w których musiał się spierać ze swoimi adwersarzami. Jest otrzaskany, bo oprócz tego że mówił, musiał również słuchać.
Jego konkurent, Bronisław Komorowski, nie ma tak dobrego przygotowania medialnego. Pomimo, że w polityce jest niemal od zawsze, to swoje ostatnie kilka lat spędził w pozie mówienia, mówienia, mówienia a na pewno nie słuchania. Tak więc nie jest w stanie nawiązać relacji narracyjnej ani z tłumem ani z pojedynczymi adwersarzami. Po prostu w jego mniemaniu tłum ma słuchać i spijać nektar płynący z jego ust a nie dyskutować i poddawać jego słowa w wątpliwość.
Ostateczny wynik konfrontacji dzisiaj nie jest jeszcze znany, jednak przypuszczam, że obydwie pozy medialne do 24 maja nie ulegną zmianie. Brak umiejętności trudno jest nadgonić a złe nawyki trudno jest wyplenić.
A teraz kilka słów o wybranych kandydatach, którzy przegrali.
Komu mówienie zaszkodziło? Na pewno byli to Korwin-Mikke i Janusz Palikot. Pomimo, że mówili, mówili i mówili, tak naprawdę tylko niewielu udawało, że rozumie ich słowa. Co ciekawe, w wielu przypadkach mówili rzeczy mądre. Korwin jak zwykle odwoływał się do elektoratu skrajnie liberalnego, o zacięciu narodowo-liberalnym. Wynik – 3,26% świadczy o całkowitej klęsce tego obozu. Z kolei Janusz Palikot nawołując do budowy otwartego, nowoczesnego i świeckiego państwa, państwa bez osób wykluczonych, który przekonał wiele środowisk 4 lata temu, tym razem stracił, najprawdopodobniej bezpowrotnie, swoją pozycję na scenie politycznej – wynik 1,42%.
Szanowny Czytelniku, czy jesteś w stanie przypomnieć sobie i powiedzieć na głos jakąkolwiek tezę programową, którą wygłosił i wokół której toczyła się kampania Adama Jarubasa? Kandydat bez jakiegokolwiek wizerunku medialnego. Może miły, może serdeczny, może inteligentny, ale na pewno z zerowym przekazem. Piszę te słowa, bo może w PSL-u ktoś wreszcie zrozumie, że trzeba postawić na mądrych i przygotowanych medialnie kandydatów.
Jako przedostatnią chciałem skomentować kampanię Magdaleny Ogórek.
Jeszcze w moich czasach studenckich, promotor mojej pracy magisterskiej mówił zawsze tak: „gdy nie masz nic do powiedzenia a ktoś cię o coś pyta, mów prawdy oczywiste. Na przykład, że dwa razy dwa to cztery.” Pierwsza część kampanii Magdy była majstersztykiem w wykonaniu sztabu. Kandydatka nie udzielała się nigdzie, i w końcu gdy dwa razy wystąpiła, powiedziała kilka prawd oczywistych, między innymi, że napisze prawo od nowa. Wszyscy byli do tego stopnia zszokowani, że przez dwa dni nikt tego nie komentował. A sam widziałem tabuny dziennikarzy biegających za kandydatką aby powiedziała przynajmniej jakiekolwiek słowo komentarza. Do tego czasu zajmowała silne trzecie miejsce w sondażach. Ale później trzeba było się wziąć do solidnej roboty. Będąc już osobą rozpoznawalną miała jeździć, odwiedzać, dyskutować, prezentować, wszędzie gdzie się da. Nie uczyniła tego, stąd wynik nie poraża.
A teraz deser – kandydat Paweł Kukiz. Skąd wziął się jego sukces? Paweł zaryzykował, nawet bardzo i zawarł w swoim programie tylko dwa punkty: JOW-y jako nowa ordynacja wyborcza i rozbicie skostniałej partiokracji. Pomysł z JOW-ami jest tak idiotyczny, że właściwie nie powinno się go nawet komentować. Dlatego, że w naszym kraju oprócz startujących w JOW-ach, przygotowanych do polityki profesjonalistów, wystartowałaby z pewnością grupa ludzi bez przygotowania, którzy oczywiście wiedzą lepiej, potrafią więcej i tak dalej. A dzięki pieniądzom wydanym na kampanię przebiją się w małych okręgach wyborczych i zamiast pracować w Sejmie, będą zajmować się własnymi interesami. Taka to polska specyfika. To dałoby się jeszcze przeżyć. Najgorsze może być to, że dzięki JOW-om scena polityczna naszego kraju podzieli się wyłącznie na dwie partie. I zamiast rozbicia partiokracji, zabetonuje się ją na dobre. Bo tylko one realnie będą w stanie przedstawić wyposażonych w odpowiednie środki, w miarę rozsądnych kandydatów. I może dojść do sytuacji, że partia ciesząca się np. 25% poparciem w społeczeństwie, nie będzie miała ani jednego reprezentanta w parlamencie. Myślę, że najlepszym lekarstwem na JOW-y jest analiza ostatnich wyników wyborów w Wielkiej Brytanii.
Wracając do sedna tematu. Czy Paweł podczas kampanii poraził kogoś swoją elokwencją i wywodami? Myślę, że nie. Bo występy były słabiutkie, monotematyczne, bazujące tylko na dwóch sloganach.
Przed pierwszą turą wyborów w prywatnych mediach (czytaj zagranicznych) był praktycznie wyłącznie obecny Bronisław Komorowski. Przed drugą turą tendencje się odwróciły. Media te już chyba wybrały zwycięzcę.
Andrzej Duda jest człowiekiem otwartym i bardzo dobrze przygotowanym medialnie. Znam go osobiście i miałem okazję z nim wielokrotnie rozmawiać, w różnych okolicznościach. Skąd to dobre przygotowanie medialne? Andrzej jest prawnikiem, adwokatem – umie przemawiać, z sensem, logicznie i z puentą. Dodatkowo wielokrotnie uczestniczył w wielu dyskusjach, w których musiał się spierać ze swoimi adwersarzami. Jest otrzaskany, bo oprócz tego że mówił, musiał również słuchać.
Jego konkurent, Bronisław Komorowski, nie ma tak dobrego przygotowania medialnego. Pomimo, że w polityce jest niemal od zawsze, to swoje ostatnie kilka lat spędził w pozie mówienia, mówienia, mówienia a na pewno nie słuchania. Tak więc nie jest w stanie nawiązać relacji narracyjnej ani z tłumem ani z pojedynczymi adwersarzami. Po prostu w jego mniemaniu tłum ma słuchać i spijać nektar płynący z jego ust a nie dyskutować i poddawać jego słowa w wątpliwość.
Ostateczny wynik konfrontacji dzisiaj nie jest jeszcze znany, jednak przypuszczam, że obydwie pozy medialne do 24 maja nie ulegną zmianie. Brak umiejętności trudno jest nadgonić a złe nawyki trudno jest wyplenić.
A teraz kilka słów o wybranych kandydatach, którzy przegrali.
Komu mówienie zaszkodziło? Na pewno byli to Korwin-Mikke i Janusz Palikot. Pomimo, że mówili, mówili i mówili, tak naprawdę tylko niewielu udawało, że rozumie ich słowa. Co ciekawe, w wielu przypadkach mówili rzeczy mądre. Korwin jak zwykle odwoływał się do elektoratu skrajnie liberalnego, o zacięciu narodowo-liberalnym. Wynik – 3,26% świadczy o całkowitej klęsce tego obozu. Z kolei Janusz Palikot nawołując do budowy otwartego, nowoczesnego i świeckiego państwa, państwa bez osób wykluczonych, który przekonał wiele środowisk 4 lata temu, tym razem stracił, najprawdopodobniej bezpowrotnie, swoją pozycję na scenie politycznej – wynik 1,42%.
Szanowny Czytelniku, czy jesteś w stanie przypomnieć sobie i powiedzieć na głos jakąkolwiek tezę programową, którą wygłosił i wokół której toczyła się kampania Adama Jarubasa? Kandydat bez jakiegokolwiek wizerunku medialnego. Może miły, może serdeczny, może inteligentny, ale na pewno z zerowym przekazem. Piszę te słowa, bo może w PSL-u ktoś wreszcie zrozumie, że trzeba postawić na mądrych i przygotowanych medialnie kandydatów.
Jako przedostatnią chciałem skomentować kampanię Magdaleny Ogórek.
Jeszcze w moich czasach studenckich, promotor mojej pracy magisterskiej mówił zawsze tak: „gdy nie masz nic do powiedzenia a ktoś cię o coś pyta, mów prawdy oczywiste. Na przykład, że dwa razy dwa to cztery.” Pierwsza część kampanii Magdy była majstersztykiem w wykonaniu sztabu. Kandydatka nie udzielała się nigdzie, i w końcu gdy dwa razy wystąpiła, powiedziała kilka prawd oczywistych, między innymi, że napisze prawo od nowa. Wszyscy byli do tego stopnia zszokowani, że przez dwa dni nikt tego nie komentował. A sam widziałem tabuny dziennikarzy biegających za kandydatką aby powiedziała przynajmniej jakiekolwiek słowo komentarza. Do tego czasu zajmowała silne trzecie miejsce w sondażach. Ale później trzeba było się wziąć do solidnej roboty. Będąc już osobą rozpoznawalną miała jeździć, odwiedzać, dyskutować, prezentować, wszędzie gdzie się da. Nie uczyniła tego, stąd wynik nie poraża.
A teraz deser – kandydat Paweł Kukiz. Skąd wziął się jego sukces? Paweł zaryzykował, nawet bardzo i zawarł w swoim programie tylko dwa punkty: JOW-y jako nowa ordynacja wyborcza i rozbicie skostniałej partiokracji. Pomysł z JOW-ami jest tak idiotyczny, że właściwie nie powinno się go nawet komentować. Dlatego, że w naszym kraju oprócz startujących w JOW-ach, przygotowanych do polityki profesjonalistów, wystartowałaby z pewnością grupa ludzi bez przygotowania, którzy oczywiście wiedzą lepiej, potrafią więcej i tak dalej. A dzięki pieniądzom wydanym na kampanię przebiją się w małych okręgach wyborczych i zamiast pracować w Sejmie, będą zajmować się własnymi interesami. Taka to polska specyfika. To dałoby się jeszcze przeżyć. Najgorsze może być to, że dzięki JOW-om scena polityczna naszego kraju podzieli się wyłącznie na dwie partie. I zamiast rozbicia partiokracji, zabetonuje się ją na dobre. Bo tylko one realnie będą w stanie przedstawić wyposażonych w odpowiednie środki, w miarę rozsądnych kandydatów. I może dojść do sytuacji, że partia ciesząca się np. 25% poparciem w społeczeństwie, nie będzie miała ani jednego reprezentanta w parlamencie. Myślę, że najlepszym lekarstwem na JOW-y jest analiza ostatnich wyników wyborów w Wielkiej Brytanii.
Wracając do sedna tematu. Czy Paweł podczas kampanii poraził kogoś swoją elokwencją i wywodami? Myślę, że nie. Bo występy były słabiutkie, monotematyczne, bazujące tylko na dwóch sloganach.
Przed pierwszą turą wyborów w prywatnych mediach (czytaj zagranicznych) był praktycznie wyłącznie obecny Bronisław Komorowski. Przed drugą turą tendencje się odwróciły. Media te już chyba wybrały zwycięzcę.