Wyborcza batalia mówi nam, że jedno jest pewne: jak pisał Gołubiew w „Bolesławie Chrobrym” idzie nowe. Rozpędzony wyborczy walec, wcześniej czy później doprowadzi do dekompozycji obecnego układu. Marnych polityków, marnej polityki, byletrwania. Stanie się tak, czego dowodzą tegoroczne wybory, głównie za sprawą młodych Polaków.
Kiedy spogląda się na mijającą kampanię uderzające jest to jak - przynajmniej w sferze słów - politycy odwoływali się do młodego pokolenia. Ta narracja była nowością. W poprzednich elekcjach narzucane czy też naturalne podziały przechodziły gdzie indziej. Mieliśmy postkomunę i solidarność, Polskę liberalną i socjalną, uczciwą i splamioną aferami czy oszołomską i europejską. Tym razem podział próbował narzucić Bronisław Komorowski. Polska miała być radykalna i racjonalna. W jego odczuciu, oraz zaprzyjaźnionych mainstreamowych mediów, miało to być kolejny raz dowołanie do nieobliczanego PiS i nowoczesnej PO.
Trafili, tyle że kulą w płot. Bo Polska radykalna tym razem to Polska ambitna, domagająca się zmian i poważnego traktowania, nie godząca się na koszmarnie miałką politykę uprawianą przez rządzący obóz PO, widząca, że na świecie państwo może być zorganizowane lepiej. To niezrozumienie realiów kosztuje Komorowskiego utratę prezydentury. O tym, jak bardzo nie czuł on nastrojów niech świadczy to, że nazywał swojego kontrkandydata Marudą. Za to, że ten dopominał się zmiany.
Kto stoi za tym nowym ruchem „racjonalnego radykalizmu”? Głównie młodzi Polacy. „Gówniarze” jak nazywają ich apologeci PO, tacy jak Adam Michnik, to ciężko pracujący lub uczący się ludzie urodzeni w latach 70-, 80- i 90-ych. Ludzie mający odwagę powiedzieć „dość”, dla których coca-cola w sklepie, przynależność do NATO i UE nie jest szczytem marzeń. Szczytem, który poprzednie pokolenie osiągnęło, dla którego dalej iść nie trzeba. A może nawet nie widzi, że można to zrobić.
Jako obywatele możemy tylko cieszyć się z tego, że do głosu dochodzą młodzi. Dochowaliśmy się fantastycznego pokolenia ludzi nie skażonych komuną, wartościowych, odrzucających lewicowy radykalizm i roszczeniowość wobec państwa, chcących tylko jednego: by stworzyć im warunki rozwoju i równe szanse.
To pokolenie wcześniej czy później dojdzie do władzy. Dlatego możemy być nieco spokojniejsi o Polskę.
Trafili, tyle że kulą w płot. Bo Polska radykalna tym razem to Polska ambitna, domagająca się zmian i poważnego traktowania, nie godząca się na koszmarnie miałką politykę uprawianą przez rządzący obóz PO, widząca, że na świecie państwo może być zorganizowane lepiej. To niezrozumienie realiów kosztuje Komorowskiego utratę prezydentury. O tym, jak bardzo nie czuł on nastrojów niech świadczy to, że nazywał swojego kontrkandydata Marudą. Za to, że ten dopominał się zmiany.
Kto stoi za tym nowym ruchem „racjonalnego radykalizmu”? Głównie młodzi Polacy. „Gówniarze” jak nazywają ich apologeci PO, tacy jak Adam Michnik, to ciężko pracujący lub uczący się ludzie urodzeni w latach 70-, 80- i 90-ych. Ludzie mający odwagę powiedzieć „dość”, dla których coca-cola w sklepie, przynależność do NATO i UE nie jest szczytem marzeń. Szczytem, który poprzednie pokolenie osiągnęło, dla którego dalej iść nie trzeba. A może nawet nie widzi, że można to zrobić.
Jako obywatele możemy tylko cieszyć się z tego, że do głosu dochodzą młodzi. Dochowaliśmy się fantastycznego pokolenia ludzi nie skażonych komuną, wartościowych, odrzucających lewicowy radykalizm i roszczeniowość wobec państwa, chcących tylko jednego: by stworzyć im warunki rozwoju i równe szanse.
To pokolenie wcześniej czy później dojdzie do władzy. Dlatego możemy być nieco spokojniejsi o Polskę.